Kłótnie o to, czy Lech Wałęsa był TW „Bolkiem” powtarzają się z dużą regularnością i według tego samego schematu. Ważniejsze od rozstrzygania tak / nie jest jednak coś zupełnie innego.
Do 1989 roku sprawa Tajnego Współpracownika Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Bolek” nie była tematem większych sporów. Według niektórych relacji w końcu lat 70., gdy Lech Wałęsa był działaczem robotniczej opozycji w Gdańsku, pojawiały się pewne podejrzenia o to, że miał on jakieś kontakty z bezpieką. Potem, już w czasach stanu wojennego, władze PRL starały się fałszywymi materiałami skompromitować przywódcę „Solidarności”, zwłaszcza w kontekście odebrania przez niego Pokojowej Nagrody Nobla. Wtedy jednak były inne czasy i raczej uważano to za prowokację (zresztą słusznie).
Sprawa zaczęła się na serio w 1992 roku, po „Liście Macierewicza”, czyli ujawnieniu dość wadliwej listy agentów SB wśród polityków w obronie upadającego rządu Jana Olszewskiego. Wtedy na Wałęsę rzucono cień oskarżeń, które w różnej formie krążyły przez kolejne lata. W 2008 roku ukazała się nakładem Instytutu Pamięci Narodowej książka pt. „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”, która zebrała dostępne materiały dotyczące współpracy byłego prezydenta z komunistycznym aparatem bezpieczeństwa.
Z książki wyłaniał się następujący obraz: Lech Wałęsa, elektryk ze Stoczni Gdańskiej i jeden z liderów protestów robotniczych w Trójmieście w Grudniu 1970 roku, po ich zakończeniu, podjął współpracę z SB jako „Bolek”. Została ona formalnie zakończona w 1976 roku. Autorzy publikacji opisali także dalsze trwanie sporu o „Bolka”, zwłaszcza w kontekście lat 90., stawiając ówczesnemu prezydentowi zarzuty niszczenia obciążających go dokumentów.
Książka, jak można się domyślić, wywołała wiele kontrowersji, sporów i morze nienawiści wylewanej na siebie przez zwolenników i przeciwników Wałęsy. Obrońcy historycznego przywódcy „Solidarności” bronią jego wizerunku, podkreślając jego zasługi, okazany hart ducha i znaczenie w odzyskaniu wolności w 1989 roku. Atakujący go często tworzą z tego większą opowieść. Fakt, że Wałęsa był donosicielem przekreśla nie tylko jego zasługi, ale także całość dokonań formacji, z którą jest związany. W wizji tej Okrągły Stół i transformacja ustrojowa nie była żadnym zwycięstwem i odzyskaniem wolności, ale ugodą zbrodniarzy i agentów, grzechem pierworodnym, zgnilizną i tak dalej. Jak widać, wizje te za nic nie chcą się spotkać i konstruktywnie zetrzeć.
Historycy spierają się o to, jak wyglądały kontakty Wałęsy z SB w latach 70. Istnieje wśród nich jednak pewien consensus, uznający, że dokumenty mówiące o kontaktach Wałęsy z SB w 1971 roku i nawiązaniu przez niego współpracy są prawdziwe. Mówiąc inaczej, Wałęsa najprawdopodobniej był „Bolkiem”. Dalej zaczynają się już jednak rozbieżności. Recenzenci „SB a Lech Wałęsa” zwracali uwagę, że z dokumentów wynika, że Wałęsa kontaktował się i współpracował z bezpieką w latach 1971-1972, w kolejnych latach już raczej odmawiał współpracy i pozorował kontakty. Wyrejestrowanie „Bolka” w 1976 r. nie było więc zakończeniem współpracy, a decyzją formalną. Wałęsa, wówczas zwykły robotnik przed trzydziestką i ojciec rodziny, miał zgodzić się na współpracę w następstwie masakry na Wybrzeżu i ze strachu. Zwraca się też uwagę na dwuznaczność tego, co robił – jednocześnie udzielał informacji o innych robotnikach, prawdopodobnie im szkodząc, ale także starał się prowadzić własną grę i w swoim mniemaniu przysłużyć się kolegom (np. dążąc do zażegnania konfliktów). Pełnia wiedzy wymagałby zapewne dalszych badań – rzetelnych, żmudnych i w efekcie mało efektownych.
I tu właśnie leży podstawowy problem. Cały spór o „Bolka” to wielka bitwa zwolenników i przeciwników, „obrońców dobrego imienia” i „wrogów Układu”. Rozstrzygnięcie ma być jasne i stuprocentowe. Nie: „czy Wałęsa był Bolkiem?”, ale „czy Wałęsa był dobry czy zły?”, „czy był świętym czy może łotrem”. To wszystko wynika z głębokości sporu i powiązania go z codzienną polsko-polską wojenką. Bo paliwem najbardziej stanowczych badaczy jest właśnie polityka.
Dodatkowo wiele utrudnia sama postawa „Wałęsy”. Jeszcze w czasach opozycji miał on jakoby przyznawać się do tego, że kontaktował się z SB. Jednak w latach 90., pod wpływem ataku na niego ze strony politycznych przeciwników (Olszewskiego, Macierewicza, Jarosława Kaczyńskiego) okopał się na swoich pozycjach. Nie mógł przyznać się do swojej mniej chwalebnej przeszłości, bo to oznaczałoby klęskę polityczną. Jednocześnie wygrała jego osobowość, którą wszyscy obserwujący działanie Wałęsy mogą łatwo zauważyć – pewna małostkowość, skłonność do popadania w pychę, przekonanie o własnej wyjątkowości.
Czy można opowiedzieć historię Lecha Wałęsy inaczej? Tak, tylko trzeba wyzwolić się z okowów konieczności mówienia, że był w 100% świętym albo łotrem. Był zwyczajnym człowiekiem, który wszedł w wielką politykę. Współpracował z SB i robił tam rzeczy naganne, potem zaś wyrwał się z tej zależności, działał i stanął na czele „Solidarności”, pokazując hart ducha zwłaszcza w stanie wojennym, gdy nie poszedł na kompromis z władzą. Odniósł zwycięstwo w jednej bitwie, a jednocześnie przegrał kolejną, gdy jako prezydent stracił zaufanie Polaków i rozmienił swój autorytet na drobne. Do dziś potrafi zainteresować i zniesmaczyć.
Wychodzi więc na to, że Lech Wałęsa jest bohaterem z krwi i kości, a jego życiorys może być ciekawszy niż opowieść czarno-biała. Bo właśnie z takich ludzi składają się (w większości) nasze podręczniki do historii.
Interesujesz się historią? Chcesz wspomóc portal, który codziennie ją popularyzuje? Wejdź na http://histmag.org/wsparcie
Tomasz Leszkowicz – historyk, publicysta portalu internetowego "Histmag.org". Specjalizuje się w historii Polski XX wieku.