Doniesienia z Ukrainy napawają światową opinię publiczną lękiem – w Buczy, Irpieniu, Borodziance czy Mariupolu rosyjskie wojska dopuściły się zbrodni wojennych na ludności cywilnej na niemalże masową skalę. Coraz częściej w kontekście tym pada słowo „ludobójstwo”. Skąd wziął się ten termin i jaka jest jego historia?
Niedawne wyzwolenie podkijowskich miejscowości zajętych w czasie bitwy o stolicę Ukrainy przez Rosjan przyniosło makabryczne odkrycia – na ulicach, w domach i zbiorowych mogiłach odnajdywano masowo ciała cywilów, mordowanych przez najeźdźców. Wśród ofiar znalazły się zarówno lokalne autorytety, zabite prawdopodobnie celowo, jak i zupełnie przypadkowi ludzie, którzy odmawiali Rosjanom wódki bądź po prostu wyszli z domów. Relacje świadków mówią też o systematycznej likwidacji mężczyzn w wieku poborowym, a także torturowaniu ofiar przez śmiercią. Do tego dołączyły okrutne gwałty i zwykła grabież bardziej lub mniej wartościowego mienia. Władze ukraińskie mówią już o tysiącach pomordowanych.
Ktoś mógłby powiedzieć – jest wojna, żołnierze sił okupacyjnych wymknęli się spod kontroli, w gniewie lub szale rabowania dopuścili się zbrodni wojennych. Problem polega jednak na tym, że skala morderstw i okrucieństw wykracza daleko poza wybryki rozzuchwalonej soldateski. Widzieć musieli to nie tylko oficerowie w linii, ale także wyżsi dowódcy. Dlaczego niczego z tym nie zrobili? Czy dlatego, że była to celowo przeprowadzona pacyfikacja, zwana przez Rosjan „zaczystką”, mająca na celu stłamszenie ludności cywilnej w okupowanym kraju? A może mówimy o czymś jeszcze szerszym – celowym terrorze, wymierzonym w Ukraińców jako grupę etniczną? Propaganda rosyjska jeszcze od okresu przedwojennego głosi tezy o sztuczności Ukrainy i naturalnej przynależności jej mieszkańców do rosyjskiej narodowości, kultury i sposobu życia – osławionego „ruskiego miru”. Mówiąc o „denazyfikacji” propagandyści mówiąc coraz częściej o „deukrainizacji”, a więc w pewnym sensie wynarodowieniu podbitego państwa. A to już sugeruje ogólnopaństwowość tego podejścia.
W ostatnich dniach głośna stała się wypowiedź prezydenta Bidena w Menlo w stanie Iwowa, w której stwierdził m.in.: „Wasz rodzinny budżet, wasza zdolność do napełnienia baku, nie powinny zależeć od tego, że dyktator wypowiada wojnę i popełnia ludobójstwo na drugim końcu świata”. W ten sposób po raz pierwszy użył w kontekście wojny Rosji z Ukrainą pojęcia „ludobójstwo” (już wcześniej amerykański przywódca mówił o rosyjskim prezydencie jako o „zbrodniarzu” czy „rzeźniku”).
Termin ten, w angielskim oryginalne występujący jak „genocide”, ukuł w latach 40. polski prawnik żydowskiego pochodzenia Rafał Lemkin. W czasie wojny trafił on do USA i tam też napisał swoją najważniejszą książkę pt. „The Axis Rule in Occupied Europe”, poświęconą okupacyjnemu terrorowi niemieckiemu, w której zakwalifikował on działania hitlerowców właśnie jako ludobójstwo. Lemkin uczestniczył w przygotowywaniu aktu oskarżenia przywódców III Rzeszy w procesach norymberskich, był też autorem Konwencji ONZ w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa z 9 grudnia 1948 roku. Definiowała ona wspomniany „genocide” jako czyn „dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych”. Zaznaczyć trzeba przy tym, że ludobójstwem w tej definicji nie jest tylko zabójstwo członków grupy, ale także powodowanie poważnego uszczerbku na zdrowiu, tworzenie wyniszczających warunków przetrwania, ograniczanie urodzin w obrębie grupy czy odbieranie dzieci jej członkom. Chodzi więc o cały szereg działań, wymierzonych w konkretną grupę, tylko dlatego, że takowa istnieje.
Konieczność stworzenia pojęcia ludobójstwa i wprowadzenia go do prawa międzynarodowego wynikała oczywiście z ogromu niemieckich zbrodni w czasie II wojny światowej. Zwycięscy alianci musieli bowiem osądzić żyjących dygnitarzy nazistowskich, którzy w różny sposób zaangażowani byli w planowanie i realizację szeregu zbrodni wobec ludzkości. Osądzenie to było w pewnym sensie precedensowe, gdyż dotychczasowe międzynarodowe prawo karne nie regulowało w żaden sposób tej przestrzeni. Konwencje o prawach wojny z XIX i początków XX wieku określały ogólne normy i zasady postępowania, nie było ich jednak jak egzekwować.
W szerokim rozumieniu najbardziej znane są trzy przypadki ludobójstw. Pierwszym jest oczywiście Holokaust – zagłada ludności żydowskiej w Europie zorganizowana przez nazistowskie Niemcy w czasie II wojny światowej. Drugim – prowadzona przez tureckich nacjonalistów w latach 1915-1917 eksterminacja Ormian. Trzecim zaś wymordowanie rwandyjskich Tutsi przez żyjących obok nich Hutu w 1995 roku. W zasadzie jednak wskazać można wiele innych przypadków zbrodni, które da się zakwalifikować właśnie jako ludobójcze. Pamiętajmy, że ludobójstwo niemieckie z okresu II wojny światowej dotknęło nie tylko Żydów, ale też m.in. Polaków, mieszkańców ZSRR czy Romów. Polacy byli masowo mordowani na Wołyniu i w Galicji Wschodniej przez nacjonalistów ukraińskich, podobnie jak Serbowie eksterminowani przez Chorwatów. W latach 90. XX wieku Serbowie wymordowali ponad 8 tysięcy bośniackich mężczyzn w Srebrenicy.
Wiele poszlak wskazuje na to, że zbrodnie rosyjskie w Ukrainie nie były przypadkiem, a elementem działania celowego, wynikającego z systemowej polityki. Jeśli uda się to udowodnić, Władymir Putin powinien zostać uznany za ludobójcę i, jeśli będzie to możliwe, przykładnie ukarany.
Tomasz Leszkowicz