Nienawiść sp. z o.o., Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem
„Myśl o dopuszczeniu do tego, by widzowie myśleli samodzielnie, budzi niewidzianą dotąd grozę. […] Masz klikać, oglądać, czytać, tweetować, kłócić się, wracać, znów klikać, powtarzać, kręcić się w tym kółku bez końca, za każdym razem jeszcze tylko odrobinkę zdzierając nerwy do żywego. Przy każdym zaangażowaniu oddajesz coraz więcej i więcej autonomii intelektualnej. […] Wkrótce uzależnisz się od tego cyklu tak, że nie będziesz w stanie kwestionować tego, co ci dyktują […], kiedy już osiągniesz ten punkt, znajdujesz się w świecie wiary, a nie konkluzji”. (s. 248/249)
Matt Taibbi napisał o tym, co pozornie oczywiste i o czym wydaje się, że wszyscy wiemy, ale jak to z oczywistościami bywa, niby są, a jakby ich nie było. Niby media mamy rozgryzione i oczywistą oczywistością jest fakt, że kłamią, ale co z tego dla nas wynika i jak się to ma do naszego z nich korzystania?
Taibbi nie owija w bawełnę i wali prosto z mostu, albo wprost po oczach. Jest doskonale zorientowany w układach medialnych, w środowisku dziennikarzy różnych typów i specjalności, w politycznych układach i tym wszystkim, co składa się na wielki układ wzajemnych zależności i wpływów zwany MEDIAMI. Co ten układ determinuje i co stanowi o jego strukturze? Jak pisze autor w Nienawiści sp. z o.o., Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem, są to:
- pieniądze (zysk musi być generowany za wszelką cenę i musi stale wzrastać);
- władza (polityczne uwarunkowania określające charakter medialnych instytucji).
Tylko tyle? Tylko te dwa faktory i aż tyle krzyku? Mat Taibbi nie pozostawia nam żadnych wątpliwości. Media to nie informacje, to nie dyskusja, to nie dialog, to nie dziennikarstwo, to nie szukanie kompromisu i dochodzenie do konsensusu – media to głęboko upolityczniony biznes, który musi przynosić dochody i manipulować tak, by był najskuteczniejszy dla trzymających się kurczowo u władzy.
/Taibbi dowodzi, że obie strony barykady mają swoje media (telewizje, gazety, media elektroniczne, platformy społecznościowe, itd.), których głównym zajęciem jest obecnie transmitowane przekazów dnia, co gorsza także w materiałach udających poważne dziennikarskie śledztwa, a w rzeczywistości będących celowymi przeciekami np. ze służb specjalnych czy wprost od polityków. Efekt? Podzielone społeczeństwo. „Im bardziej podzieleni jesteśmy jako naród, tym bardziej bezsilni politycznie się stajemy” – pisze Taibbi.
Co więcej to nakręcanie negatywnych emocji i ludzi przeciwko ludziom przynosi wymierne korzyści finansowe, a biorące w tym udział koncerny prasowe czy telewizje jak „Fox News” zarabiają miliardy dolarów. Autor „Nienawiści” podkreśla, że podsycanie wzajemnych lęków i nienawiści jest niejako nową nieformalną misją mediów, które są przecież biznesami i zgodnie z logiką wolnego rynku mają zarabiać. Im więcej, tym lepiej. A to, w jaki sposób i jakimi metodami, zapewne nie interesuje ich właścicieli, dopóki skrzeczące sumienie mogą zagłuszyć potokiem szeleszczącej gotówki.
Kolejnym mechanizmem, który opisuje Taibbi, jest wykorzystanie chwytów zaczerpniętych wprost z rozgrywek sportowych. Taibbi udowadnia, że sformułowania używane wcześniej w relacjach walk bokserskich czy we wrestlingu świetnie sprawdziły się w opisywaniu polityki, w szczególności kampanii wyborczych. Stąd te wszystkie „znokautowania oponenta” czy „cios poniżej pasa”. Pokazuje też, że odbiorcy zostali wręcz wytresowani tak, aby rozumieli politykę jak pojedynek lokalnych drużyn sportowych, którym trzeba bezkrytycznie kibicować, „bo są nasi”./ (za: Marek Szymaniak, w: Media żywią się nienawiścią. Zarabiają na niej i z niej kreują polityków. Nawet Trumpa)
Taibbi omawia szczegółowo szereg technik manipulacyjnych, które określają to, czym są dzisiejsze publikatory i co ciekawe, w żaden już sposób nie da się na nie nałożyć terminu „homogenizacja”, który zrobił zawrotną karierę w medioznawstwie okresu przed internetem. Media elektroniczne zmieniły bowiem drastycznie koncepty manipulacyjne nakładane na odbiorcę. Z wersji homogenicznej, czyli tak ujednoliconej, by każdy mógł w jakiś sposób odnaleźć siebie w tej samej masie informacyjnej, w wersję heterogeniczną, czyli taką, która segreguje i różnicuje masę informacyjną, dopasowując ją jak najściślej do potrzeb i zapatrywań (np. politycznych, religijnych czy społecznych) bardzo określonej, wąskiej grupy odbiorców.
Po co?
„Ktoś wrzeszczy: Ej, widziałeś, co te cholerne lewaki dziś zrobiły? Choć tu, w ten zaułek. Nienawidzisz lewactwa, więc skręcasz w zaułek. Po drodze do tej historii masz witrynę oferującą samobieżne wózki sklepowe i inwestycje z złoto (nadchodzi krach – nawet ten miliarder tak twierdzi!) […] To nie jest dziennikarstwo. To proces marketingowy, zaprojektowany tak, by tworzyć retoryczne uzależnienia i zatrzaskiwać w waszych umysłach wszelkie drzwi niewiodące do konsumpcji. Powstają przez to nie tylko ogniska politycznej zajadłości. Tak tworzą się masy konsumentów mediów wytresowanych do patrzenia tylko w jednym kierunku, jakby ciągnięto ich przez dzieje po szynach, z końskimi klapkami założonymi na oczy, patrzących tylko w jedną stronę. Jak się okazuje, takie dzielenie nas jest dla kogoś użyteczne. Im bardziej podzieleni jesteśmy jako naród, tym bardziej bezsilni politycznie się stajemy. […] Najpierw uczy się nas, byśmy nie wychylali się intelektualnie poza pewne granice. Potem zagarnia nas wszystkich do zagród dla poszczególnych grup demograficznych, rozmieszczonych na różnych parcelach w obrębie dopuszczalnego zakresu myślenia. […] Nienawiść idzie w parze z ignorancją, a my (dziennikarze) w mediach staliśmy się już ekspertami w sprzedaży jednej i drugiej.” (s. 27/28)
Ale Taibbi nie pisze tylko o heterogeniczności, omawia też bardzo szczegółowo takie kategorie manipulacji medialnej, jak:
- kult przeciętności: „pokazywanie w telewizji osób autentycznie bohaterskich czy altruistycznych powodowałoby u większości widzów poczucie niższości. Tak się zatem nie robi (s.89);
- tabu klasy społecznej;
- moc i wpływy sondaży;
- kategorię „wybieralności”, czyli paradoks medialnej presji w głosowaniach (głosujemy nie na tych, których chcemy wybrać, ale na tych, którzy mają większe szanse na wygraną);
- pozorną odmienność przy identyczności technik manipulacyjnych tak (pozornie) różnych stacji jak Fox, MSNBC, czy CNN: „ten wywiad ze Stewartem z roku 2010 stanowił ostrzeżenie przed kierunkiem, w którym zmierza sieć MSNBC. Wyglądało na to, że stworzy ona z Fox kolejną komercyjną parę w rodzaju Coca-Cola/Pepsi-Cola czy McDonald/Burger King. Obie stacje serwowały fałszywy, zero-jedynkowy dyskurs, wykorzystując demonizowanie, jako narzędzie spajania widowni (s. 323);
- definiuje też termin /paniki moralnej/ – „nastrasz ludzi, aż narobią w gacie, a firmy mediowe zarobią ciężkie pieniądze, podczas gdy organy władzy będą miały coraz większe przyzwolenie na autorytarne rozprawienie się bieżącym diabłem ludu”. (s. 189) Idealnym przykładem paniki moralnej jest histeria rozpętana wokół, nigdy niepotwierdzonego, zagrożenia bronią chemiczną, którą miał rzekomo dysponować Saddam Hussein, a wszystko po to, by koncerny medialne, zbrojeniowe i politycy zarobili niebywałe pieniądze na bezsensownej wojnie;
- schemat: bohaterowie kontra łotrzy (my dobrzy – oni źli) „odpalony został kwantyfikator ogólny kończący dyskusję. Tutaj stoimy my, tam stoją oni, przy czym oni to Hitler (s. 80);
- ofiary godne i mniej godne uwagi;
- chamstwo i agresja: „w ruchu na rzecz chamstwa nie idzie o politykę. Tu stawką są pieniądze i widownie. W hiper konkurencyjnym środowisku, takim jak media, gdzie na platformach w rodzaju Facebooka tworzy się dziennie miliard treści, w celu przyciągnięcia oczu trzeba cisnąć na dopalaczach” (s. 86/87) Stąd mamy tu i teraz sytuacje wcześniej nie do pomyślenia: Trump „następnie odbił od tematu i stwierdził, że Hilary została /wychujana/ podczas rywalizacji z Obamą w roku 2008. Wtedy dziennikarze natychmiast weszli w stan najwyższej gotowości bojowej.” (s. 157)
Matt Taibbi nie pozostawia nam żadnych złudzeń – kasa i władza rządzą światem mediów z żelazną konsekwencją. Wróćmy jednak do prześmiewczego i kąśliwo wizjonerskiego Gombrowicza, który pisał dawno temu w Trans-Atlantyku:
„Płyńcież, płyńcież, żeby on wam ani Żyć, ani zdechnąć nie pozwalał, a na zawsze was między Bytem i Niebytem trzymał.”
Między bytem, a niebytem, czyli gdzie? W dupie? Prawdopodobnie, co jednak niepokojące, jakoś nam to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, z pewną perwersyjną satysfakcją znajdujemy przyjemność w urządzaniu się tam. Co ciekawe, wszystko to wydarza się za naszym przyzwoleniem i na nasze własne życzenie.
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Nienawiść sp. z o.o., Jak dzisiejsze media każą nam gardzić sobą nawzajem, Matt Taibbi, wyd. Czarne, 2020, s.357.
Zbyszek Kruczalak