Jestem zwolennikiem zostawiania napiwków wszędzie, gdzie się one należą. W miejscach serwujących posiłki, napoje i niektóre usługi. Niektóre, bo poczta to przecież też usługa, a nie sądzę, bym ja, czy ktokolwiek inny, zdecydował się zostawić napiwek w okienku po nadaniu listu lub zakupie znaczków. Sam nie miałem przyjemności pracowania w zawodzie, w którym wysokość zarobków zależy od hojności klientów, ale znam wiele osób, które to robiły lub dalej robią. Podobno to wielka przyjemność, gdy ktoś doceni ich pracę i okazuje to podczas płacenia rachunku. Tak na marginesie, docenianie czyjejś pracy nawet gdy napiwki nie wchodzą w rachubę jest zawsze mile widziane – gdybyśmy dobrym słowem potrafili docenić czyjś wysiłek równie często, jak obelgą nasze niezadowolenie z czegoś, świat byłby fajniejszy. Ale to tak na marginesie...
Wstąpiłem ostatnio do niewielkiego sklepiku samoobsługowego na lotnisku. Z jednej lodówki wyjąłem butelkę wody, z drugiej dość marnie wyglądającą kanapkę. Podszedłem do półki z gazetami, ale nic nie rzuciło mi się w oczy. Spojrzałem na kanapkę. Kiepsko wygląda – listek sałaty jakiś taki blady, sezam z niej odpadł, folia, w która była zawinięta, też jakaś taka... wymacana. Wróciłem więc do lodówki, zwróciłem kanapkę i sięgnąłem po sałatkę. Też niezbyt apetyczna, ale coś trzeba zjeść. Pokręciłem się jeszcze chwilę po sklepiku dokładając do zakupów paczkę pastylek na gardło i magnes na lodówkę. Na pamiątkę oczywiście. Do kasy była kilkuosobowa kolejka, która posuwała się wyjątkowo ospale. Czekając na swoją kolej zdążyłem poznać zawartość cukru we wszystkich słodyczach na półce, sprawdzić wiadomości, ziewnąć, jeszcze raz ziewnąć i zapatrzeć się w nieruchomy punkt na ścianie na kolejne kilka minut. W końcu nadeszła moja kolej. Dziewczyna siedząca w kasie nie podniosła wzroku, nie odezwała się. Jednym okiem patrzyła na ladę przed sobą, drugim na ekran telefonu, w którym wyskakiwały jakieś wiadomości. Była znudzona i wyraźnie wolałaby być gdzie indziej. Rozumiem, monotonna praca. Podliczyła wszystko i na ekranie pojawiła się suma kilkunastu dolarów. A poniżej pytanie, czy chcę dołożyć dla obsługi 18, 20, czy może 25 procent? Była też możliwość wpisania tam własnej sumy. Zawahałem się. W końcu w niczym mi nikt nie pomógł, towar nie był pierwszej jakości, a gdy kilka sekund zwlekałem z opłatą, panna posłała mi zirytowane spojrzenie. Rozumiem w restauracji, gdzie ktoś wykonuje za mnie wszystkie czynności związane z pojawieniem się posiłku na stole. Zwłaszcza jeśli robi to z uśmiechem. Lub u fryzjera, gdy z radością spoglądam w lustrze na odmienionego faceta. Ale nie w sklepiku, w którym sam wszystko robię, a pieniądze przyjmuje znudzona, pisząca smsy panna. By uciszyć wyrzuty sumienia doliczyłem dwa dolary, chociaż uczyniłem to odczuwając jakąś nieokreśloną presję.
Właśnie, presję. Płacąc i widząc podobny ekran w KAŻDYM miejscu, czuję się bardzo nieswojo odrzucając sugestię dołożenia napiwku. Zwłaszcza w miejscach, w których już byłem lub mam zamiar pojawić się ponownie, a w żaden sposób nie są one związane z serwowaniem kawy, posiłków i niektórymi, zasługującymi na napiwek usługami.
Słoiczki, kubeczki i tablety na napiwki są prawie wszędzie. A jeśli gdzieś ich nie ma, to pojawiają się tam puszki z datkami na szczytne cele. No jak tu nie dać?
Kiedyś dając napiwek kelnerowi wiedziałem, że albo daję jemu, albo do podziału wszystkim, którzy przyczynili się do powstania posiłku. To zależało od polityki właściciela. Dziś, dopisując jakąś sumę na tablecie, nie wiem, kto to dostaje. Może nikt? Podobne wątpliwości mają inni. Dziennikarze NYPost zadzwonili do czterech restauracji szybkiej obsługi o nazwie Five Guys, gdzie oferta pozostawienia napiwku przy zapłacie też się ostatnio pojawiła, i zapytali menedżerów, jak są one dzielone. Dwóch powiedziało, że nie są pewni, dwóch odmówiło odpowiedzi.
Wręczanie napiwków powoli wymyka się spod czyjejkolwiek kontroli, ale technologia sprawia, że odmawianie ich staje się coraz bardziej kłopotliwe. Zdarza się, że obsługa komentuje na głos ich wysokość lub brak. Zwykle negatywnie. Nieczęsto zdarza się, by ktoś na głos wyraził podziękowanie.
Dlatego, tak jak dotychczas, postaram się wręczać napiwki tym, którzy w jakiś sposób bezpośrednio pomogli mi w czymś, uprzyjemnili coś, lub włożyli w usługę trochę zaangażowania. Będę to dalej robił z przyjemnością, wiedząc komu i za co w ten sposób dziękuję. Spróbuję powstrzymać się – choć łatwe to nie będzie – od dawania napiwków w anonimowych kasach elektronicznych w miejscach, gdzie interakcja z obsługą ogranicza się do pojawienia się jej w zasięgu mojego wzroku. Poza tym mam wrażenie, że będąc nieustanne nagabywany o napiwki zaczynam być trochę zły, w związku z czym ci, którzy naprawdę ich potrzebują, dostają mniej. A taki system mi nie odpowiada.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: rafal@infolinia.com