09 maja 2018

Udostępnij znajomym:

Sahara, cd.

Przypominam sobie pierwszą jazdę na wielbłądach po saharyjskich wydmach, też w Maroku, trzy lata wcześniej na wydmach Ergu Chigaga. Kołysanie idącego pod górę zwierzęcia - powiązanego powrozami z pozostałymi w karawanie - nie pozwalało mi wtedy na właściwe skadrowanie bajkowych widoków. Zeskoczyłem na glebę stwierdzając, że dalej pójdę na piechotę. To był duży błąd! Trzy kroki do góry... dwa kroki obsunięcia w dół! Piasek sypał się do butów, a gdy je zdjąłem, stopy zaczęły marznąć po kilku minutach. I tak źle, i tak niedobrze. Takich problemów się nie spodziewałem po tej ślicznej piaskownicy. Ponieważ podróże kształcą, dzisiaj postąpiłem roztropniej; na szczyt wzniesienia jechałem na grzbiecie wielbłąda, a w dół - kiedy słońce już ogrzało piasek - na bosaka! I to było rozwiązanie optymalne, zwłaszcza, że targałem w plecaczku trzy litry wyśmienitego marokańskiego wina z wizerunkiem Tuarega na plakietce. Wizja fotografowania takiej butelki wbitej w piach Sahary po prostu nie dawała mi w nocy spać. Lekko i skocznie zbiegałem więc do bazy namiotowej mając czas na liczne sesje zdjęciowe po drodze.

Z daleka widziałem, jak grupa już docierała do obozu, schodzili właśnie z wielbłądów, tych "okrętów pustyni". Wielbłąd to zwierzę doskonale dostosowane do życia w tych ekstremalnych warunkach, posiada podwójne rzęsy dodatkowo chroniące przed piaskiem, wnętrze jego nosa jest umięśnione, co pozwala na jego zamykanie, a tym samym chroni przed pyłem i jednocześnie zapobiega utracie wody! Posiada rodzaj błony między racicami, aby nie grząść w sypkim piasku, może wytrzymać pięć dni bez picia idąc dziennie 40 kilometrów ze średnim ładunkiem 150 kilogramów. Istne błogosławieństwo dla ludów pustyni.

Po dwóch godzinach zachwytu nad fantazyjnymi formami piachu dotarłem pod płachtę namiotu, gdzie już czekała pachnąca kawa i obfity posiłek. Pakujemy bagaże do jeepów i - tym razem w dziennym świetle, filmując - jedziemy kawalersko po pustyni do asfaltowej drogi w rejonie miejscowości Merzouga. Tam wprowadzamy się do wnętrza naszego autobusika, witamy naszego sympatycznego kierowcę i podążamy na zachód przystając w szczerym polu, aby ujrzeć swoisty cud techniki. Okolica Erfoud jest pustynna, ale tu i ówdzie widać miłą dla oka zieleń palmowych liści. Okazuje się, że pod nami wiedzie unikalny, podziemny akwedukt kopany przez niewolników tysiąc lat temu. Tunel wykopany na głębokości 5-6 metrów pod spękaną od słońca powierzchnią gleby doprowadzał wodę do oazy z gór Atlasu odległych o 65 kilometrów.

Kontynuujemy jazdę do Tinejdad na lunch, zamawiamy tadżin, ale tym razem, dla odmiany z kurczaka. Obfita porcja kosztuje 70 dirhamów, czyli około 8 dolarów USA. Po południu jesteśmy już w Tanghir, gdzie jeszcze dzisiaj planujemy spacer w głąb jednego z najładniejszych kanionów Maroka - Todra Gorge

Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka

Autor jest właścicielem chicagowskiego biura podróży EXOTICA TRAVEL, organizującego wycieczki z polskim przewodnikiem po całym świecie, również do Afryki. Bliższe informacje na stronie internetowej www.andrzejkulka.com lub pod nr tel. 773-237-7788.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor