Z Andrzejem Kulką w świat: Birma 2018
Wtorek, 23 stycznia
Śniadanie o 5:50, jak ja kocham wstawanie przed świtem, kiedy można się jeszcze zagapić w gwiazdy lśniące na nieboskłonie! Łodzią po jeziorze i autobusem wzdłuż brzegu jedziemy do Heho, skąd fruniemy do Yangon, dawnej stolicy Birmy. Co rusz spotykamy znajome twarze obieżyświatów, którzy tak jak my pokonują "turystyczną pętlę" pozwalającą ujrzeć najważniejsze atrakcje kraju w ciągu kilku zaledwie dni.
Lecimy do Rangunu. Na lotnisku czeka już znany mi od lat przewodnik Sein Moe i wiezie nas do centrum miasta z ciekawymi, kolonialnym budynkami postawionym przez Anglików w okresie międzywojennym. Część z nich niszczeje, ale większość imponuje, jak stary budynek poczty głównej, kapitanatu, gmach sądu i rozmaite ambasady. W śródmieściu Yangonu widzimy sporo dobrze utrzymanych kościołów, są oczywiście świątynie buddyjskie a nawet meczet. Mając zaliczoną ogromną ilość świętych miejsc zadziwiająco zgodnie (i dla odmiany) wybieramy do starannych odwiedzin miejskie targowisko z ostatnią szansą na zakupy pamiątek, a także degustację pysznych soków z tropikalnych owoców wyciskanych na naszych oczach.
Późnym popołudniem wizytujemy najwspanialsze według mnie miejsce całej Birmy - Złotą Pagodę Szwedagon, powstałą 2500 lat temu!
Był to rok 588 przed narodzeniem Chrystusa. Dwóch birmańskich kupców, Tapussa i Bhallika, przejeżdżało w okolicy Bodh Gaja (pogranicze Indii i Nepalu) w czasie, gdy 29-letni książę Gautama Siddhartha osiągnął oświecenie i mógł spożyć pierwszy posiłek po siedmiotygodniowym poście. Kupcy poczęstowali Buddę ciastkami z miodem otrzymując w darze osiem jego włosów jako relikwie. Zostały one złożone wraz z innymi świętymi przedmiotami w 25-metrowej stupie zbudowanej z cegły na wzgórzu Thein Gottara, górującym 50 metrów ponad otoczeniem, w Dagon (dzisiejszy Yangon) na brzegu wschodniej odnogi rzeki w delcie Irawadi. Budowla była odnawiana i przebudowywana przez stulecia, aż za panowania królowej Szinsawpu, w połowie XV wieku zyskała swój obecny wygląd. Władczyni Mjanmy kazała dodać tarasy, balustrady i kilka murów otaczających miejsce kultu. Według legend podarowała również listki złota w ilości odpowiadającej wadze jej ciała do udekorowania stupy. Wysokość budowli osiągnęła wtedy imponujące 92 metry.
Około godziny 16 wstępujemy na teren Szwedagonu wejściem zachodnim, aby ułatwić sobie życie fotografika tym późnym popołudniem. Słońce jest już nisko nad horyzontem, trwa złota godzina, a przed nami odsłania się najbardziej magiczne miejsce na świecie.
W centrum świątynnego kompleksu oglądamy wysoką na 99 metrów stupę cudnie lśniącą w blasku stonowanego już, słonecznego świata. Z bliska widać wyraźnie, że ten spiczasty stożek składa się z wielkiej podstawy z tarasami i gzymsami, części wyobrażającej odwróconą miskę mnicha, fragmentu przedstawiającego dzwon, ozdób w kształcie płatków lotosu i pączka bananowca. Na samej górze jest korona, chorągiew oraz "diamentowe oko".
Całą kopułę pokrywają 9272 płytki złota, każda o wadze 5004 uncji, a w koronie tkwi 1065 szczerozłotych dzwonów. W sumie blisko 9 ton najszlachetniejszego kruszcu!
Nie tylko złoto zdobi stupę, ale też diamenty, których policzono 4,350 wielkości powyżej 2,000 karatów, o mniejszych nie wspominając. Ale wspomnieć powinienem, że w koronie, na kopule i na stożku umieszczono jeszcze ponad dwa tysiące drogocennych kamieni.
Na 440-metrowym obwodzie (właściwie jest to ośmiokąt) budowli widzimy mniejsze stupy, w liczbie 64, z czterema większymi w głównych kierunkach świata. Platforma podstawy mieści dziesiątki kapliczek i nisz z posągami Buddy. Do tego dzwony, rzeźby lwów, gryfów, ogrów i nagów. Są też święte figowce bodhi i posągi władców Mjanmy z legendarnym królem Okkalapą włącznie.
Szwedagon daje wspaniały wgląd nie tylko w historię kraju, jego religię i architekturę, ale pozwala na spokojnie, bliżej przyjrzeć się zwykłym ludziom, ich modłom, medytacjom, mnichom z zamkniętymi powiekami szepczącymi wersety z buddyjskich ksiąg. Wokoło słychać dźwięki mantr, śpiewy młodocianych mniszek-nowicjuszek i dźwięczne bicie dzwonów. To przecież podróż w czasie do chwil, kiedy ta świątynia powstawała. Niesamowity nastrój miejsca udziela się każdemu, nawet turyści, co to właśnie ustawili swoje aparaty na statywach zaczynają ze skupieniem się rozglądać, jakby zapominają o ustawieniu parametrów naświetlania. Przyrzekam sobie powrócić tutaj jutro przed świtem, wierząc, że w rozrzedzonym tłumie magiczna atmosfera osiągnie kulminację.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka
Autor jest właścicielem chicagowskiego biura podróży EXOTICA TRAVEL, organizującego wycieczki z polskim przewodnikiem po całym świecie, również do Birmy i Bangkoku w styczniu 2020. Bliższe informacje na stronie internetowej www.andrzejkulka.com lub pod nr tel. 773-237-7788.