„Harmonia niewidzialna od widzialnej silniejsza” (Heraklit)
„O bracie Leonie, owieczko Boża, choćby brat mniejszy mówił językiem aniołów i znał koleje gwiazd i moce ziół, i choćby mu objawiły się wszystkie skarby ziemi, i choćby poznał właściwości ptaków i ryb, i zwierząt wszystkich, i ludzi, i drzew, i skał, i korzeni, i wód, zapisz, że nie to jest radość doskonała” (Kwiatki św. Franciszka, rozdział 8)
Naprawdę mówiąc f*ck i to subtelnie? A poza tym, dlaczego uciekając od bezradności i do tego w kontekście cytatów z Heraklita i świętego Franciszka? Co za bałagan! Okazuje się, nie po raz kolejny, że pozornie niespójne elementy mają często więcej ze sobą spójności, niż te, które ładnie komponują się w całość, na tak zwany pierwszy rzut oka.
O co tu chodzi? Tym razem nie o kasę, a przynajmniej nie tylko o nią. Subtelnie mówiąc f*ck stawiamy się w pozycji kontestatora tego, co stanowi o naszym sensie, czy raczej sensie naszego tu i teraz:
„Ta książka nie nauczy Cię zdobywania i osiągania różnych rzeczy, ale raczej tego, jak je tracić i zostawiać za sobą. Nauczy Cię tego, jak dokonać rozrachunku z własnym życiem i pozbawić się wszystkiego poza tym, co najistotniejsze. Nauczy Cię, jak zamykać oczy i ufać, że gdy będziesz upadał na plecy, nic złego się nie stanie. Nauczy Cię mniej się przejmować. Nauczy Cię nie próbować…” (Subtelnie…, Mark Manson)
Dlaczego? Bo bierzemy w nawias to wszystko, co jest. A co jest? Powszechne wyparcie z naszego mentalnego otoczenia takich kategorii jak umieranie, cierpienie, starzenie się, niepowodzenia, tarapaty, słabość, błąd, strach, bezradność, lęk, zranienie czy porzucenie. Te wszystkie warianty ludzkiej mizerii są, a jakby ich nie było. Czyli niby są, a jak coś jest na niby, to nie można temu czemuś przypisać niczego innego, jak iluzoryczności. Czy żyjemy zatem w iluzyjnej rzeczywistości, która jest zdezynfekowana i wyjałowiona z wszelkiego doświadczenia ocierającego się o bojaźń i drżenie?
Trudno temu zaprzeczyć. Wyparliśmy przecież skutecznie z naszego rzeczywistego, fizykalnego oraz mentalnego, psychicznego horyzontu to, co wykracza poza blask sukcesu, powodzenia, zdrowia i wszystkiego tego, co wmawiają nam poradniki typu: Potęga podświadomości (J. Murphy), pozytywnego myślenia (N. Peale), teraźniejszości (E. Tolle), obecności (D.J. Siegel), uzdrawiania intuicyjnego (I.Segal), czy pewności siebie (B. Tracy) i setki innych, derywujących te tytuy w nieskończoność.
I można by spytać: no to co? Cóż w tym złego, że promuje się w kulturze, która nas otacza, punkt widzenia fetyszyzujący szklankę do połowy pełną, aniżeli tę samą szklankę do połowy pustą. Ten sam obiekt, ta sama sytuacja i drastyczna różnica w możliwości ich postrzegania. Plus i minus w jednym – cudowność? Owszem, ale tylko do mementu, gdy widzimy tę dwujnię-spójnię. Dotykając tego tylko jednostronnie, skazujemy się na życie w ułudzie iluzji bycia albo –albo. To nawet może być ciekawe i twórcze, ale tylko do pewnego momentu. Jakiego? Czy nie ogarnia nas obezwładniająca bezradność, gdy potęga pozytywnego myślenia (i każda inna moc z tytułów wspomnianych poradników) mówi nam, że możemy fruwać jak ptacy, mówić językiem aniołów i znać koleje gwiazd i moce ziół, a my stajemy nad brzegiem przepaści i wznosimy ręce ku górze, by wzlecieć? Niektórzy, być może po dużej dawce grzybów halucynogennych czy innych, mniej naturalnych stymulatorów, zdecydowali się na lot, ale to była tylko ucieczka w nieznane.
Uciekamy od bezradności, ale jak pisze Tomasz Stawiszyński w swej książce, ona i tak nas dopadnie, bo musimy, czy tego chcemy, czy nie, zaakceptować fakt, że nie będziemy żyli wiecznie w fantastycznych zdrowiu, otoczeni tylko pięknymi przedmiotami i ludźmi sukcesu, koncentrując się wyłącznie na mnożeniu stanu posiadania, wiecznej szczęśliwości i bogactwie za wszelką cenę. Dlaczego nie? Bo rzeczywistość skrzeczy i kiedyś nas dopadnie, a wtedy będziemy już tylko subtelnie mówić f*ck. Bo nie zrobiliśmy paru rzeczy, które mogłyby się wydarzyć, ale nie mieliśmy odwagi zajrzeć w mroczności, bo nie chciało nam się pójść w ślady Dantego i Wergiliusza i za namową tego ostatniego, udać się w zaświaty:
W połowie drogi naszego żywota
W pośród ciemnego znalazłem się lasu,
Albowiem z prostej zbłąkałem się ścieżki.
O jakże ciężko teraz wypowiedzieć,
Jak ten las dziki, gęsty i ponury; —
Wspomnienie samo wznawia strach okropny,
Że śmierć zaledwie okropniejszą będzie.
Ale czy w istocie paraliżujący strach przed śmiercią, niepowodzeniem, starzeniem się, przegraną, samotnością, bankructwem, krytyką czy porzuceniem skutkuje zamknięciem się w kokonie pozytywnej ułudy współczesnej kultury, w bezkresie konsumpcji i bałamutnej wiary w bezbłędność systemu opartego na konieczności nieustannego wzrostu i bezwzględnego zysku?
Oczywiście że nie! Wykraczamy jakoś poza ten kokon, żeby nie powiedzieć, iż transcendujemy na miarę naszych możliwości, ale „owieczko Boża, choćby brat mniejszy mówił językiem aniołów i znał koleje gwiazd i moce ziół, i choćby mu objawiły się wszystkie skarby ziemi, i choćby poznał właściwości ptaków i ryb, i zwierząt wszystkich, i ludzi, i drzew, i skał, i korzeni, i wód, zapisz, że nie to jest radość doskonała” – gdzie ona zatem jest?
Odłączyć się tu musimy interpretacyjnie od intencji świętego Franciszka, z całym szacunkiem dla biedaczyny z Asyżu i przerzucić w Ucieczkę od bezradności, mówiąc subtelnie f*ck. Po co? Żeby zobaczyć, iż uciekamy od owej bezradności wobec ostateczności (w istocie sytuacji granicznych), w kosmos urojonego uporządkowania, jakimi kuszą nas spiskowe teorie dziejów czy choćby astrologia, nie wspominając już o identyczności chrześcijańsko-kapitalistycznych manipulacji wrzucających nas w iluzję sensu istnienia, bo jak twierdzi Heraklit: harmonia niewidzialna od widzialnej silniejsza. Mimo że podświadomie wiemy, iż czyha na nas chaos. Niesieni jakimś przedziwnym prądem, znoszącym nas na mieliznę, uwierzyliśmy między innymi w bajkę, że kupowanie „więcej i taniej” przyniesie nam ulgę w cierpieniu i strachu przed innymi, że da nam poczucie szczęścia i spełnienia. W książce „Żyjąc w czasie pożyczonym”, profesor Zygmunt Baumann i Citlali Rovirosa-Madrazo, rozmawiają o ponowoczesnym korzystaniu z wszelakich dóbr na kredyt.
„Szeroko poruszyli temat wzajemnych zależności historycznych bliźniaków, do których zaliczyli zgodnie Kościół i państwo. Zwrócili uwagę na fakt, iż obie instytucje zarządzające ludźmi, posiadają wspólną cechę, którą jest umiejętność kierowania lękiem. Owo świeckie i religijne oko zmieniło się w wyrachowany przemysł nadzoru, który wzajemnie wspiera się w misji zarządzania lękiem.” (za: kuznia.art.pl)
Jak i dlaczego?
„Analogia między chrześcijaństwem a współczesnym kapitalizmem staje się widoczna. Jak wcześniej ustaliliśmy, we współczesnym kapitalizmie obowiązującą doktryną jest indywidualistyczny optymizm, albo raczej optymistyczny indywidualizm. Powiada on: wszyscy mamy równe szanse, a rzeczywistość ekonomiczna oraz reguły, które nią rządzą, są czymś naturalnym, niekwestionowanym, zrozumiałym samo przez się. (jeśli to kontestujesz, to znaczy, że jest z tobą coś nie w porządku) […]. W chrześcijaństwie natomiast – stanowiącym wciąż zasadniczą strukturę naszego widzenia i doświadczania rzeczywistości – na analogicznej zasadzie obowiązuje zakaz acedii, a w każdym razie – nakaz potępienia jej jako stanu, który neguje wspaniałość nieskończenie dobrego bóstwa i stworzonego przez nie świata”. (Ucieczka…s.128/129)
Co to jest acedia?
Kontynuacja za tydzień.
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Ucieczka od bezradności, Tomasz Stawiszyński, wyd. Znak, 2021, s. 349.
Subtelnie mówię f*ck, Mark Manson, wyd. Sensus, 2021, s.190
Zbyszek Kruczalak