25 października 2017

Udostępnij znajomym:

Po kilku tygodniach spędzonych na Florydzie, gdzie zdecydowanie najlepsze plaże tego stanu odwiedziliśmy w Panama City, udaliśmy się do stanu Louisiana, żeby odwiedzić prawdziwą stolicę jazzu oraz skosztować najlepszego creole food - New Orleans.

Kopnął nas zaszczyt i spędziliśmy tydzień we francuskiej dzielnicy NOLA, czyli French Quarter. Jak do tego doszło?

Żartuję z uśmiechem na twarzy, że anioł stróż czuwa i podsyła okazje nie do odrzucenia oraz ludzi z historiami i bagażem doświadczeń.

Znalezienie hosta na CouchSurfingu, o którym już Wam wspominałam w poprzednich opowiadaniach, nie jest wcale łatwym wyzwaniem-zadaniem. Czasami nie pomoże Ci historia rekomendacji, czyli tzw. references, ale jak najbardziej przysłowiowy fart od życia będzie mile widziany. Duże miasta są trudne do przebrnięcia przez setki profili osób, które często lekceważą nasze prośby albo robią czystą selekcję. Ale co tam, i tak kochamy CouchSurfing!

Po kilku dniach poszukiwań i mojego zniechęcenia do pisania kolejnych wiadomości, postanowiłam znaleźć grupę “CouchSurfing New Orleans” na Facebooku. Zapytałam lokalnych mieszkańców miasta, czy w dniach, w których planujemy odwiedzić miasto, nie odbywa się czasem jakiś event lub wydarzenie muzyczne. Nie myliłam się. Już teraz dokładnie nie pamiętam, co to było, ale rzeczywiście w stolicy jazzu cały czas organizowane są różne wydarzenia. Kilka godzin później mój post został skomentowany przez Charlesa, który poprosił nas o link do naszych profili... wyobraźcie sobie, że zaraz po tym otrzymaliśmy od niego zaproszenie do jego przytulnego domku w najlepszej okolicy, o jakiej nie przyszło nam nawet pomarzyć.

U Charlesa zatrzymaliśmy się tydzień, czyli dłużej niż planowaliśmy, ale tak było nam dobrze, że nie mogliśmy się oprzeć tym wszystkim pokusom na talerzu. A tak poważnie New Orleans był ciągle przystankiem, w którym przygotowywaliśmy się do naszej kilkumiesięcznej wyprawy przez stany USA i Kanadę, więc zamówiliśmy kilka rzeczy, które są niezbędnikiem podróżnika na adres wspomnianego CouchSurfera, ale paczki dotarły z opóźnieniem.

Charles to 60-letni mężczyzna, który pomimo wielu przeciwności losu zaraża swoim uśmiechem, żartem oraz pasją do jedzenia i miłością do drugiego człowieka. Jego współlokatorem jest Ollie, uroczy białowłosy piesek.

Pamiętacie straty po huraganie, jaki przeszedł m.in. przez New Orleans oraz Dallas? Matka Natura nie była łaskawa. Charles stracił cały dobytek swojego życia. Wtedy mieszkał w stanie Teksas w Dallas, gdzie miał też swoją firmę zajmującą się marketingiem. Katherina zmiotła cały jego dom i firmę. Nie pozostało mu nic innego, jak zacząć wszystko od początku w wieku 50 kilku lat. Wychował się w NOLA, miał też tu wiele kontaktów, więc postanowił wrócić do rodzinnego miasta. To była na pewno jedna z trudniejszych decyzji, ale z drugiej strony najłatwiejsza, biorąc pod uwagę, że miał bliskich przyjaciół, którzy czekali tu na niego. Po tych wszystkich nieszczęściach, karta się odwróciła i jeden z jego przodków zaproponował mu zamieszkanie we francuskiej dzielnicy - miejscu magicznym, niepowtarzalnym i bardzo historycznym. Charles jest specjalistą ds. web marketingu, więc swobodnie może pracować z domu.

Czy wiecie, że domki we French Quarter nie mogą zmieniać kolorów? Są one stałe od setek lat i odmalowywanie domów to już taki rytuał narzucany przez władze miasta, które wysyłają pismo do właścicieli domów o odświeżenie budynku i zachowanie wszystkich szczegółów (kolorów) bez wprowadzania zmian. Ta dzielnica jest bezpieczna od jakichkolwiek kataklizmów, powodzi (ponieważ rzeka w New Orleans często wylewa) czy też huraganów. Ale niestety szkody po niełaskawej Katerinie są ciągle widoczne. Na przedmieściach widać opuszczone domy lub baraki. Ci, którzy wyjechali wtedy z miasta, już nigdy do niego nie wrócili.

New Orleans to miasto wysokiego procentu przestępczości w Stanach Zjednoczonych. Nas spotkały tam same dobre gesty. Przechodząc uliczkami miasta słychać różne rodzaje muzyki, np. Frenchman. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jedni traktują to miasto jako europejską Ibizę, a inni bazę wypadową wydarzeń kulturalnych lub dobrego jedzenia, m.in. seafood. W mieście, jak i wokół jest dużo zieleni, wiele ciekawych parków, w których zobaczycie np. aligatory i lasy deszczowe. Jean Lafitte National Historical Park and Preserve jest godne polecenia.

Na naszej drodze spotykamy ludzi, z którymi rozumiesz się bez słów i wiemy, że to już przyjaźnie na zawsze. W tym przypadku się nie mylimy. Charles ciągle wspiera nas w naszych planach i przedsięwzięciach.

Charles, dziękujemy Ci za zabranie nas do Mother’s Restaurant, gdzie jedliśmy przepyszne owoce morza, smażonego kurczaka i zobaczyliśmy, jak wygląda amerykańska kuchnia od środka. Dziękujemy za Twoją gościnę i możliwość poczucia się jak w domu.

A Ty byłeś w New Orleans? A może się wybierasz? Zostaw ślad po sobie w komentarzu. Kolejny tekst już w przyszłym tygodniu. A o czym? O... pięknie natury!

Ewelina Orzech
podróżniczka, autorka bloga One Way 2 Freedom
www.oneway2freedom.com

 

 

 

 

One Way 2 Freedom Ewelina Orzech

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor