Liczba aresztowań dokonanych w ubiegłym roku przez chicagowską policję spadła o 24 procent w porównaniu do 2015 r. W sumie zatrzymano 85,493 osoby, a to - jak ocenił dziennik "Chicago Sun-Times” - niemal o połowę mniej w porównaniu do roku przed objęciem władzy przez burmistrza Rahma Emanuela.
W 2010 roku policja zatrzymała 167,355 osób. Od tego czasu liczba aresztowań systematycznie spada. I tak w poszczególnych latach chicagowska policja aresztowała następującą liczbę osób: 152,740 w 2011 r., 145,390 w 2012 r.,143,618 w 2013 r. 129,166 w 2014 r., 112,996 w 2015 r. oraz 85,493 w roku ubiegłym.
Największy spadek nastąpił na przełomie 2015 i 2016 roku, kiedy światło dzienne ujrzała sprawa Laquana McDonalda, czarnoskórego 17-latka zastrzelonego przez chicagowskiego policjanta Jasona Van Dyke'a. Były funkcjonariusz został oskarżony o morderstwo, a jego proces jest w toku.
Śledztwo w sprawie chicagowskiego departamentu policji wszczęto w 2015 roku w reakcji na upublicznienie nagrania wideo z interwencji z października 2014 r. zakończonej śmiercią czarnoskórego 17-latka.
Opinię publiczną zaszokowało, jak funkcjonariusz Van Dyke wielokrotnie strzela w kierunku Laquana McDonalda, leżącego po pierwszych strzałach na ulicy.
W raporcie departamentu sprawiedliwości USA podkreślono, że były powody, by uznać, że chicagowska policja dopuszczała się praktyk będących pogwałceniem czwartej poprawki do konstytucji. Dotyczy ona prawa do nietykalności osobistej i materialnej, zasady nakazów rewizji.
Wymieniono braki w szkoleniu, niedobór kadrowy, tendencje do nieuzasadnionego użycia broni, składanie zeznań mających na celu ochronę innych funkcjonariuszy oraz celowe spowalnianie śledztw, które dotyczą policjantów.
Raport potwierdzał także przypadki rasizmu, bo funkcjonariusze znacznie częściej stosowali przemoc w czasie interwencji wobec czarnoskórych bądź osób pochodzenia latynoskiego, niż białych mieszkańców.
Przewodniczący związku zawodowego chicagowskich policjantów, Kevin Graham, odrzucił teorię, że "stały i znaczący" spadek aresztowań może być spowodowanym tym, że funkcjonariusze boją się, iż nagrania wideo z zatrzymań trafią na YouTube.
"Jednym z problemów jest to, że nasi członkowie są nadmiernie karani za drobne lub nieistotne naruszenia przepisów. Co ważniejsze, wzrasta liczba dowodów na to, że nasi funkcjonariusze są niesprawiedliwie oceniani, nawet jeśli postępują zgodnie z prawem i polityką miasta" - stwierdził Graham.
Jego zdaniem antypolicyjna retoryka nabrała rozmiarów histerii, popieranej przez media. "Media wolą mówi o zmowie milczenia wśród policjantów, a nie rozsądnie sprawdzać dowody" - dodał przewodniczący policyjnego związku Fraternal Order of Police.
Funkcjonariusze policji w Chicago obawiają się wykonywać swą pracę – tak spadek liczby aresztowań w naszym mieście skomentował radny Nicholas Sposato z 38. dzielnicy na północnym zachodzie. Jego zdaniem “dziś policjanci śmiertelnie boją się wykonywać swoją pracę”, a wielu mieszkańców postrzega ich jako tych, którzy “wykorzystują swą władzę i przekraczają uprawnienia”.
Sposato w Radzie Miejskiej Chicago od lat wspiera policję. W ubiegłym roku wraz z innym radnym z północno-zachodniej części miasta Anthony Napolitano zorganizował wiec pod hasłem „Police Lives Matter” w odpowiedzi na ruch czarnoskórych “Black Lives Matter”.
Z kolei Radny Anthony Beale (9. dzielnica), były długoletni przewodniczący komisji ds. policji w Radzie Miasta, zarzucił funkcjonariuszom brak proaktywnej postawy. "Mogę pojeździć po naszych dzielnicach i pokazać, co policja toleruje w naszych społecznościach, a co nie jest gdzie indziej tolerowane" - stwierdził.
Rzecznik prasowy chicagowskiej policji, Anthony Guglielmi, odnosząc się do spadku aresztowań w 2016 r., stwierdził, że dane za ubiegły rok dotyczące przestępczości nie są do zaakceptowania przez nikogo, szczególnie przez CPD (chicagowską policję). Odwoływał się do wskaźnika morderstw, który w 2016 roku był najwyższy od lat 90. ubiegłego wieku.
Od początku tego roku do poniedziałku doszło do co najmniej 451 zabójstw, o 16 mniej niż w zeszłym roku - według danych opracowanych przez "Chicago Tribune". Guglielmi, powiedział w poniedziałek, że komendant Eddie Johnson był sfrustrowany pełnym przemocy ostatnim weekendem.
Co najmniej 63 osoby zostały postrzelone, a osiem z nich zginęło - poinformowała chicagowska policja. Ponad połowa z tych osób została ranna w ciągu 13 godzin, od soboty do wczesnych godzin porannych w niedzielę. Co najmniej 16 osób zostało postrzelonych w niedzielę.
Gorszy pod tym względem był tylko długi weekend związany z obchodami 4 lipca, który rozciągnął się na 4 dni. Poziom przemocy przekroczył ten obserwowany w czasie trzydniowego weekendu Memorial Day, kiedy ranne zostały 52 osoby. Jedynie podczas obchodów 4 lipca było gorzej - ranne zostały wtedy aż 102 osoby. Pomimo tak brutalnego weekendu w tym roku postrzelono jednak mniej osób niż w ubiegłym: 2,435 osób w porównaniu do 2,710 z 2016.
JT