31 grudnia 2024

Udostępnij znajomym:

Odwoływanie się do konceptu symulakrów w kontekście filmowej historii Ameryki byłoby zupełnie nieupewnione, gdyby nie jeden cytat umieszczony na okładce książki Macieja Jarkowca zatytułowanej „Na Bulwarach czyhają potwory”:

„W Ameryce kino jest prawdziwe, bo cała przestrzeń i styl życia mają tam charakter filmowy […] Życie jest kinem” (Jean Baudrillard)

To właśnie to zdanie otwiera cały tekst Jarkowca na to, co znamy jako symulację, a co w ujęciu Baudrillarda urasta to nowego wymiaru określanego jako hiper rzeczywistość. Co to jest hiper rzeczywistość? To brak różnicy między tym, co rzeczywiste i tym, co wyobrażone – w jaki sposób?

Wystarczy dać się ponieść znakomitemu tekstowi Macieja Jarkowca, by zdać sobie sprawę, iż Hollywood jest producentem idealnych symulakrów. Jak pisze autor filmowej historii Ameryki:

„Z pomocą reportażu, eseju, legendy, zapisków z podróży poszukuję odpowiedzi na pytania: którędy przebiega granica rzeczywistości i fikcji? Czy w Ameryce można ją dostrzec, wyznaczyć? Kto tu kogo okłamuje? Czy to Hollywood wciska Ameryce kit? A może Ameryka jest zmyśleniem, które Hollywood ekranizuje?”.

Owa linia poszukiwań odpowiedzi na to pytanie przebiega poprzez szereg kultowych tytułów filmowych, które wpisały się w stu trzydziestoletnią historię kina w sposób wyjątkowy:

  • „Narodziny narodu” 1915
  • „Brzdąc” 1921
  • „Aniołowie piekła” 1930
  • „Dyliżans” 1939
  • „Obywatel Kane” 1941
  • „Bulwar Zachodzącego Słońca” 1951
  • „Zdobywca” 1956
  • „Północ, północny zachód” 1959
  • „Nocny kowboj” 1969
  • „Ostatni seans filmowy” 1971
  • „Shaft” 1971
  • „Chinatown” 1974
  • „Taksówkarz” 1976
  • „Thelma i Louise” 1991
  • „Wróg numer jeden” 2012

Maciej Jarkowiec w tej wyjątkowej, niezwykle błyskotliwiej historii kina amerykańskiego, wplątanej w historię Stanów mocno i nierozerwalnie, prowadzi nas przez meandry sytuacji, które rzucają nowe światło na produktu fabryki snów, zwanej Hollywood – i to od samych początków tego kulturowego fenomenu.

Wystarczy wspomnieć niezwykle znaczący i niezwykle krótki (3 minuty i 20 sekund) film z 1901 roku, który pokazywał egzekucję Leona Czołgosza. Uznany, jak pisze autor, za pierwszy thriller w historii kina. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, w końcu wszystko musi mieć gdzieś i kiedyś swój początek, gdyby nie fakt, iż Edison nie dostał zgody na filmowanie w więzieniu więc wykreował, a raczej odtworzył całą scenę poza więzieniem – nie miało to nic wspólnego z dokumentalnym podejściem do wydarzenia. Było kreacją, fikcją - działaniem filmowym, które miało udawać rzeczywistość i tę rzeczywistość znakomicie imitowało. Widzowie nie mieli pojęcia, że oglądają symulację. Ale to nie tylko idealny przykład na symulowanie rzeczywistości, które to działanie jest przecież istotą kina, które buduje iluzje ku zaspokojeniu tęsknoty widzów za niemożliwym, ale też drastycznym, bo istotowo wpisanym w historię kina - manipulowaniem. I to właśnie manipulacja jest jednym z najbardziej niebezpiecznych potworów czyhających na bulwarach Hollywood.  

Ludzie fabryki snów mają manipulację we krwi, podobnie jak innego potwora zwanego hipokryzją. Ta zresztą jest istotą amerykańskiego życia i to nie tylko w jego kinowym wymiarze. Udawanie czegoś innego, niż to jest jako takie, to codzienność, szczególnie widoczna w polityce i mediach. Hipokryzja nasiliła się niebywale od czasu dominacji tak zwanych mediów społecznościowych, gdzie śpiewać każdy może, nawet gdy zdecydowanie nie może.

Jak pisze Maciej Jarkowiec, Hollywood było i jest strażnikiem hipokryzji, by to, co miało wyglądać na sen i bajkę, tak wyglądało, bez względu na rzeczywistość. Kolejne symulakrum? Zobaczmy:

„Aktorów i aktorki uważał za tłoki maszyny do robienia pieniędzy. Dbał, żeby chodziły sprawnie. Wyciągał z pijackich ciągów, zawoził na zabiegi aborcyjne, lał w mordę, straszył kumplami z New Jersey. Przez jego ręce przechodził każdy telegram i list. Kupował urzędników, policjantów, sędziów. Ameryka nie mogła się dowiedzieć, że Spencer Tracy był pijakiem i sypiał z nastolatkami. Że Joan Crawford nakręciła film porno, zanim stała się sławna. Że Greta Garbo miała lesbijskie romanse. Że Clark Gable zabił przechodnia, kierując po pijaku. Mannix sprawił, że Ameryka się nie dowiedziała”. (s.98)

Manipulacja i hipokryzja to monstra filmowe i społeczne, niejako wpisane w funkcjonowanie medium, które są, bo muszą być z tej prostej przyczyny, że gdy nie ma raju i bajki, trzeba je w jakiś sposób stworzyć. Ale przerażającym i najbardziej niebezpiecznym potworem z bulwarów Hollywood to monstra nienawiści szaleństwa supremacji i dominacji, co drastycznie i dramatycznie ujawnia historia powstania i dystrybuowania kultowego w Stanach filmu Griffitha, Narodziny narodu z 1915 roku.

To arcydzieło kina przyczyniło się bezdyskusyjnie do odrodzenia szaleństwa Ku Klux Klanu, linczów, między innymi okrutnego linczu w Omaha w Nebrasce w roku 1918 i wyjątkowej zbrodni w mieście Tulsa w Oklahomie, gdzie wymordowano około trzystu czarnoskórych i zrównano ich dzielnicę z ziemią.

Siła obrazu jest niewyrażalna i znacznie potężniejsza niż siła słowa. To kolejny potwór z bulwarów: wpływanie, bezpośrednie lub pośrednie, na sposób myślenia widza przez epatowanie jego wyobraźni zmanipulowanymi obrazami, nawet jeśli umieszczone są w pozornie niewinnym, tak jak w Narodzinach narodu, historycznym kontekście.

Ale filmowa historia Ameryki to też filmy znacznie nowsze, które wpisały się wyjątkowo w sposób mówienia o współczesnej Ameryce. Jeśli przyjrzymy się takim produkcjom jak:

  • „Ostatni seans filmowy” 1971
  • „Shaft” 1971
  • „Chinatown” 1974
  • „Taksówkarz” 1976
  • „Thelma i Louise” 1991
  • „Wróg numer jeden” 2012

to możemy zobaczyć Stany z perspektywy tego, co dotyka nas tu i teraz: mafia, przemoc, strzelaniny, zamachy na polityków, rasizm i uprzedzenia. Czy to kolejne symulakrum, które na ekranie jest nieudacznikiem w przydużych spodniach na szelkach i meloniku, który budzi w nas sympatię i współczucie, a w realnym świecie jest uosobieniem bezwzględności i toksycznego egocentryzmu z mocnym elementem seksualnej perwersji?

/W tyle głowy może jedynie pozostać myśl – czy ci znani twórcy mieli coś więcej na myśli karmiąc widownię swoimi dziełami (często bardzo udanymi), niż tylko własne dobrze lokowane interesy, skoro Billy Wilder miał powiedzieć tak:

„Publiczność nigdy się nie myli. Jej poszczególni członkowie mogą być kretynami, ale tysiąc kretynów siedzących razem w ciemności daje genialnego krytyka”.

Może jednak zależy im na wartościach, które chcą przekazać odbiorcom? Ten sam Wilder mijając wielkiego Mayera (tego od trzeciej litery w MGM) miał odpowiedzieć na jego oburzenie po premierze „Bulwaru Zachodzącego Słońca” - obrazoburczego studium krytyki wielkich wytwórni – „Pierdol się pan.” A może to wciąż gra, wyścig po sławę, ‘po trupach do celu’, własnego celu?/

Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Na bulwarach czyhają potwory, Filmowa historia Ameryki; Maciej Jarkowiec, wyd. Agora, 2024, s. 375
oraz: Mity ruchomych obrazów, w: nakanapie.pl

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor