28 maja minęło 35 lat od śmierci Prymasa Polski, kardynała Stefana Wyszyńskiego. Był on jedną z najważniejszych postaci w historii Polski XX wieku i symbolem zaangażowania Kościoła w polskie sprawy.
Urodził się prawie 115 lat temu, w sierpniu 1901 roku w Zuzeli, niewielkiej wiosce nad Bugiem, w rodzinie organisty. Jako kapłan przed wojną działał m.in. wśród chrześcijańskich związków zawodowych, a w czasie wojny był kapelanem oddziału Armii Krajowej w Puszczy Kampinoskiej. W rok po zakończeniu drugiej wojny światowej został biskupem diecezji lubelskiej.
Okres, w którym rozpoczynał posługę biskupią, nie był łatwy dla Kościoła w Polsce. Od 1944/1945 roku władzę sprawowali komuniści, zależni od Związku Radzieckiego. Zgodnie z ideologią marksizmu - leninizmu i bolszewicką praktyką rządzenia byli oni negatywnie nastawieni do religii, a już zwłaszcza do zinstytucjonalizowanych kościołów. Wiedzieli, że religia, o której Karol Marks pisał, że jest „opium dla mas” (mając na myśli jej rolę wyciszającą napięcia klasowe), stanowi konkurencję dla idei komunistycznej, duchowni zaś to tradycyjnie sojusznicy klas nazywanych „reakcyjnymi”. Jednak w pierwszych latach nowe władze nie mogły pozwolić sobie na otwartą walkę z Kościołem – większym problemem była legalna opozycja oraz zbrojne podziemie. Stąd też komuniści wykonywali przyjazne gesty względem katolików. Świętom państwowym towarzyszyły msze święte, często z udziałem oficerów i dygnitarzy państwowych. Mistrzem dwulicowości był Bolesław Bierut, który uczestniczył w procesji na Boże Ciało razem z Prymasem, a swoją przysięgę prezydencką w 1947 roku demonstracyjnie zakończył stwierdzeniem „Tak mi dopomóż Bóg”.
Jednak pod koniec lat 40., gdy opozycja była rozgoniona, podziemie zepchnięte do defensywy, a proces stalinizacji kraju przyśpieszył, komuniści z Bierutem na czele wypowiedzieli wojnę Kościołowi. Przez całą Polskę przeszła fala mniejszych i większych konfliktów. Utrudniano działanie organizacjom katolickim i spychano religię w mury kościołów. Przez całą Polskę przeszła fala cudów, z najbardziej znanym tzw. cudem lubelskim, kiedy na obrazie Matki Boskiej miały pojawić się łzy. Pogłoski o cudach były reakcją na narastający konflikt, odczytywano je też jako zapowiedź końca świata.
W takim klimacie w 1948 roku biskup Stefan Wyszyński został Prymasem Polski oraz arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim. Był duchowym przywódcą katolików, ale jednocześnie z racji sprawowanej funkcji musiał być też politykiem. W roli tej okazał się realistą. W 1950 roku zgodził się na podpisanie porozumienia między państwem a Kościołem, w którym w zamian za lojalność wobec Polski Ludowej i potępienie podziemia, duchowieństwo uzyskało możliwość normalnego funkcjonowania, nauczania religii w szkołach czy zachowania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Porozumienie wywołało w Kościele kontrowersje. Ostatecznie jednak to komuniści je złamali, dążąc do dalszej konfrontacji i chcąc podporządkować sobie Kościół. W 1953 roku podjęli próbę narzucenia Episkopatowi dekretu o obsadzie stanowisk duchownych – od tej pory kandydaci na funkcje kościelne mieli być zatwierdzani przez... władze komunistyczne. Kardynał Wyszyński nie zgodził się na to, protestując słynnym zwrotem „non possumus” (po łacinie „nie możemy”).
25 września 1953 roku Prymas został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa i internowany. Przez trzy kolejne lata był odcięty od świata i co jakiś czas przenoszony w inne miejsca odosobnienia. Komuniści próbowali złamać jego wolę i podporządkować go sobie – nieskutecznie. Jednak przez cały okres internowania udało się im narzucić kościołowi w Polsce swoją kontrolę. Ostatecznie jednak w październiku 1956 roku doszło do przełomu politycznego w PRL, odcięto się od stalinizmu a władzę objął Władysław Gomułka. Stefan Wyszyński wyszedł na wolność i objął na nowo funkcję pasterza polskich katolików.
Gomułka wiedział, że nie uda mu się podporządkować kościoła tak, jak próbowali zrobić to staliniści. Początkowo próbował się z Wyszyńskim dogadywać (na co Prymas się zgodził) i dać katolikom nieco więcej swobód. Potem jednak PZPR znowu podjęło walkę z kościołem, chcąc ponownie zepchnąć go do murów parafii. To w latach 60. polityka antykatolicka nabrała nowego rozmachu – ze szkoły usunięto lekcje religii, powoływano kleryków do wojska, utrudniano funkcjonowanie instytucji kościelnych, zakonów czy organizacji świeckich.
Kardynała Stefana Wyszyńskiego nazywa się „Prymasem Tysiąclecia”. Nawiązuje to do przygotowanego przez niego programu Wielkiej Nowenny, czyli wielkich narodowych rekolekcji będących przygotowaniem do obchodów Millenium chrztu Polski. Ta kilkuletnia inicjatywa dała nową energię do działań katolików w całym kraju i pozwalała im na wzmocnienie swojej wiary. Same obchody milenijne organizowane przez Prymasa przypominały ważną rolę, jaką Kościół pełni w życiu Polaków oraz pokazywały, że reżim komunistyczny jest tylko okresem przejściowym, który dzięki zawierzeniu Bogu da się przetrwać. Działanie to wywołało reakcję komunistów, którzy forsowali władze obchody Tysiąclecia Państwa Polskiego.
Kardynał Stefan Wyszyński był przez lata duchowym przywódcą polskich katolików, który umacniał ich w wierze i wychowywał. Jego śmierć była wstrząsem, zwłaszcza że niewiele wcześniej miał miejsce zamach na Jana Pawła II. Żegnano więc Prymasa z szacunkiem godnym największym postaciom w polskiej historii.
Tomasz Leszkowicz