Paderewski po raz pierwszy wystąpił w Chicago w 1892 roku. Dokładnie 130 lat temu. Wracał kilkukrotnie. Grał na otwarciu serii koncertów, która towarzyszyła Wystawie Światowej w 1893 roku. Grał z Chicagowską Orkiestrą Symfoniczną. Z tej okazji, że właśnie mija 130 lat, w Glessner House odbędzie się specjalną celebracja i - jak czytam w zaproszeniu - będzie podczas tego wieczoru okazja, by wspomnieć związki Paderewskiego z Theodorem Thomasem i rodziną Glessnerow. Thomas to założyciel i pierwszy dyrektor artystyczny Chicagowskiej Filharmonii, a rodzina Glessnerow w czasach niesamowitego rozwoju amerykańskiego przemysłu zamówiła dom przy Prairie Ave u jednego z najlepszych amerykańskich architektów tamtego czasu, Henry Hobson Richardsona. Dziś ten dom służy między innymi takim właśnie spotkaniom, jak to organizowane z okazji 130-lecia wizyty Ignacego Jana Paderewskiego w Chicago. Był w tamtych czasach wielką gwiazdą.
A Helena Modrzejewska, występowała w Chicago? Grywała tu? W którym teatrze? Lata temu w Muzeum Polskim, w szklanej gablocie, zaraz u wejścia do Sali Głównej, wystawione były jej suknie. Szczupła była….
Aktorki musiały wtedy same zaopatrywać się w kostiumy. Dla Pani Heleny musiał to być ogromny wydatek. Wyprawa do Kalifornii, w 1876 roku, z grupką szaleńców, którzy na sztuce życia codziennego, na pracy na roli, na walce o byt znali się… nie za bardzo, dość szybko okazała się niewypałem. Pozostawiła ich w południowej Kalifornii i wyruszyła na północ do San Francisco, na podbój Ameryki. Miała już wtedy swoje lata, miała za sobą piękną karierę sceniczną i udrękę sławy, w Polsce, w Krakowie i w Warszawie, miała zamiar już aktorką nie być. Wynajęła nauczycielkę języka angielskiego, wkuwała od nowa cały - głównie szekspirowski repertuar, musiała przecież to przybyłe z Polski towarzystwo utrzymać.
Mamy to szczęście, że wśród jej polskich przyjaciół był też Henryk Sienkiewicz. Był wtedy młodzieńcem, włóczył się po amerykańskich górach, polował, żył pod gołym niebem… jak sugeruje Susan Sontag: od Heleny uciekł, od widoku jej męża nieudacznika. Jak było tak było, ale Sienkiewicz słał do polskiej prasy korespondencję z tejże Ameryki, więc i na pierwsze występy Heleny stawił się w San Francisco, by do Warszawy napisać: “Głos artystki rozległ się jakby zaziemska muzyka po wszystkich zakątkach teatru. W oczach rodaków zabłysły łzy… O! Już było zwycięstwo wielkie, w rocznikach polskiej sztuki niesłychane. Gdy skończyła, cisza trwała jeszcze przez chwilę, jakby publiczność nie zdołała się ocknąć od razu z upojenia. Potem… trudno opisać, co się stało. Burza prawdziwa oklasków, okrzyków, nawoływań. Zimna z natury publiczność uniosła się do tego stopnia, iż potem dziennikarze mówili mi, że jak Ameryka Ameryką, nie pamiętają takiego entuzjazmu… Artystka… po skończonym akcie wyszła rozrzewniona, upojona. Teatr wył, ryczał, klaskał, tupał. Mężczyźni odbierali swoim ladies bukiety i ciskali je na scenę; starzy rodacy nasi płakali jak małe dzieci”.
A później już - poszło! Oszałamiającą kariera, sława na cały świat! I kto to dziś wspomni? Kto pamięta, że o tragicznej sytuacji kobiet w zaborze rosyjskim i zaborze pruskim mówiła na Kongresie Kobiet, tu w Chicago, w 1893 roku? Gdzie pomniki Heleny? Wielkiej aktorki teatrów amerykańskich i polskiej sceny też? Nie ma! Rzadko kto jej dawny dom w południowej Kalifornii odwiedza. A syn? Ślubny, nieślubny, wszystko jedno - wybitny! Konstruktor mostów. Po całej Ameryce do dziś stoją. Miał pracownię w Chicago? Bywał tutaj, mieszkał, są tu jego mosty? Są dzieci, wnuki?
A Florian Znaniecki? Mówią, że ojciec polskiej socjologii. Pracował na University of Chicago, pracował w Urbana Champaign. Dużo naszych dzieci tam studiuje… jest tam jakiś ślad? Jego córka, Helena Znaniecka - Łopata, mało że uczyła na kilku uniwersytetach w Chicago i okolicach, to jeszcze mieszkała nawet w Wisconsin. I co? Pamiętamy, że prowadziła badania nad gender? Pamiętamy, że napisała książkę o zawodzie gospodyni domowej?
“Pełno nas, a jakoby nikogo nie było” pisał Mistrz z Czarnolasu. Nikt nie będzie pamiętał za nas. Wszystkich Świętych to najlepsza okazja, żeby wspomnieć, żeby przypomnieć sobie, jacy z nich wszystkich jesteśmy dumni.
Idalia Błaszczyk