„Wtedy we wtorek w Vallcarce, w strugach deszczu, bez parasola, zrozumiałem, jakim jestem dziwolągiem. Albo jeszcze gorzej: że ja sam jestem pomyłką, zaczynając od tego, że przyszedłem na świat w niewłaściwej rodzinie. Wiem już, że nie mogę przerzucać na żadne bóstwa, przyjaciół czy lektury ciężaru moich myśli i odpowiedzialności za czyny” (Wyznaję, J. Cabré).
Z tytułem powieści Jaume Cabré jest pewien problem. Nie bardzo wiadomo, co jest przedmiotem wyznania. Czy wyjaśnienie tej niejasności można znaleźć już w pierwszym zdaniu:
Dopiero wczoraj wieczorem, idąc zmoczonymi deszczem ulicami Vallcarki, zrozumiałem, że przyjście na świat w tej rodzinie było niewybaczalnym błędem. Nagle dotarło do mnie, że zawsze byłem sam […]”. (s. 15)
Być może, ale można mieć zupełnie uzasadnione podejrzenia, że takich wyznań jest powieści dużo więcej, zgodnie z niesłychanie nośnym literacko konceptem przenikania czasów i przestrzeni, które Cabré mistrzowsko rozgrywa w tej wielopoziomowej opowieści o wybitnej jednostce uwikłanej w historię, która ją determinuje i deprawuje. Jest to jeden z istotnych dla powieści aspektów, który pokazuje, iż jesteśmy często zawęźleni w sprawy i wydarzenia, o których nie mamy pojęcia, a które albo dziedziczymy, albo zostają nam zostawione w niechcianym spadku.
Historia Adriana Ardevola wyraźnie sugeruje, że nasze życie może być drastycznie przestawione na inne tory, właśnie z powodu rodzinnych uwikłań. Motyw wyjątkowo rzadkich, niezwykle cennych skrzypiec buduje wielowątkowy dramat pożądania, cierpienia, piękna, talentu, zbrodni i oszustwa. W gruncie rzeczy skrzypce Storioniego są w powieści tak samo ważne jak postać Adriana. Swoją drogą ciekawe, czy to przypadkowa zbieżność imion z bohaterem Doktora Faustusa, Adrienem Leverkühnem, czy też zamierzona sugestia, która powinna nas uczulić na literackie gry i zabawy. Obydwaj są przecież ponadprzeciętnie uzdolnieni muzycznie. Ich talenty ocierają się o boski wymiar doskonałości, jakkolwiek nie ma w tekście ani jednej wzmianki sugerującej bezpośrednią zależność z arcydziełem Manna.
Ale wróćmy do tytułowej kwestii: wyznaję, ale co? Czy to czasem nie jest pytanie postawione na opak, czyli w odwróceniu? Pytanie, które jest swoiście pokrętne? Bo z jednej strony można założyć, iż Adrian, (skoro „wyznaję”, to musi być pierwsza osoba) prowadzi nas przez meandry tej zamkniętej klamrą podróży przez dzieje Europy od czternastowiecznej Girony przez siedemnastowieczny Pardac i dalej, aż do współczesnej Barcelony. Nie możemy oczywiście zapomnieć o Rzymie i drugiej wojnie światowej. Wszystko to jest możliwe w doświadczeniu przenikania, ale rozumianego swoiście. Jesteśmy świadkami dawnych wydarzeń, które mają swe współczesne realizacje. Fenomen zdarzenia jest ten sam, różni go jedynie odległość na linii czasu, a raczej kole życia, bliskim w swym koncepcie stoikom i ich przekonaniu o nieuniknionej powtarzalności wszystkiego. Przypomnijmy tylko zakończenie powieści, w którym Adrian jest jednocześnie bratem Adrianem i bratem Julianem z Sau i bratem Michałem z Susquedy z kalsztoru Sant Pere del Burgal. Fascynujące, wielopostaciowe zapętlenie, a wszystko po to, żeby ukazać człowieka w oparach historycznego absurdu, naznaczonego szatańskim udawaniem dobra.
Jeśli zatem mamy wiele wyznań, które konstruują opowieść Cabré, to warto zwrócić uwagę na jedno, szczególnie drastyczne, bo niezwykle aktualne – związane z oszustwem i szantażem w procesie odzyskiwania skrzypiec:
„Jest mi obojętne, co z nimi zrobi Mack. Muszę się panu przyznać, że w całej tej operacji chodziło tylko o pieniądze.” (s. 745)
Adriana dopada zapomnienie wszystkiego. Choroba Alzheimera jest bezlitosna. Z perspektywy wyzerowanych wspomnień, czyli z punktu widzenia niczego, wieloaspektowe przenikanie jest czymś, co ginie w oparach absurdu, ale zanim zapadnie się w zapomnieniu, pisze powieść, na stronach której ów absurd znika w tłumaczeniu:
„Gdybym nie miał storioniego, nie zostałbym przyjacielem Bernata. Nie poznałbym cię przy okazji koncertu w Paryżu. Byłbym kimś innym i nie rozmawiałbym teraz z tobą. Wiem: opowiedziałem ci to wszystko chaotycznie, ale to dlatego, że w mojej głowie też panuje bałagan. Dotarłem do tego miejsca, nie mając właściwie możliwości przejrzenia wszystkiego, co dotychczas napisałem. Nie mam odwagi spojrzeć wstecz, z jednej strony dlatego, że o niektórych sprawach pisałem przez łzy, z drugiej dlatego, że widzę, jak każdego dnia znika z mojej głowy, a to jakieś krzesło, a to lustro. Staję się jedną z tych postaci Hoppera, które spoglądają przez okno, czy na przestrzał przez życie, pustym wzrokiem, z posmakiem tytoniu i whisky w ustach”. (s.750/751)
Co zupełnie niezwykłe i zaskakujące, w pewnym momencie, jeszcze świadomego, albo przynajmniej częściowo świadomego, analizowania swej osobistej historii, pojawia się motyw z wiersza Szymborskiej - i jest to zupełnie cudowne!
„Pomyślałem o Szymborskiej, która mówiła, że choć kolejny dzień zapowiada się słonecznie, tym, którzy ciągle żyją, przyda się jeszcze parasol. Mnie oczywiście, nie będzie już potrzebny do niczego.” (s. 756)
Przytoczmy, dla czystej przyjemności ten wiersz:
Nazajutrz - bez nas
Poranek spodziewany jest chłodny i mglisty.
Od zachodu
zaczną przemieszczać się deszczowe chmury.
Widoczność będzie słaba.
Szosy śliskie.
Stopniowo, w ciągu dnia,
pod wpływem klina wyżowego od północy
możliwe już lokalne przejaśnienia.
Jednak przy wietrze silnym i zmiennym w porywach
mogą wystąpić burze.
W nocy
rozpogodzenie prawie w całym kraju,
tylko na południowym wschodzie
niewykluczone opady.
Temperatura znacznie się obniży,
za to ciśnienie wzrośnie.
Kolejny dzień
zapowiada się słonecznie,
chociaż tym, co żyją,
przyda się jeszcze parasol.
W tekście Wyznaję mamy nieskończoną ilość tropów literackich, filozoficznych, muzycznych, teologicznych, poetyckich i wielu jeszcze innych. Od trawestacji biblijnych fragmentów, po analizy zła według prac Hannah Arendt, przez nieomalże wprost cytowane myśli Nietzschego i wielu jeszcze innych, wystarczy wspomnieć o Adorno. Tekst jest naładowany kulturowym doświadczeniem Europy. Co zatem wyznaje? Do czego w istocie ten niezwykły tytuł się odnosi? Wspomniane sugestie, szczególnie te wypływające z pierwszego zdania, są zdecydowanie niewystarczające. Może więc dobrze byłoby się przyjrzeć ostatniemu zdaniu?
„Sztylet zdążył zabłysnąć w słabym, zimowym słońcu, zanim pogrążył się w jego duszy. Świeca zgasła i nie zobaczył już ani nie przeżył nic więcej. Nic więcej. Nie mógł zapytać, gdzie jestem, bo nie był już nigdzie”. (s. 761)
A gdzie został zasztyletowany? W klasztorze Sant Pere del Burgal, który przestał istnieć w średniowieczu. Dla porządku przypomnijmy, że Adrian mieszka w Barcelonie i umiera gdzieś w okolicach roku 1998. Kto zatem zapadł się w nicość? Adrian czy brat Julian z Sau, czy też brat Michał z Susquedy – zakonnicy upadłego klasztoru?
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Wyznaję, Jaume Cabré, wyd, Marginesy, 2022, s. 766
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com