02 października 2016

Udostępnij znajomym:

Przepowiadanie przyszłości przypomina nieco zaglądanie do jakiegoś pomieszczenia przez brudną szybę. Można dostrzec zarys dużego mebla z prawej lub lewej strony, plama na suficie prawdopodobnie oznacza duży żyrandol, w przybliżeniu możemy określić kolor ścian, zwykle jest on jasny lub ciemny. Szczegółów nie jesteśmy w stanie dostrzec.

Podobnie jest z przepowiadaniem wydarzeń gospodarczych i politycznych. Jak jakaś partia uparcie powtarza głupoty, to jeszcze kilka lat temu można było ze sporą dozą prawdopodobieństwa wróżyć jej słabe wyniki w wyborach, dziś oznacza to zbliżający się sukces. Jeśli na giełdzie mamy długotrwały wzrost kursów, to w końcu pewnie się to skończy i odnotujemy gwałtowny spadek notowań akcji.

Teraz powróżę nieco, czyli przez bardzo brudną szybę zaglądam do pomieszczenia. Widzę koniec zawodu reportera-meteorologa. Możliwe, że dojdzie do tego wkrótce. Chyba ktoś będzie biegł, ktoś inny będzie gonił... widzę jakieś kije, krzyki... No nie wiem, szczegóły są rozmazane...

Było to nie tak dawno… wychodząc z domu z uśmiechem przywitałem wschodzące słońce i szumiące z zadowoleniem w ciepłym powiewie wiatru zielone drzewa. W czasie jazdy włączyłem wiadomości i usłyszałem, że niestety, jest zimno, pochmurno i będzie padał deszcz. Pomyślałem, że pewnie temperatura spadła w ostatnich minutach. Po dotarciu na miejsce i otworzeniu drzwi pojazdu stwierdziłem, że chyba znów się ociepliło, bo świeciło słoneczko, szumiały drzewa, wiatr nie był dokuczliwy.

Dzień wcześniej telefon przerywał mi co kilka minut głośnym buczeniem oznaczającym Bardzo Ważną Wiadomość. Ważniejszą, niż wszystkie podawane bez przerwy. Zaglądam – jest informacja, że w drodze burze, pioruny, urwanie chmury, nawet grad. Popadało troszkę przez chwilę, błysnęło trzy razy...

Właściwie to nie pogoda, ale osoby ją przepowiadające denerwują mnie ostatnio. Gdy już pojawi się zapowiedź czegoś groźnego, należy zrobić wszystko, by się wypełniła.

Ładnych kilka miesięcy temu, a był to środek zimy, jeden z programów telewizyjnych wyświetlał wiadomość z ostatniej chwili: Pada śnieg w Georgii! Więcej w głównym wydaniu po 10! Kiedy przyszła wyznaczona godzina okazało się, że faktycznie pada tam śnieg. Ulice wyludnione. Reporterowi tylko oczy widać zza wielkiego kawałka futra na głowie. Mam nadzieję, że było sztuczne. Do tego mówi, że to rekord, bo o 100 procent pobity został wcześniejszy. Okazuje się, że wcześniejszy padł 3 dni temu, spadło wówczas chyba pół cala śniegu, więc teraz jest cały.

Kiedy do Nowego Jorku zbliżał się huragan, reporterka na plaży, w pasie zgięta od wiatru krzyczała do kamery, że straszne rzeczy się dzieją. W tle za jej plecami spacerowała jakaś rodzinka i grzebała patykami w piasku poszukując muszelek.

Nie ma już normalnych prognoz pogody. Gdyby ktoś wyszedł przed te wszystkie mapy i powiedział, że jest ładnie, normalnie, za oknami nic szczególnego, to straciłby widzów, słuchaczy i pracę. Teraz, podobnie jak w dziale informacji wojennych, wszystko musi być bardzo ważne, wyjątkowe, niesamowite i w ogóle nie z tej ziemi. Bo inaczej widz straci zainteresowanie.

Zasapany, przerażony i roztrzęsiony – tak dziś wygląda opowiadający o pogodzie reporter zatrudniony przez stację telewizyjną. Jego przeciwieństwem jest profesjonalista w studio, który przestawiając mapki i zdjęcia pomija nieciekawe doniesienia i ochoczo straszy nas tym, co będzie za miesiąc, lub co mogłoby być, gdyby chmura nie skręciła nagle dwa dni wcześniej. Siedzimy zapatrzeni w telewizor jak grzesznicy na kazaniu mając nadzieję, że ta straszna kara jakoś nas ominie.

Kiedy w Los Angeles zachmurzy się niebo, to jakaś łajza z mikrofonem zaczepia ludzi przed Starbucksem i pyta, czy ciepła kawa ich rozgrzewa. To już farsa, nie komedia.

Latem jest zwykle ciepło, zimą pada śnieg. Kalifornia każdego roku płonie, środkowy-zachód niszczą tornada, niektóre stany dotyka powódź. Fakt, wydarzeń tego typu jest nieco więcej, aura jest mniej przewidywalna, zmienia nam się klimat, ale wciąż nie usprawiedliwia to zachowania meteorologów. Problem w tym, że żyjemy w wieku informacyjnym, gdzie połowa stacji serwuje nam na okrągło Bardzo Ważne Informacje. Czasami ich brakuje i trzeba coś tworzyć. Pogoda nie poda nas do sądu.

100 lat temu tornada też porywały samochody i budynki, płonęły lasy i zalewało całe miasta. Wtedy jednak aura nie była elementem Bardzo Ważnych Informacji. Była czymś, z czym żyliśmy na co dzień i to bez większych problemów. Dziś reporter w kaloszach brodzi po mokrym chodniku i pyta ludzi, czy pada deszcz. Czasami podpływa do nich w łódce. Każdy z nas ma telefon przy sobie i z byle powodu robi fotki. Zalewają one później stacje telewizyjne i ich programy informacyjne, a nam się wydaje, że wszystko tonie i pali się.

Poza tym tak jest taniej. Stacje telewizyjne nie zatrudniają już fachowców od polityki i ekonomii. Zapraszają komentatorów-amatorów przy byle okazji. Rozmawiają o silnym wietrze i zaginięciu Boeinga. Dlatego 90 procent wiadomości to sport, plotki ze świata rozrywki i pogoda. Pozostały czas wypełniają teksty agencyjne w skróconej formie.

Stare powiedzenie w tym kraju mówi, że jeśli nie podoba nam się pogoda, poczekajmy pięć minut (wcale nie odnosi się to do Chicago). Niezależnie, czy za chwilę będzie lepsza lub gorsza, na pewno stanie się w mediach Bardzo Ważną Wiadomością opisywaną przez trzech roztrzęsionych reporterów w kaloszach lub przyciemnianych okularach i profesjonalistę w studio przekazującego statystyki i straszącego, że mogło być znacznie gorzej. Tak właśnie kapuśniaczek zamienia się w urwanie chmury.

Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor