Z Andrzejem Kulką w świat: Australia 2019, cz. 8
Niedziela, 3 lutego 2019
O 9 rano odlatujemy z Cairns do Brisbane, rejs Virgin Australia VA776, maszyną Boeing 737-800. Pokonujemy 1,500 km w nieco ponad dwie godziny, bez zmiany strefy czasowej. Lądujemy o 11, lokalny busik wiezie nas 80 kilometrów do hotelu na Złotym Wybrzeżu Gold Coast. Nasz hotel Mantra jest świetnie ulokowany przy samym downtown Surfers Paradise, a jednocześnie tuż obok plaży: nie może być lepiej.
W restauracji przy głównym bulwarze oceanicznym posilamy się tradycyjną rybą z frytkami patrząc, jak fale Pacyfiku mocno uderzają w złoty piasek plaży. Pogoda jest piękna, nieco ponad 30 stopni Celsjusza, kilka kumulusów sunie po niebie nie stwarzając żadnego zagrożenia burzą.
Idę na rozpoznanie miasta, gdzie nigdy jeszcze nie byłem: jest czysto, nowoczesna architektura downtown naprawdę imponuje, daje się zauważyć ład i porządek. Na ulicach widać dużo chińskich turystów i młodych Australijczyków w strojach kąpielowych sączących piwo, teraz w porze lunchu (statystycznie, krajowo wypada sześć butelek na twarz dziennie).
Spaceruję po piasku, na którym widać wyrzucone przez fale meduzy znane na Florydzie jako Portugalski Żeglarz, o pięknej, ciemnoniebieskiej barwie ale... z długim i jadowitym żądłem. No cóż, dzisiaj nie będzie pływania w oceanie tylko w naszym, hotelowym basenie. Zresztą pływanie tutaj, w Pacyfiku, dozwolone jest tylko i wyłącznie na strzeżonych odcinkach pomiędzy czerwono-żółtymi flagami. Większość plażowiczów stoi więc po pas w wodzie pochlapując się dla ochłody, gdyż praży niemiłosiernie. Tutejsze słońce jest tak mocne, że stan Queensland chełpi się niechlubnym, światowym rekordem raka skóry, a my nie wychodzimy z hotelu bez nakrycia głowy i pieczołowitego smarowania mocnym "blokiem", minimum 50!
Popołudnie spędzamy w niezwykle egzotycznym ogrodzie zoologicznym Currumbin Wildlife Sanctuary, gdzie w końcu możemy obejrzeć żywe kangury, misie koala i straszne krokodyle słonowodne.
Potulne koala można wziąć do ręki, kangury pozwalają się dotknąć, strusie emu łażą między ludźmi po chodnikach, ale od ogromnych krokodyli... trzymamy się z daleka.
Pod koniec zwiedzania przysiadamy w ocienionym amfiteatrze, gdzie grupa Aborygenów urządza fantastyczny pokaz tańców połączony ze śpiewami i grą na tradycyjny instrumencie zwanym poetycko didgeridoo.
Wieczorem rozstawiam sprzęt fotograficzny w centrum miasta, na drugim brzegu rzeki Nerang oczekując w skupieniu na grę świateł na ścianach fantastycznych drapaczy chmur.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka
Autor jest właścicielem chicagowskiego biura podróży EXOTICA TRAVEL, organizującego wycieczki z polskim przewodnikiem po całym świecie, również do Australii w lutym 2020. Bliższe informacje na stronie internetowej www.andrzejkulka.com lub pod nr tel. 773-237-7788.