W polskich mediach jest sporo publikacji na temat losów Polaków, którzy wyemigrowali z Polski. Kupują domy, prowadzą swoje firmy, robią kariery, wychowują dzieci, wsiąkają w lokalne społeczności.
Zastanawiający jest zasięg tych osiedleń… właściwie nieograniczony. Bo mamy Rodaków w niemal wszystkich krajach europejskich (ostatnio czytałam reportaż o małżeństwie osiadłym w Pradze, tak, w czeskiej Pradze), mamy Afrykę, Azję, obie Ameryki i Australię. Można poczytać, jak żyje się na sławnej wyspie Bali, jak wychowuje dzieci w południowych Indiach, jak się prowadzi agencję turystyczną na Alasce albo w Barcelonie, jak żyje na Bliskim Wschodzie.
Największa emigracja zarobkowa ruszyła po 2004 roku, czyli po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Wyjechało wtedy ponad milion osób. W 2015 już blisko dwa i pół miliona, w 2016: 2 miliony 515 tysięcy.
Biuro Analiz Sejmowych podaje, że najczęściej wyjeżdżają mieszkańcy województw: podkarpackiego, małopolskiego i podlaskiego. Podobno to właśnie emigranci utrzymują gospodarkę tych województw. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że tylko w pierwszym kwartale 2020 roku posłaliśmy do Polski 4 miliardy złotych…. W pierwszym kwartale.
Piszę wysłaliśmy, bo to są sprawy znane też i amerykańskiej Polonii.
Skoro tak, skoro emigracja jest tak zamożna, że pomaga utrzymywać gospodarkę całych regionów, to dlaczego co jakiś czas mamy triumfalnie ogłaszane “POWROTY”? Więcej Polaków wraca niż wyjeżdża?
Można odnieść wrażenie, że to jednak wstyd i zażenowanie, że Rodacy ciągle szukają lepszych warunków do życia poza Krajem. Emigranci porównują, zwracają uwagę na warunki życia, na dostęp do różnych świadczeń, w tym przedszkoli i opieki medycznej, na wysokość zarobków, możliwość wynajęcie lub kupienia własnego mieszkania lub domu, na funkcjonowanie administracji, biurokrację lub jej brak, na poczucie bezpieczeństwa socjalnego. Wszyscy pamiętamy niechlubne dane wskazujące, że Polki mieszkające w Wielkiej Brytanii rodzą więcej dzieci niż te które pozostały w Polsce.
Czy politykom spędza to sen z powiek? Chyba nie. Co jakiś czas ogłoszą właśnie, że emigracja wraca i tyle.
Jak będą sobie radzić, gdy emigracja rzeczywiście zacznie masowo wracać do Polski, ale na emeryturę? Gdy na jednego emeryta będzie średnio przypadł jeden pracujący? A re-emigranci będą też pobierać polskie emerytury, domagać się opieki medycznej od państwa, będą zasiedlać domy opieki. No i wtedy już nie będą masowo wysyłać do Kraju swych dolarów, czy euro.
Otwarcie granic to niewątpliwie sukces i osiągnięcie w walce o prawa człowieka. Możemy mieszkać, gdzie chcemy. I nikt nie ma prawa tych zdobyczy nikomu odbierać. Jeśli jednak w obecnej dobie ludzie opuszczają swój kraj, bo nie są w stanie w nim żyć, utrzymać rodziny, zarobić na wynajęcie mieszkania, zrealizować swoich życiowych celów… Trudno się dziwić, że łapią za walizki, ale należy się dziwić, że nie robi to wrażenia na ludziach, od których wszystko w tym kraju zależy. Trudno uwierzyć, że w 21 wieku nie można w kraju europejskim rozwiązać problemu mieszkań, mieszkań dla ludzi, dla obywateli, od których przecież politycy spodziewaj się głosów poparcia. Nie da się? Nie da się pobudować przedszkoli, nie da się zrobić porządku w służbie zdrowia, nie da się uprościć biurokracji? Dałoby się, gdyby się chciało. Skąd wiem? Ano stąd, że są kraje, w których się dało. Wystarczy właśnie poczytać opowieści Polaków mieszkających poza Polską.
A Polacy ciągną za sobą te ogony imposibilizmu jeszcze od czasu komuny. Wtedy też mówiono ludziom “wiecie - rozumiecie” i “są siły”, którym zależy, żeby nam nie było lepiej i ślizgano się po tych propagandowych bajeczkach, bo przecież ordynacja wyborcza i cała konstrukcja polityczna była taka, że i tak wybory komuna miała wygrane. Jak wszystko tak dobrze pasowało, to po co było się starać. Zadziwiająca jest trwałość tego systemu. To chyba jedynie potwierdza i taką tezę, że zawsze, od dziesięcioleci, wyjeżdżali najlepsi, najzdolniejsi, najodważniejsi, obrotni, sprytni, rzutcy. A pozostali - rządzą!
Przypomina mi się wypowiedź jednego z bardzo ważnych teraz polityków, który lata temu tłumaczył przed kamerami, że budowanie autostrad to zawsze ryzyko korupcji, układów, więc lepiej dać sobie spokój. Nie budować, a korupcji zapobiegać! Genialne!
Idalia Błaszczyk