W dniu ostatecznego "zejścia", czy też odejścia w niebyt tak swego czasu modnego i kultowego telefonu BlackBerry, pomyślałam sobie, że zgadzam się z Jarosławem Kaczyńskim. Nie chodzi o politykę czy podsłuchy przy pomocy Pegaza, chodzi o telefon. Ja też poproszę telefon z klapką! A może nawet taki z kablem i tarczą... A co? Pomarzyć wolno...Chodzi o symbol tego, jak było i już pewno nie będzie.
Dojadło mi do żywego. Dokuczyło na maksa. Nie lubię! Nie lubię technologicznego zadęcia naszego świata. "Chcesz się dowiedzieć - wejdź na naszą stronę internetową". "Chcesz poznać nasze oferty - ściągnij naszą aplikację". Co gorsze - "chcesz się zapisać na test kowidowy czy na antykowidową szczepionkę - skorzystaj z naszej strony!". Jestem w aptece, gdzie szczepionki podają, ale nie zapisze mnie żadna miła pani. Muszę iść do domu, wejść na stronę, czy też w aplikację (nie mam odwagi robić tego w telefonie, pójdę do komputera) i zapisać się i dostanę datę i znowu do tej samej apteki wrócę i wtedy będę zaszczepiona!
A jeśli ja mam 120 lat i nie mam komputera? Nie mam też BlackBerry, ani iPhona, ani ajpada, czy innego gada. To co? Nie pójdę do lekarza, nie dostanę szczepionki, nie kupię biletu na samolot?! Nie zamówię Ubera nawet! Dzwonił ktoś do Ubera?
Ostatnio marzłam na chodniku koło Terminalu Drugiego na O'Hare. Zimno, zacina deszcz ze śniegiem, ciemno, wszystkie auta wydają się czarne. Uber mi pisze, że przyjedzie szarym chyba Fordem. Kto w tych warunkach odróżni szarego Forda od czarnej Toyoty! W dodatku na podjeździe dla Uberów stoi jakiś wielgachny autobus i nie wiesz biedny kliencie, czy twój Uber będzie za autobusem, czy przed. Próbuję wysłać sms-a. Ręce zgrabiale, ciemno, telefon mi upadł. Ktoś mi pomógł. Mój uberek już czekał i kiedy już wsiadłam, to się jednak pocieszyłam, że bez tego wariackiego telefonu Uber by nie istniał...
No dobrze. Ale telefon mi upadł, ale nie mogłam się z kierowcą w ciemnościach dogadać, a zresztą... Na początku podróży też ten wspaniały wynalazek doprowadzał mnie do szału. Nie, nie Uber. Telefon? Internet? Diabli wiedzą co. Linia lotnicza gnębiła mnie nawolywaniami, żeby się już- już odprawiać. Maile, jeden za drugim, dosłownie jakieś nękanie. No to się w końcu odprawiłam przy pomocy tego iPhona, tej aplikacji i - już nawet nie pamiętam - sms-a, czy emaila... Ale na lotnisku okazało się, że to nie koniec. Trzeba jeszcze przecież (mimo że się odprawiłam, że miałam nadzieję tej tortury uniknąć) wydrukować kartę pokładową. Służą do tego specjalne maszyny. Stawiam walizkę, uważam, żeby mi się nie przewróciła. W ręce trzymam telefon. Z torebki wyjmuję portfel, otwieram go, wydłubuję z niego prawo jazdy i kartę kredytową, bo nie pamiętam, co będzie potrzebne... w tym momencie torebka spada mi z ramienia... wytrąca mi z ręki telefon, on leci na posadzkę, schylam się po telefon, więc spadają mi okulary i wtedy - walizka się przewraca. Znowu się schylam, podnoszę walizkę i poprawiam maseczkę, bo ta oczywiście nasuwa mi się na oczy i nic nie widzę. A na stanowiskach linii lotniczych, o tuż obok, jest lada i wygodna półeczka na torebkę i dokumenty i jest żywy człowiek, nie ma co robić, ciągle tam jest i widzi, co się dzieje, ale nie, nie pomoże. On nie ma jak. Trzeba własnych klientów, pasażerów uszczęśliwić, epatować technologią wspaniałą i nowoczesnością. No bo jakby to wyglądało, gdybyśmy my światowi i tak dalej, odprawiali naszych pasażerów żywym człowiekiem, a nie nowoczesną maszynerią. Nie uchodzi...
To nie jest świat dla ... no właśnie!
Kto się przyzna?
Jest jeden śmiałek - znajomy. Niby dużo wie o komputerach, iPhonach i tych wszystkich aplikacjach, a też mu ostatnio dojadło. Mieszka w wielorodzinnym... po prostu - w bloku. Mają tam pralnię w piwnicy. Kiedyś wystarczyło gromadzić kłotry, czyli dwudziestopięciocentówki, wrzucać do maszyny i prać, a potem suszyć. Kilka lat temu, kiedy kultura posługiwania się kartami kredytowymi sięgnęła zenitu: "wprowadzili" - jak mówi Znajomy - takie specjalne karty. Trzeba było pójść do budynku, gdzie są biura osiedla. Więc trzeba było pamiętać, żeby zabrać ze sobą klucz. Tam na ścianie wisiała kasa, taka maszynka, której się dawało pieniądze i ona wpisywała kwotę na kartę mieszkańca. I potem trzeba było przy pomocy tej naładowanej forsą karty odpalić, a to pralkę, a to suszarkę. I już! Marudzili ludzie, ale w końcu - przywykli".
"Aż tu nagle, latem, biało na trawnikach - mówi mój Znajomy. - Powystawiali pralki i suszarki, nowe montują. Ale te nowe już nie na te karty, te nowe już domagają się iPhona i karty kredytowej. Jednym słowem - pranie z aplikacji.
"Już niejedną aplikację montowałem, ściągałem, to co mi tam - opowiada Znajomy. - Ale okazało się, że jakaś ona dziwna, nie do wszystkich typów telefonów pasuje. Nie sama aplikacja, tylko instrukcja obsługi, którą powiesili na ścianie".
Trochę musiał się kiepsko poczuć, gdy przy kolejnej próbie zastała go młodziutka sąsiadka. Pomogła. Załadowała. Też miała z tym kłopot, ale udało się.
"A teraz - skarży się Znajomy - trzeba było na to moje jakby konto włożyć znowu pieniądze. Co ja się namęczyłem! Trafiłem w jakąś pętlę, w kółko pyta mnie ta maszyna o adres, numer karty kredytowej i nie ma opcji - zapłać, zrób. Na ścianie wisi informacja, gdzie dzwonnic, ale tam - znowu - maszyna mówi, że tylko w dni i godziny. Oczywiście dziś, jak mi potrzebna żywa osoba - nie ma nikogo! Próbowałem kilka razy, to mi komputer napisał, że oni już mają informacje o mojej karcie kredytowej i jak jeszcze raz je wprowadzę, to mnie skasują, wyrzucą z systemu!".
"To nie pierzesz? - pytam.
"Piorę. W końcu się zorientowałem, że ta opcja "zapłać" jest nie - jak wszędzie - na dole ekranu, tylko w prawym górnym rogu, a ja bez okularów, to nie zauważyłem".
To nie jest świat dla...ludzi bez okularów!
BlueBerry schodzi w niebyt, ale nie łudźmy się, tych aplikacji i opcji będzie wszędzie coraz więcej. To chyba dlatego już wcześniej wynaleziono szkła kontaktowe - żeby nam okulary, czy ich brak, nie przeszkadzały.
Idalia Błaszczyk
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.