10 kwietnia 2018

Udostępnij znajomym:

Z górskich wyżyn nieubłaganie zjeżdżamy na południową, saharyjską stronę. Wokoło nas coraz bardziej szaro i sucho, robi się też znacznie cieplej. Około godziny 14 osiągamy dolinę rzeki Ziz, wijącą się niczym zielona wstęga pośród czerwonawych, osadowych skał. Te wapienne warstwy jawią się jak spełnienie marzeń dla łowców skamieniałości, zawierają bodajże najlepiej zachowane na świecie trylobity oraz goniatyty. Na kolejnym przystanku oferującym malowniczy widok na przełom rzeki, rozłożone są stragany, gdzie sprzedawcy eksponują między innymi fantastyczne, geologiczne eksponaty, w tym kolorowe bryły metalicznych rud oraz wielorakie kryształy. Z prawdziwie oszałamiającym zestawem skamieniałych organizmów będziemy mieć do czynienia dopiero jutro, w Antyaltasie, w drodze powrotnej z Sahary. Nie uprzedzajmy więc faktów.

Zjeżdżamy niżej i niżej w dolinę rzeki Ziz, coraz częściej pojawiają się palmy daktylowe, istne błogosławieństwo dla ludów pustyni. Palma daktylowa dojrzewa w wieku 5 lat i daje do 25 kilogramów smacznych i pożywnych owoców rocznie. Suszone owoce były niegdyś podstawą prowiantu dla karawan przemierzających bezkresne szlaki największej pustyni świata. W świecie arabskim uważa się, że gdyby nie daktyle, wielbłądy i konie, podbój Azji nie byłby możliwy. Ahmed obdarza nas kolejną porcją wiedzy na temat pustynnych upraw, gdzie trzeba do granic możliwości wykorzystać każdy metr żyznej gleby. Oaza Ziz jest uprawiana „piętrowo”, na trzech poziomach: daktyle rosną najwyżej, niżej sadzi się oliwki, granaty lub figi, a na poziomie gleby rosną zazwyczaj warzywa. 

Tuż przed zmierzchem docieramy do miasta Erfoud, za którym rozpościera się Sahara! Na razie widzimy płaskie, kamieniste równiny, ale z dala, ponad horyzontem, nareszcie ukazują się tak wyczekiwane piaszczyste wydmy Ergu Chebbi, nasz dzisiejszy cel. Przesiadamy się na terenowe Landcruisery i w świetle reflektorów dojeżdżamy w końcu do obozowiska luksusowych namiotów dyskretnie ukrytych pośród czerwonawego piachu. 

Zanim ukazał się Księżyc, mogliśmy jeszcze podziwiać cudownie rozgwieżdżone, czarne niebo z Drogą Mleczną świecącą tak mocno, że zdawać by się mogło... rzucała cień! Nie mogę oderwać oczu od czystości saharyjskiego nieba. Jestem właśnie świadkiem rzadkiego zjawiska na niebie, kiedy niedługo po zachodzie słońca pośród gwiazd ukazuje się wyraźny klin światła. To bardzo rzadki widok „światła zodiakalnego”, możliwy do obserwacji tylko i wyłącznie przy wyjątkowo czystej atmosferze, jak właśnie tutaj, na Saharze. Ten świecący klin, który ujrzałem dopiero po raz trzeci w swoim życiu miłośnika astronomii, to delikatny blask słonecznego światła rozpraszający się na pyle rozproszonym w kosmicznej przestrzeni przez pradawną kometę z grupy Jowisza.

Czeka nas kolacja i wieczór pod gwiazdami w dźwięku upojnego bicia bębnów w wykonaniu naszych gospodarzy, berberyjskich nomadów. Kiedy już część artystyczna dobiegła końca, wybieram się boso na spacer po ciepłym jeszcze piachu. W świetle czołowej latarki oglądam fantastyczne, jakże ulotne formy stworzone przez wiatr. Mam nadzieję ujrzeć jakieś egzotyczne zwierzę; skorpiona lub żmiję rogatą, ale miejscowi Berberzy wybijają mi z głowy spełnienie takich zachcianek uświadamiając, że żadne niebezpieczeństwo mi tutaj nie grozi, a przy odrobinie szczęścia mogę co najwyżej zobaczyć uroczego pustynnego liska fenka. A i to mało prawdopodobne, bo lokalna młodzież wyłapuje te stworzonka na sprzedaż bądź też do domowej zabawy.

Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka

Autor jest właścicielem chicagowskiego biura podróży EXOTICA TRAVEL, organizującego wycieczki z polskim przewodnikiem po całym świecie, również do Afryki. Bliższe informacje na stronie internetowej www.andrzejkulka.com lub pod nr tel. 773-237-7788.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor