Agresja Związku Radzieckiego na Polskę 17 września 1939 roku była podstępnym ciosem zadanym krwawiącemu w wojnie z Niemcami państwu. Był to jednak dopiero początek wielkiej tragedii, która spotkała Kresowian. Już kilka miesięcy później zaczęły się wywózki w głąb ZSRR.
Armia Czerwona stosunkowo łatwo zajęła wschodnie ziemie II Rzeczpospolitej – od Wilna, przez Grodno, Białystok, Brześć nad Bugiem, Lwów, aż do Przemyśla i granicy rumuńskiej. Na terenach tych nie znajdowały się duże oddziały wojskowe, a raczej improwizowane jednostki i przede wszystkim zaplecze walczącego z Niemcami Wojska Polskiego. W wielu miejscach opór stawiały jednostki Korpusu Ochrony Pogranicza bądź też, jak w wypadku Grodna, samoobrona złożona z młodzieży szkolnej. Bilans tych krótkich walk był tragiczny, zwłaszcza jeśli chodzi o jeńców wojennych – przypomnijmy, że co najmniej dwadzieścia tysięcy z nich zostało zamordowanych w Katyniu, Charkowie, Kalininie (Twerze), Kijowie i Mińsku przez siepaczy z NKWD.
Równie trudna sytuacja miała miejsce na okupowanych terenach polskich. Stalin zarządził zorganizowanie propagandowego referendum, które miało zadecydować o przyłączeniu „Zachodniej Białorusi” i „Zachodniej Ukrainy” do ZSRR. Towarzyszyła temu intensywna sowietyzacja – wprowadzenie radzieckich rozwiązań gospodarczych, prześladowania klas posiadających, inżynieria społeczna, masowa indoktrynacja itp. W ciągu niecałych dwóch lat okupacji radzieckiej polskie Kresy Wschodnie zostały w znacznym stopniu zniszczone – efekt ten pogłębiły kolejne trzy lata władzy Niemców, zbrodnie ukraińskich nacjonalistów oraz przesiedlenia resztek ludności polskiej na zachód od Bugu po zakończeniu działań wojennych.
Stalinowska polityka wobec ziem polskich miała ściśle narodowościowy charakter – jej celem było nie tylko „polityczno-ideologiczne” przemienienie tych terenów, ale po prostu obezwładnienie żywiołu polskiego. Miało to służyć stłumieniu oporu Polaków i przemienieniu ich w mniejszość, którą można było manipulować. Metodą realizacji tych zamiarów było uderzenie w polskie warstwy przywódcze. Ci, którzy nie podjęli kolaboracji z nową władzą, byli prześladowani i aresztowani, a w „łagodniejszych” przypadkach deportowani w głąb ZSRR. Często ten sam los spotykał ich rodziny.
Na celowniku NKWD znalazły się bardzo różne grupy społeczne. Najważniejszą byli osadnicy wojskowi – byli żołnierze walczący w wojnach o niepodległość i granice Polski. W podziękowaniu za służbę otrzymali oni na preferencyjnych warunkach ziemie na Kresach, by wzmacniać żywioł polski na wschodnich ziemiach Rzeczpospolitej. Tak też traktowano ich po 17 września – jako reprezentantów polskości i byłych żołnierzy, którzy mogą stanowić problem dla okupanta. Drugą ważną grupą byli reprezentanci państwa polskiego na tych terenach. Kategorię tę rozumiano bardzo szeroko – mogli to być zarówno mniej lub bardziej ważni urzędnicy, ale także np. leśnicy czy kolejarze. W końcu uderzono w tradycyjne elity: nauczycieli, przedsiębiorców, inteligentów, którzy mogliby wspierać opór przeciw sowietyzacji.
Deportacje przebiegały w bardzo podobny sposób – miejsce zamieszkania wytypowanych do wywózki otaczali funkcjonariusze sił bezpieczeństwa, którzy dawali wywożonym krótki czas na spakowanie najważniejszego dobytku osobistego (zwykle z wieloma ograniczeniami). Zwożono ich następnie na stacje kolejowe, gdzie kilkaset lub więcej osób upychano do wielkich transportów kolejowych, złożonych z kilkudziesięciu „bydlęcych wagonów”, w których gnieździło się o wiele za dużo ludzi. Podróż trwała bardzo długo – deportowani byli przewożeni na daleką północ europejskiej części Rosji, do Kazachstanu oraz na Syberię, do Kraju Krasnojarskiego, Ałtajskiego czy Jakucji. Nie trzeba dodawać, że podróżowanie w takich warunkach było bardzo trudne: transportowanym przysługiwał jeden gorący posiłek i 800 gram chleba, a pociągi rzadko się zatrzymywały. Śmiertelność wynosiła, zwłaszcza w wypadku pierwszej deportacji, nawet 3-4%. A los zesłańców na miejscu był jeszcze gorszy…
Pierwsza wywózka rozpoczęła się 10 lutego 1940 roku i przebiegała w ekstremalnie trudnych warunkach zimowych. Kolejne odbyły się w kwietniu oraz między majem a lipcem 1940 roku oraz w maju i czerwcu 1941 roku – tuż przed wybuchem wojny niemiecko-radzieckiej. Historycy spierają się co do liczby wywiezionych wówczas na „nieludzką ziemię” – radykalne szacunki mówią o ponad milionie czy nawet dwóch milionach deportowanych. Część badaczy podają liczbę ok. 800 tysięcy zesłańców, natomiast dane z archiwów radzieckich mówią o ok. 320-330 tys. ofiar. Warto dodać, że wśród nich znajdowali się też uznani za wrogich wobec władzy radzieckiej Ukraińcy, Białorusini czy Żydzi.
Wielu polskich zesłańców nie przeżyło przymusowego pobytu i pracy w strasznych warunkach. Umowa polsko-radziecka z lipca 1941 roku (układ Sikorski-Majski), która powoływała Armię Polską w ZSRR pod dowództwem gen. Andersa, przyznawała Polakom formalną amnestię. Wielu zesłańców nie bez problemów trafiło do wojska lub znalazło cywilne schronienie przy jego boku, by następnie zostać ewakuowanym do Persji. Ci, którzy nie zdążyli, nierzadko wrócili do kraju wraz z armią gen. Berlinga, tworzoną przez komunistów. Wielu (zwłaszcza kobiety i dzieci) mogło wrócić dopiero w czasie repatriacji po zakończeniu wojny a nawet po 1956 roku. Na terenie dawnego ZSRR wciąż jednak żyją potomkowie tamtych deportowanych – kolejne pokolenie ofiar stalinowskich represji.
Tomasz Leszkowicz