GPS pokazuje 2150 m n.p.m., krokomierz w telefonie ujawnia 4 godziny czystego marszu, 16 000 kroków i 7 mil/11 km w nogach. Przejście z Chomrong do Bamboo zajęło 8 godzin, jak zawsze na spokojnie z licznymi postojami na kontemplację Natury.
Ciekawostki z Bamboo? Tutejsza buddyjska społeczność nie zezwala na posiadanie i sprzedaż wołowiny, wieprzowiny ani drobiu! Jedzenie tego mięsa ściąga bowiem na nich same nieszczęścia. Proszą więc turystów, aby uszanowali ich poglądy. A na lokalnych straganikach nie kupisz wody w plastikowych butelkach, zabronione! Nalewam więc do termosu kranówy, wrzucam pastylkę elektrolitów, i na spokojnie urządzam się w tej nowej rzeczywistości.
Maczapuczre, czyli Rybi Ogon (Fish Tail), 6 997 m n.p.m.
Deurali, piątek, 11 listopada
Całkiem spokojnie mógłbym jeszcze dzisiaj dojść z Bamboo do Deurali (3 150m), skąd tylko 4,5 godziny marszu pozostaje do Sanktuarium Annapurny (4 130 m). Ale... różnica poziomów wynosiłaby blisko 2 kilometry w pionie, trochę zbyt dużo, aby zapobiec wystąpieniu objawów choroby wysokościowej, więc rozsądek nakazuje jeszcze jeden nocleg gdzieś pośrodku, na przykład w Bazie pod Machapuchre. Zobaczymy.
Dam dam o 7:30, po półtorej godziny osiągamy Dovan, z cudnym widokiem na Machhapuchhre (6 997 m npm). Krótka przerwa na herbatę z imbirem i podłączenie do internetu, który w niektórych guesthousach działa lub nie. Tutaj jest, z czego korzystam płacąc 100 Rs za połączenie (1 USD = 130 rupii nepalskich). Za ładowanie baterii/telefonów chcą 200, ale w zanadrzu trzymam potężny "power bank".
Buddyjskie chorągiewki modlitewne
Dam dam. Po trzech godzinach wędrówki w pięknym, gęstym lesie, gdzie stopniowo zyskujemy na wysokości, na lewym brzegu rzeki Modi Khola ukazuje się imponujący, rozległy wodospad. A po naszej stronie jest buddyjska kapliczka, gdzie przysiadam na chwilę odpocząć i wrzucić coś na ząb. Po drodze spotykamy turystów, zwłaszcza idących tym samym rytmem mozolnej wspinaczki, a większość to twarze znajome.
Dominują turyści z Nepalu i z Indii, co 40 lat temu zupełnie się nie zdarzało! Jest ich sporo, już wiem, dlaczego tak ciężko o miejsca do spania na szlaku. Na drugiej pozycji plasują się Koreańczycy z Japończykami i z Malezyjczykami (!?), a potem jest reszta świata, czyli USA i Europa. Szacuję, że 70 procent turystów na szlaku to Azjaci. Spotykam Anglików, Francuzów, Australijczyków (Zoltan z Sydney), Ekwadorczyków (z Quenka), dziewczyny z Hiszpanii, grupkę Czechów z Cieszynka z czekanami (zamierzają atakować 5-tysięcznik Tent Peak obok Annapurny), paczkę Polaków z Polski, a nawet Rosjan. Zaskoczyłem Alaskańczyka, co ostrzegał mnie, że "u góry" jest zimno. Ja mu na to: w marcu tego roku w środku nocy na grzbiecie Chatanika podziwiałem zorzę polarną jak było minus 34 Celsjusza. Facet zdębiał: "zaraz, zaraz ja tam mieszkam, mam domek zaraz na prawo od rozwidlenia drogi ku Pedro Dome"! Taki marsz na szlaku to niepowtarzalna okazja do odświeżenia umiejętności lingwistycznych! Tym bardziej, że tutaj nie mówi się o polityce.
Kamienne schody, niekończące się schody na naszej trasie
Po czterech godzinach marszu odczułem pierwszą zadyszkę. Zaniepokojony rzucam okiem na GPS, 2 840 m n.p.m., OK jestem usprawiedliwiony! Krótka mantra, kilka oddechów pranajamicznych i po chwili podchodzę na lunch w Himalayan hotel w wiosce o adekwatnej nazwie Himalaya. Daję sobie godzinę przerwy na zasłużony odpoczynek. Można tu skorzystać z internetu (300 Rs), podładować sprzęt (100), a nawet wziąć prysznic (200). Jest dokładnie południe. Stąd czekają mnie dwie godziny wspinaczki do Deurali.
I właśnie zaczyna padać deszcz, po raz pierwszy od 10 dni. No cóż. Trzeba zerknąć głęboko do plecaka, wyjąć nieprzemakalne spodnie, płaszczyk przeciwdeszczowy i osłonę na plecak. Do noclegu w Deurali zostało tylko 300 metrów, ale w pionie! Bambusowy las rzednie, pokazują się nagie skalne zbocza i zęby gór ponad nimi. Zęby, co pożarły niejednego śmiałka. Deszcz przemienia się w śnieg, kiedy po ośmiu godzinach wolnego marszu dochodzę do świetnego hoteliku Panorama. Dostaję malutki pokoik z trzema łóżkami, ciekawe, kto do mnie dzisiaj dołączy?
Wioska Deurali, pierwsze oznaki jesieni
Podsumowanie dnia: 13 500 kroków, 6 mil, czyli 10 km przechodzone, a w pionie KILOMETR, z 2 150 na 3 150 m nad poziomem morza.
Teraz tylko kolacja w przytulnym "dining roomie", rozmowy z wagabundami z całego świata, ładowanie baterii w telefonie ($1.5 ), gorący prysznic ($2) i hop do kupionego w REI śpiwora Magma 15F.
PS. do mojego pokoju nikt nie zdołał już dojść (deszcz wystraszył?), a więc mam miejsce na suszenie mokrych ciuchów na pozostałych łóżkach. Jak niewiele trzeba do szczęścia. Za oknami ciemno, temperatura spadła na pysk, poniżej zera Celsjusza, sypie drobny śnieżek. Dobranoc, ale nie do spania, bo serce fotografika podpowiada, że znów niebo się odkryje! No to budzik na 3 w nocy!
Pierwszy deszcz
Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka
Autor jest właścicielem chicagowskiego biura podróży Exotica Travel, które organizuje wycieczki po USA i całym świecie, z Nepalem włącznie (najbliższe wyjazdy 27 oraz 29 października 2023). Bliższe informacje: Tel . 773 237 7788, http://www.andrzejkulka.com/nepal_himalaje.html
Niedaleko celu