Para z Gdyni – Hania i Alan – przemierzają Stany Zjednoczone produkowanym m.in. w Polsce Daewoo Tico. W ciągu trzech tygodni chcą przejechać kraj od wschodu do zachodu zwiedzając najciekawsze miejsca na mapie. Kluczowym w całej opowieści jest pojazd, czyli wspomniane już Tico w kolorze dojrzałej pomarańczy. Pod koniec lat 90. był to najmniejszy model tego koreańskiego producenta, który zadomowił się na polskim rynku. Na tym amerykańskim wygląda co najmniej egzotycznie.
„Chcemy odwiedzić większe miasta zaparkować nim przy kultowych miejscach i to publikować, nawet spotkać się z Polonią, bo już kontakt dzięki Facebookowi został złapany, myślę ok 10 tys. km możemy tu zrobić” – mówi w rozmowie z „Monitorem” Alan. Sam samochód do Stanów Zjednoczonych przypłynął promem z niemieckiego Bremerhaven. Właściciele przylecieli samolotem. Z podróży życia pod koniec września wrócą w taki sam sposób, bo samochód razem z nimi dotrze do Polski.
Przygotowania zajęły kilka miesięcy
Miejscem startu jest Nowy Jork. Stamtąd jadą do Las Vegas, a potem Los Angeles i wreszcie dotrą do Miami, ale po drodze będzie m.in. Chicago. Taka trasa oprócz przygotowania fizycznego wymaga też sprawnego samochodu, a napraw leciwe auta koreańskiego producenta wymagają szczególnie. Tico było produkowane od początku lat 90. Każdy egzemplarz wymaga mniejszych lub większych nakładów finansowych. Samochód ma 30-litrowy zbiornik paliwa i osiąga moc 41 koni mechanicznych. Pojemność silnika to 0.8 litra. Najsłabszym elementem jest jednak blacha.
„Auto było zakupione 4 lata temu. Długo polowałem, żeby dorwać takie dobry egzemplarz, który nie ma rdzy i ma mały przebieg i tak je znalazłem w Koszalinie. Tego samego dnia, kiedy zobaczyłem ogłoszenie, to trzy godziny później już byłem w Koszalinie. Dopiero jak już mieliśmy potwierdzenie naszego wyjazdu do USA i znaleźliśmy firmę wysyłkową - bo to nie jest takie łatwe - która może wysłać takie auto i załatwić wszystkie formalności, to zaczęliśmy przygotowywać go to podróży. Było lakierowanie jednego elementu oraz wyciąganie wgniotek, a później mechanika. Z tym akurat nie było najgorzej, ale wolałem zrobić rozrząd i wymienić inne części, które mogłyby się popsuć. Poza tym auto zostało oklejone folią. Chodzi głównie o newralgiczne miejsca, które atakuje rdza” – opowiada Alan.
Samochód
Okazuje się, że zakup tego konkretnego modelu nie był przypadkowy. „Mój ojciec to był prawdziwy hardkorowiec, bo on w czasach PRL-u starym jeepem Willisem jeździł do Turcji na handel wymienny i myślę że tak po cichu trochę mu zazdrościłem i chciałem zrobić namiastkę tego, co przeżył on. Jechał tam, jak nie było totalnie nic - części, serwisów, telefonów. Można powiedzieć, Że u mnie to i tak Ameryka… Mój kolega, który jako pierwszy miał auto w liceum, właśnie jeździł Daewoo Tico i tak naprawdę każdy mu zazdrościł, w tym i ja. On już mógł jeździć, a ja musiałem się toczyć kolejkami. Marzenia się spełniają”.
Cel
„Nasze profile w social mediach są prowadzone z dużą dawką humoru. Mamy bardzo duży dystans do siebie i chcemy pokazać właśnie te dysproporcje tego małego auta na tle wielkiej Ameryki i na pewno śmiesznych przygód, które się napotkają podczas tej podróży oraz ponakręcać tico w miejscach znanych z filmów. Może słynny dom z Szybcy i wściekli ze stojącym przed nim Tico? Już teraz mogę powiedzieć, że w Nowym Jorku Amerykanie nas zaczepiali i prosili o robienie sobie zdjęcia przy aucie -także jeżeli ktoś ma Tico i uważa, że nikt na niego nie zwraca uwagi, to nie jest wina auta, tylko złego miejsca, w którym się znajduje” - śmieją się podróżnicy. Postępy polskiej pary można śledzić m.in. na Instagramie. Prowadzą tam konto tico_trip.usa.
fk