Wczesna wiosna 1945 r. w polskiej historii to czas dziwny, zawieszony pomiędzy dwoma rzeczywistościami, pełen nieoczywistości, nadziei i rozczarowań. Uświadomienie sobie złożoności tamtych doświadczeń pomóc może zrozumieć skomplikowanie polskich dziejów najnowszych, w których nie da się dostrzec wyłącznie czerni i bieli.
Gdzieś na przełomie marca i kwietnia ostatniego roku II wojny światowej jej losy były w znacznym stopniu rozstrzygnięte. Hitlerowska III Rzesza – według zapowiedzi ideologów i propagandystów „tysiącletnia” – kończyła w bólach swoją dwunastoletnią historię. Niemcom nie udało się odwrócić kolei wojennych. „Cudowne bronie”, takie jak ciężkie czołgi, odrzutowe samoloty czy rakiety V-2 nie mogły zniwelować ilościowej przewagi aliantów – gospodarczej Stanów Zjednoczonych i ludnościowej Związku Radzieckiego. Projekt budowy bomby atomowej, która zasadniczo wpłynęłaby na przebieg działań wojennych, rozbił się o skomplikowanie techniczne, brak środków i niszczące bombardowania alianckie. Ofensywa w Ardenach – ostatnia próba osiągnięcia przez Hitlera zwycięstwa na froncie – utknęła pod wpływem oporu zaskoczonych wcześniej Amerykanów. 12 stycznia 1945 r. Stalin rzucił Armię Czerwoną do decydującego skoku na zachód i w ciągu kilku tygodni coraz bardziej jasne stało się, że bitwa o Berlin rozpocznie się już niebawem.
Styczniowa ofensywa radziecka doprowadziła faktycznie do końca okupacji niemieckiej na ziemiach polskich. Zdecydowana większość miast, które przed wojną leżały w granicach II RP, była już wyzwolona spod ponad pięcioletniej okupacji. Od prawie roku na Kresach Wschodnich przedwojennej Polski Niemców zastąpili Sowieci, którzy z ogromną zapalczywością przywracali swoje panowanie nad Wilnem, Grodnem, Wołyniem czy Lwowem z lat 1939-1941. W żadnym razie nie można było oczekiwać, że ziemie te wrócą do Polski – Wielka Trójka ustaliła to już w Teheranie pod koniec 1943 r., a oficjalnie ogłosiła w Jałcie w lutym 1945 r. Na zachód od Bugu sytuacja była trochę bardziej skomplikowana, bo państwo polskie się tam odradzało – tyle tylko, że pod kontrolą polskich komunistów, w całości podporządkowanych Stalinowi. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, a od końca 1944 r. Rząd Tymczasowy, sprawował faktyczną władzę nad Wisłą, był jednak rządem uzurpatorskim. Legalną władzę stanowił Rząd RP na Uchodźstwie w Londynie, reprezentowany przez podziemne agendy Polskiego Państwa Podziemnego – nie miał on jednak żadnych możliwości rządzenia, gdyż twardy opór Sowietów i komunistów uniemożliwiał jakiekolwiek wyjście z podziemia.
W momencie, gdy Armia Czerwona ruszyła do wielkiej ofensywy wiślańsko-odrzańskiej, dowództwo Armii Krajowej na czele z gen. Leopoldem Okulickim podjęło decyzję o rozwiązaniu struktur podziemnej części Wojska Polskiego. Najważniejszy cel istnienia AK, czyli walka z Niemcami, przestała być zagadnieniem pierwszorzędnym, a dodatkowo utrzymanie konspiracyjnych komórek, rozbudowanych po mobilizacji w ramach Akcji „Burza”, było trudne i dawało Sowietom okazję do represji. Rozkaz z 19 stycznia 1945 r. zwalniał akowców ze służby i nakazywał im kontynuację działań na rzecz Ojczyzny i niepodległości – bez określenia, czy chodzi o walkę zbrojną, konspirację polityczną czy legalne aktywności.
Wprowadziło to oczywiście zamęt w szeregach żołnierzy podziemia – wielu z nich chciało kontynuować walkę, a wielu innych było zmuszonych do tego w obliczu represji ze strony komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Część struktur AK przekształciło się w nową organizację o kryptonimie „Nie” (od „Niepodległość”) – bardziej kadrową, przygotowującą się na działanie w innych, trudniejszych realiach. Wiele oddziałów partyzanckich pozostawało „w lesie”, broniąc się przed prześladowaniami i czekając na dalszy rozwój sytuacji politycznej. Zresztą gdy Sowieci ruszyli na zachód, na Lubelszczyźnie, Podlasiu i Rzeszowszczyźnie podziemie wzmogło swoją aktywność, gdyż bez wsparcia NKWD tworzące się struktury UB nie mogły wiele wskórać.
Jednocześnie zaś zaczynała się odbudowa kraju. 17 stycznia oddziały 1 Armii WP wkroczyły do zrujnowanej lewobrzeżnej Warszawy. Do miasta mogło zacząć wracać życie – choć najpierw żołnierze musieli je prowizorycznie rozminować, już w lutym zaczęło działać Biuro Odbudowy Stolicy: instytucja skupiająca najlepszych dostępnych w kraju fachowców od urbanistyki, architektury, budownictwa i konserwacji zabytków, której celem było podniesienie Warszawy z gruzów. Do „miasta ruin” wracali przedwojenni mieszkańcy, którzy chowali lub ekshumowali poległych w powstaniu, zasiedlali swoje zniszczone domy i odbudowywali swoje, a jednocześnie polskie, życie. Proces ten trwał w całym kraju. W tysiącach szkół można było wreszcie rozpocząć znowu normalną naukę, w wielu miastach odradzało się życie społeczne, robiono wszystko, by zacząć od nowa. Szczególnie dotyczyło to Żydów – ci, którzy przeżyli Zagładę w ukryciu lub na wschodzie, stanęli w obliczu dosłownego rozpoczęcia wszystkiego na nowo, często w cieniu śmierci swojej całej rodziny.
Rodząca się dyktatura, utrata niepodległości, krach starego świata – i nadzieja na nowy, odbudowa życia, lizanie wojennych ran. Wszystkie te zjawiska zachodziły w 1945 r. i później równolegle do siebie. Polska ani nie stała się w pełni wolna, ale też nie w pełni „czerwona”. Nieoczywistości i różne drogi działania były wówczas normalnością. Warto o tych doświadczeniach pamiętać, by lepiej zrozumieć tamtych ludzi, nie być zaś dla nich tylko sędzią.
Tomasz Leszkowicz