Najnowszy, grudniowy numer miesięcznika „Książki – Magazynu do Czytania” jest, jak wszystkie pozostałe, świetny. Możemy w nim znaleźć między innymi listę dziesięciu książek roku 2016, które „trzeba mieć na półce”. Przypomnijmy tylko, że magazyn „Książki” to najbardziej prestiżowa, starannie redagowana publikacja wzorowana na super opiniotwórczym periodyku ukazującym się w USA „New York Review of Books”. Polska „wersja” przedstawia, omawia, promuje i zestawia publikacje polskie oraz światowe w polskim tłumaczeniu, a do tego, co jest szalenie ważne, również tytuły tekstów, które już są krytycznie rozpoznane w różnych krajach, a jeszcze nie zostały przetłumaczone na polski.
Dziesięć książek, które trzeba mieć na półce to rzecz jasna subiektywny wybór autorów artykułu i wcale nie musimy zaraz biec do księgarni, żeby je mieć dla siebie, ale zawsze warto przejrzeć wybory tych, którzy od czytania są uzależnieni.
Na pierwszym miejscu tego zestawienia, jako książkę roku, wybrano tekst Elizabeth Strout zatytułowaną „Mam na imię Lucy”:
„Kameralna, rozpisana na dialog dwóch głównych bohaterek. Pozornie oddalona od współczesnych realiów. Krótka, bo da się ja przeczytać w jeden wieczór, nie zarywając nocy. […] Dostrzegamy w niej powieść o kimś zepchniętym na dno, kto – za sprawą wewnętrznej siły, ale też napotkanych po drodze ludzi – buduje w sobie poczucie godności, niezbędne, by mógł się stać etycznym człowiekiem i pełnowartościowym członkiem wspólnoty”. (s.10)
O książce tak piszą inni:
„Powieść jednej z najważniejszych pisarek ostatnich lat, nagrodzonej Pulitzerem autorki powieści "Olive Kitteridge", przeniesionej na ekran w serialu HBO.
Lucy Barton, dojrzałą kobietę, pisarkę wychowującą dwójkę dzieci, podczas przedłużającego się pobytu w szpitalu odwiedza niewidziana od lat matka. Niewinne rozmowy o ludziach z przeszłości otwierają furtkę do bolesnych wspomnień: biedy, wykluczenia i rodzinnych tajemnic.
W oszczędnej narracji Strout buduje kruchą nić porozumienia pomiędzy kobietami, dla których ta niespodziewana pięciodniowa wizyta staje się najintymniejszym momentem ich relacji. Strout misternie konstruuje, wydawać by się mogło, uporządkowany świat, który na naszych oczach się rozpada. Nie znajdujemy w tym jednak dramatu, lecz cichą akceptację i zrozumienie dla ludzkich słabości.
Powieść zachwycająco prosta i powściągliwa... Rzeczy, o których trochę wiedzieliśmy, ale nie potrafiliśmy ich wyrazić, zostały nam wreszcie wytłumaczone. Czujemy ulgę, czujemy się zrozumiani. Myślimy sobie wtedy: »To właśnie to. Tak wygląda życie«."
(National Public Radio)
"Elizabeth Strout dowiodła po raz kolejny, że jest mistrzynią w tworzeniu niezapomnianych postaci. Jej opowieści otwierają się przed czytelnikiem w sposób, który wydaje mu się znajomy i może się z nimi utożsamiać, ale wtedy Strout uderza i można jedynie zachwycić się jej talentem."
(The Post and Courier)
Drugie miejsce z w tym zestawieniu, opracowanym przez Pawła Goźlińskiego, Łukasza Grzymisławskiego i Juliusza Kurkiewicza, zajmuje reportaż zatytułowany „Głód” autorstwa Martina Carparrosa:
„To reportaż totalny […], którego bohaterem jest zabójca, mający na koncie więcej ofiar, niż wszystkie wojny XX wieku. Na imię ma głód…” (s.10)
Tak piszą o tej książce inni:
/Reportaż totalny. Kronika naszych czasów. Jedna z ważniejszych książek non-fiction ostatnich lat.
Ponad 795 milionów ludzi na świecie wciąż cierpi głód.
Co dziewiąty mieszkaniec Ziemi nie ma co jeść.
Niemal połowa dzieci, które kończą życie przed piątymi urodzinami, umiera z powodu niedożywienia – 3 miliony każdego roku.
"Większość głodujących to ubodzy mieszkańcy krajów rozwijających się. Wciąż jest na świecie 1,4 miliarda ubogich […]. Miliard czterysta milionów ubogich, czyli ludzi, którzy nie mają niczego z rzeczy uznawanych przez nas za tak codzienne, tak oczywiste – domu, jedzenia, ubrania, światła, wody, perspektyw, nadziei, przyszłości – nie mają teraźniejszości".
Argentyński dziennikarz i pisarz Martin Caparrós zjeździł świat, próbując zrozumieć, dlaczego nawet dzisiaj dla dużej liczby z nas największym wyzwaniem pozostaje znalezienie odrobiny jedzenia. Przemierza Niger, Sudan Południowy, Madagaskar, Bangladesz, Indie, Stany Zjednoczone, Argentynę. Pisze o Chinach, i Barcelonie, w której, w momencie kiedy pisarz kończy pracę nad książką, przybywa ludzi szukających resztek jedzenia w śmietnikach.
Caparrós w porywający sposób przedstawia historię zmagań człowieka z głodem na przestrzeni wieków i udowadnia, że to właśnie głód był jednym z, a może nawet najważniejszym czynnikiem, kształtującym naszą cywilizację. Filozofia, sztuka, ekonomia, rolnictwo, gospodarka – u ich źródeł zawsze znajdziemy jedno słowo. Głód.
Dlaczego zatem współczesny świat nie potrafi rozwiązać problemu głodu? Caparrós, jak na rasowego dziennikarza przystało, unika prostych odpowiedzi. Odwiedza wielkie biurowce, siedziby światowych firm i przeludnione slumsy. Na kilkuset stronach bezlitośnie obnaża mechanizmy pogłębiające problem niedożywienia. Eksplozja demograficzna, nierówności społeczne, spekulacje cenami żywności, masowy wykup gruntów, korupcja, fundusze walutowe, wielkie korporacje – to wszystko tworzy złożony system, w starciu z którym jednostka nie ma żadnych szans. Ogromna część książki to rozmowy: z politykami, działaczami organizacji pozarządowych, pracownikami korporacji, lekarzami i przede wszystkimi tymi, którzy każdego dnia całą swoją energię poświęcają na znalezienie czegoś do zjedzenia.
"Głód" Caparrósa wytrąca z równowagi, zmusza do myślenia, a często nawet do zrewidowania swoich poglądów. To imponujący rozmachem reportaż oddający głos tym, którzy na ogół milczą.
"Martín Caparrós to prawdziwy fenomen. Zaliczyć go można do grona największych pisarzy reporterów: to nasz Capote, nasz Kapuściński".
(La Nación)
"Caparrós wie, o czym pisze, a do tego obdarzony jest niepowtarzalnym stylem".
(Der Spiegel)/
Trzecie miejsce i trzeci tytuł reprezentuje eseje i jest to „Rzekomo fajna rzecz, której nigdy więcej nie zrobię” Davida Fostera Wallaca:
„Trwa poznawanie w Polsce D.F. Wallace’a – proces, który ma w sobie coś odświętnego, coś z wesela w Kanie Galilejskiej, to znaczy każde kolejne serwowane wino wydaje się lepsze od poprzedniego, tez już niczego sobie”. (s.11)
Inni o tej książce piszą:
/Kolejna po "Krótkich wywiadach z paskudnymi ludźmi" książka wybitnego postmodernisty nareszcie po polsku!
Gorzka i wnikliwa analiza ubóstwa intelektualnego oferty telewizyjnej, miażdżąca krytyka twórczości Davida Lyncha, brawurowy opis szkolnych mistrzostw sportowych oraz godny Mrożka reportaż z tygodniowego rejsu luksusowym liniowcem na Karaiby… W zbiorze swoich siedmiu esejów David Foster Wallace żongluje tematami i stylistyką. Nie tracąc nic ze swojego charakterystycznego stylu, urzeka celnością swoich spostrzeżeń, ironią, dowcipem i intelektualnym rozmachem. Granica między dyskursem akademickim a literackim jest tu nieuchwytna, a zakres tematów szeroki i zaskakujący.
Pozornie chaotyczne, a jednak niezwykle precyzyjne teksty, które zyskały uznanie krytyków i czytelników na całym świecie, zachwycą nie tylko miłośników prozy Wallace’a./
Kolejne tytuły w przyszłym tygodniu
Pełny tekst artykułu „10 książek roku 2016” w: Książki, Magazyn do Czytania, NR 4(23) Grudzień, 2016
Zbyszek Kruczalak