Co za czasy! Co za świat! Zamiast się cieszyć na świąteczne spotkanie przy tradycyjnie zastawionym stole, zastanawiamy się, jak uniknąć afery, awantury, kłótni i skakania do oczu i gardeł.
Tak, tak - do tego doszło.
Niektórzy to już się w ogóle nie zapraszają, albo na zaproszenia nie reagują. Wolą siedzieć sami w domu. To wszędzie się kłócimy? No nie. Czasem jednak, w tych niekłótliwych domach, towarzyskie spotkanie przypomina obrady “Sejmu Niemego”, bo o tym się nie mówi i o tym, a o tamtym to już całkiem - nie!
O “naszych wojnach wygrywanych przy stolach” Sikorowski śpiewał zdaje się już w latach 70-tych? Może 80-tych. Taka to przecież nasza tradycja. Schodziliśmy się z okazji świąt albo imienin (urodzin chyba się nie celebrowało), mieszkania były zwykle maleńkie, więc spotkanie ograniczało się do zasiadania za stołem i zaczynało się! Oczywiście - polityka. Oczywiście - narzekanie na władzę, ale była zasadnicza za komuny różnica: raczej wszyscy mieli podobne zdanie. Nie wyobrażam sobie, by w takiej uroczystej sytuacji ktoś występował w obronie reżimu. Więc mimo emocji - panowała jakaś zgoda, pewna jednomyślność.
A teraz?
Teraz mamy wolność i demokrację, więc wolno-ć Tomku w swoim domku! Jeden chwali pewną panią polityk, inny udowadnia, że ta pani to polityczny obciach. Jeden za, drugi z taką samą siłą - przeciw! Jedni okazują święte oburzenie z powodu szargania największej narodowej świętości, a inni kpią, że chcą Świętego teraz do partii zapisać. A jeszcze spiskowe teorie, a jeszcze podejrzenia i oskarżenia o międzynarodową konspirację! I w Ameryce to samo: zachciało mu się kandydować w wyborach na burmistrza Chicago, a winien jest miastu kupę forsy, bo mandatów nie płaci i różnych rachunków! A Trump? Bohater dla jednych, wódz, zbawca nieomal, a dla drugich… szkoda gadać!
Atmosfera awantury, wojny wszystkich ze wszystkimi. Nikt nie chce rozmawiać, nikt nie chce dialogu, wymiany poglądów, nikt nie chce zrozumieć racji, czy też punktu widzenia innych. Każdy tylko chce wykrzyczeć swoje, powiedzieć, co przeczytał, usłyszał, co o tym nie tyle sądzi, ile - wie!
Taka rozmowa nie prowadzi do niczego, oprócz oczywiście emocji i zdenerwowania, no bo “przecież jak taki tuman nie rozumie, że “…tra-ta-ta, brekekes, jak pisał Wańkowicz.
Nagle wszyscy chcą mieć rację. I nie ma sposobu, żeby ktoś zmienił zdanie. No bo jeśli nawet sąd oświadczy, że były prezydent nabroił i trzeba go za to ukarać, to przecież jego, tego prezydenta byłego wyznawcy, za żadne skarby nie uznają takiego wyroku, czy raczej werdyktu ławy przysięgłych. Oni już teraz, na samym początku procesu “wiedza” przecież, są na sto procent pewni, że on jest niewinny, że toczy się przeciwko niemu gra polityczna, że lewactwo opanowało sądy, media, więc zwalcza ich ulubieńca przed wyborami.
No i jak w takich “okolicznościach przyrody” posiedzieć i pogadać, przy świątecznym stole? I o czym? Może by tak o dzieciach, o wakacjach, o planowanych remontach, przeprowadzkach, przejściach na emeryturę i zmianie pracy? Może o kuchni i egzotycznych potrawach, o modzie, o przeczytanych właśnie książkach, o obejrzanych filmach, o zwiedzaniu Chicago? O inflacji - nie, o oprocentowaniach - nie! Są święta, nie trzeba się martwić i denerwować, a i do polityki w tych sprawach za blisko.
Nie wiem, dlaczego polityka stała się przedmiotem tak powszechnego zainteresowania. Być może to łatwość dostępu do informacji powoduje, że “wszystko” wiemy, dużo możemy śledzić na żywo, więc uczestniczymy, bądź też mamy złudzenie uczestnictwa, stąd zaangażowanie, zainteresowanie. To coś podobnego jak w przypadku sportu - tyle tych transmisji, wywiadów, co godzinę coś w serwisach informacyjnych, że zastęp już nie tylko kibiców, ale i znawców urósł. Łatwość dostępu i złudzenie udziału. Stąd taki zabawny kontrast - siedzi na kanapie, po brzuszku się drapie… no wiadomo, kibic, znawca, on najlepiej wie, co Lewandowski powinien zrobić na boisku!
Na te Święta: spokoju, radości, omijania kibiców maści wszelkiej, uciechy z pociech, szczęścia!
Idalia Błaszczyk