04 lutego 2017

Udostępnij znajomym:

Wątpliwości zostały rozwiane – ujawnione rok temu materiały z teczki TW „Bolka” okazały się być skreślone ręką Lecha Wałęsy. Potwierdza to współpracę późniejszego przywódcy „Solidarności” z SB. W dyskusji tej nie chodzi jednak o prawdę.

Przypomnijmy – rok temu do prezesa Instytutu Pamięci Narodowej zgłosiła się wdowa po gen. Czesławie Kiszczaku, proponując mu sprzedaż materiałów z archiwum męża, w tym teczki TW „Bolka”. Kobieta jednak przeliczyła się, gdyż na mocy prawa dokumenty te muszą znaleźć się w archiwum państwowym, w związku z czym dokonano ich rekwizycji w obecności policji. Materiały szybko udostępniono... i rozpętała się burza.

Co najmniej od 1992 roku i tzw. „nocy teczek” jawna stała się pogłoska o tym, że Lech Wałęsa miał być tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL o pseudonimie „Bolek”. Powstanie IPN i szerokie udostępnienie materiałów aparatu bezpieczeństwa pomogło ustalić nowe fakty – Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk w książce „SB a Lech Wałęsa” przedstawili wyniki swoich badań na ten temat, z których wynikało, że Wałęsa był „Bolkiem” w latach 70., a jako prezydent brał udział w zacieraniu śladów po tym fakcie. Brakowało jednak teczki pracy agenta, która byłaby ostatecznym dowodem na współpracę byłego przywódcy „Solidarności” i prezydenta. Sądzono, że została ona zniszczona, jednak odkrycie „szafy Kiszczaka” pokazało, że istnieje. Historycy, zarówno popierający jak i krytykujący ustalenia Cenckiewicza i Gontarczyka (to ostatnie zresztą nie za fakty, a za daleko idące interpretacje), byli zgodni co do tego, że materiały są wiarygodne i potwierdzają, że Wałęsa to „Bolek”. Analiza grafologiczna była kropką nad „i”.

Tak jak pisałem na łamach „Monitora”, fakt współpracy Wałęsy z SB nie przekreśla jego zasług opozycyjnych. Ważne jest tu tłumaczenie w kontekście – gdański elektryk zobowiązał się do współpracy z bezpieką po rozstrzelaniu strajku stoczniowców w Grudniu 1970 roku, jak widać z akt próbował też prowadzić z funkcjonariuszami własną grę. Ostatecznie jednak dał się wplątać w kontakty z SB, szkodząc wielu kolegom i uczestnikom strajków. Z czasem wygaszał relacje z bezpieką, aktywną współpracę zakończył w 1973 roku, wyrejestrowany jako tajny współpracownik został w 1976 roku, gdy zaangażował się w kontestowanie systemu. W drugiej połowie lat 70. był aktywnym uczestnikiem Wolnych Związków Zawodowych, a w Sierpniu 1980 roku stanął na czele strajków, a potem całej „Solidarności”, pokazując niezłomną postawę przez całą dekadę lat 80. i ciesząc się autentycznym autorytetem.

Nawet w polskim prawie o kombatantach, regulującym także współczesny status opozycjonistów z PRL, znajduje się założenie, że osoba, która najpierw współpracowała z SB, a potem działała w opozycji, może być uznana za „czystą”. Historycy na pewno będą się kłócić o Wałęsę, jednak sądzę, że w końcu utrwali się o nim pogląd mówiący, że był bohaterem, chociaż ze skazami. Niestety, sam Lech Wałęsa bardzo przeszkadza w rozsądnym wytłumaczeniu tego problemu. Chociaż w PRL sam przyznawał się do tego, że miały kontakty z SB, od lat 90. zaprzecza im bądź pokazuje siebie jako wielkiego gracza, który wykiwał komunizm i „tymi ręcami” obalił go. Trochę z powodu własnego charakteru, trochę z podszeptów bliskich mu idzie w zaparte, nie chcąc uczciwie wyspowiadać się z tego, co zrobił. Z punktu widzenia psychologii można to zrozumieć (taka spowiedź może być uznana za przekreślenie swoich niewątpliwych zasług), jednak wciąż największym wrogiem Lecha Wałęsy okazuje się... sam Lech Wałęsa.

Z drugiej strony, nie należy uznawać, że w tym wszystkich chodzi przede wszystkim o prawdę. Ta służy tylko polityce. Nie jest tajemnicą, że od 1992 roku Lech Wałęsa jest w ostrym konflikcie z braćmi Kaczyńskimi, którzy wcześniej byli jego bliskimi współpracownikami. W 1990 roku, gdy trwała „wojna na górze” Wałęsy z Mazowieckim i Michnikiem, Kaczyńscy stojący przy Wałęsie nie zwracali uwagi na zarzuty o agenturalność. Dzisiaj rządząca Polską prawica, na czele z Jarosławem Kaczyńskim, realizuje wyrażany przez tego polityka wielokrotnie program „wymiany elit” i związaną z tym próbę przeformułowania najnowszej historii. Wałęsa, jako wróg, musi zostać z niej wygumkowany bądź sprowadzony tylko do roli agenta.

Jednocześnie wszystko rozbija się o stary spór o Okrągły Stół. Prawicowemu nagłaśnianiu sprawy TW „Bolka” towarzyszy specyficzne mrugnięcie oka – w 1989 roku w Magdalence nie rozmawiała władza i opozycja, ale Służba Bezpieczeństwa i jej dawni agenci. Transformacja ustrojowa miałaby więc być spiskiem, a wszystkie związane z nią problemy efektem ukrytego „postkomunizmu”, który dzisiaj, 28 lat po tych wydarzeniach należy zwalczać. Nie ma żadnych dowodów na to, by Wałęsa był sterowany przez SB w latach 80. (widać to w stanie wojennym, gdy nie zgadza się na reaktywację „odnowionej” Solidarności lojalnej ekipie Jaruzelskiego). A za to, jaka była transformacja, w małym stopniu odpowiadają służby specjalne i „agenci” – raczej ogólna słabość całej elity politycznej, charakter głównych aktorów, naiwna wiara w liberalizm gospodarczy połączona z ignorowaniem społeczeństwa, słabość tworzonych instytucji... Można wymieniać długo.

Spór o „Bolka” jest sporem ważnym dla historyków, lecz politycznie zupełnie zastępczym. Niestety, obydwu stronom jest on na rękę, więc z przyjemnością okopały się na pozycjach „Wałęsa zdrajca” lub „Wałęsa bohater”.

Tomasz Leszkowicz

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor