25 lutego 2025

Udostępnij znajomym:

Trzecia rocznica rosyjskiej inwazji na Ukrainę to kolejna dobra okazja do spojrzenia na współczesny świat poprzez pryzmat historii. Nie jest oczywiście prawdą, że wciąż i wciąż się ona powtarza – choć pewien niemiecki filozof zauważył, że jeśli już, to jako farsa. Patrzenie na świat poprzez pryzmat wiedzy o przeszłości pozwala dostrzec kwestie, o których nie zawsze chcemy pamiętać.

Nie chodzi tu też o zastanawianie się, czy obecne próby podjęcia rozmów pokojowych i zakończenia konfliktu przejdą do historii. Niektórzy zaangażowani w tę inicjatywę zapewne chcieliby zapisać się w dziejach, na stałe znaleźć się w podręcznikach czy dostać Pokojową Nagrodę Nobla. Jak naucza Pismo: po owocach ich poznacie. Osobiście jestem sceptyczny co do tego, czy jakiś „big deal” cudownie rozwiąże problem – bardziej prawdopodobne wydaje się, że raczej stworzy nowe, które potem trzeba będzie rozwiązywać. Próba zaś kreowania rzeczywistości jedynie poprzez wolę i przekonanie o własnych talentach prędzej czy później kończy się bolesnym upadkiem. Zresztą całą galerię tych, którzy bardzo chcieli zapisać się w historii przedstawia nam… właśnie ona, niekoniecznie jednak jako pozytywnych czy poważnych bohaterów.

Ktoś powie, że historia to fakty. Te wydają się proste: 24 lutego 2022 r. putinowska Rosja rozpoczęła pełnoskalową wojnę z Ukrainą, zajmując znaczną część terytorium tego państwa. Pamiętać trzeba przy tym, że konflikt ten wcale nie rozpoczął się wówczas, a trwał od 2014 r., kiedy to w odpowiedzi na tzw. Euromajdan w Kijowie i upadek prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza Federacja Rosyjska zajęła ukraiński Krym i zainicjowała rebelię w Doniecku i Ługańsku, doprowadzając do faktycznego oderwania części wschodnich terytorium Ukrainy.

Fakty wydają się mówić same za siebie, nie zauważamy jednak, że często wiążą się one także z interpretacją, czyli wyjaśnieniem, dlaczego do jakichś wydarzeń doszło i co się z nimi wiąże. A już postmoderniści nauczyli nas, że nie ma jednej prawdy i że każdy postrzega ją według swoich właściwości. Interpretacje historycznych wydarzeń mogą być więc bardzo zróżnicowane i nierozstrzygalne. To, co piszę, na pewno spotkałoby się z poklaskiem rosyjskiej maszyny dezinformacyjnej – to zresztą ciekawe, że putinizm, który bardzo podkreśla swój konserwatyzm i przywiązanie do tradycji, tak chętnie czerpie z myśli postmodernistycznej, którą na co dzień przypisuje temu „zgniłemu” i „upadającemu” Zachodowi.

Czy więc obiektywna prawda istnieje? Większość historyków zgodzi się z tym stwierdzeniem. Ci trochę gorzej przygotowani do wykonywania swojego zawodu powiedzą, że to, co oni badają i opisują jest prawdą i historyczną rzeczywistością – mówiąc wprost: było tak, jak oni mówią. Zajmujący się przeszłością, którzy trochę więcej czas poświęcili na słuchanie, czytanie czy zastanawianie się nad sposobem, jak to wszystko działa, też powiedzą, że prawda istnieje, dodadzą jednak, że przez skomplikowanie nie jesteśmy w stanie w całości jej poznać. Mamy jednak, zauważą, cały zestaw narzędzi, który pozwoli nam do tej prawdy się zbliżać i odkrywać ją w coraz większym stopniu. I to też musimy robić.

Do podważenia narracji rosyjskiej, że „specjalna operacja wojskowa” w Ukrainie to tak naprawdę żaden atak, ale tylko obrona (!), czyniona przed złym NATO (!!) i w obronie ludności ukraińskiej (!!!), możemy użyć różnych narzędzi. Oczywiście, najważniejszym jest wskazywanie, gdzie te opowieści są zwykłym kłamstwem albo propagandowo wyolbrzymionym straszeniem. Interpretacja zbudowana na fałszu po ujawnieniu tegoż nie upadnie, ale ma szansę mieć mniejszy zasięg, a przyjmować będą ją tylko ci, w których interesie jest, lub których sposób myślenia szuka takich wytłumaczeń.

Innym narzędziem jest pokazanie wydarzeń współczesnych w pewnym kontekście, w ramach właśnie historycznych – to, co się dzieje, ma bowiem swoją genezę (przeszłość), która z czegoś wynika. Czymś, o czym w tym kontekście warto powiedzieć, jest zjawisko rosyjskiego imperializmu, czyli dążenia do budowy silnego mocarstwa, kontrolującego ogromne ziemie oraz zasoby i będącego jednym z głównych uczestników gry światowej. Imperium rosyjskie rodziło się wspólnie z tożsamością tego państwa, jeszcze gdzieś w późnym średniowieczu i czasach nowożytnych. Ideą, która towarzyszyła wielkim księciom z Moskwy jednoczącym ruskie ziemie, było myśl, że ich stolica jest „trzecim Rzymem”. Aż do końca XIX wieku rosyjscy carowie budowali potężne terytorialnie państwo, które choć w wielu obszarach było nieefektywne gospodarczo, to miało wzbudzać strach w świecie. Co ciekawe, również bolszewicy, którzy po 1917 r. przejęli władzę w Rosji i przekształcili ją według ideologicznych recept, przyswoili sobie imperialny sposób myślenia – Stalin, budujący po wojnie jedno z dwóch supermocarstw, był kolejnym carem, tyle że „czerwonym”.

Władymir Putin jest sierotą po tamtym imperium – jak zresztą zauważył, upadek Związku Radzieckiego to największa katastrofa najnowszej historii. Próbując odbudowywać utraconą potęgę dokonał wielu agresywnych wobec świata kroków, z których wojna w Ukrainie to jeden z wyrazistszych elementów. Ogarnięty swoją wizją nie zrezygnuje z tego tak łatwo, jak mogliby przypuszczać zwolennicy „dogadywania się”. Historia pewnego dyktatora z lat 30. i 40. XX wieku pokazuje też bowiem, że apetytu tego typu polityków nie da się tak łatwo zaspokoić, a wojna jest ich celem – warto o tym też pamiętać w dzisiejszych czasach.

Tomasz Leszkowicz

 

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor