“Kobiety trafiały pod nadzór zakonnic, jeśli zostały aresztowane za prostytucję, albo dlatego że rodzina chciała je ukarać za urodzenie nieślubnego dziecka. W społecznym przekonaniu jedno i drugie było przestępstwem, które należało odpokutować w azylu dla upadłych kobiet pralni magdalenek… Kobieta zawsze była winna…nic nie usprawiedliwiało zejścia na złą drogę: ani miłość, ani naiwność, ani brak jakiejkolwiek wiedzy o ‘tych rzeczach’”. *
Zabierano więc im te nieślubne dzieci, a one same trafiały do pralni, w której bez wynagrodzenia i bez odpoczynku prały rzeczy możnych tego świata, w tym też dostojników kościoła.
Ostatnie takie pralnie w Irlandii zamknięto nie tak dawno!
“Kobieta zawsze była winna”! To jest tu chyba najważniejsze. Była winna, więc należało ją ukarać, potępić, zgładzić!
Ile jest pięter tego świństwa? Mężczyzna, wiadomo, “ma swoje potrzeby”, więc korzysta z usług, czy może - pomocy - prostytutki. Do czasu. Tą granicą może być choroba albo ciąża. Wtedy kobieta okazuje się ladacznicą, nierządnicą, zgorszeniem świata. On, facet, który brał ją do łóżka i zaspokajał swoje potrzeby - nie ponosi żadnej odpowiedzialności, więc i nie grozi mu żadna kara. Bo i za co? On w dodatku zasiada “na urzędzie” i tworzy prawa, przepisy, zasady. Nakazuje więc ją ukarać, a sam zajmie się kolejną, może młodszą, a może jeszcze nie zaciążoną…
Lata. Stulecia. Różne kraje. Różne kultury. Religie nawet. A wszędzie to samo świństwo. Przemoc, po prostu. To oni decydują, czy i jak za prostytucję karać, to oni w różnych epokach odwiedzają różne domy schadzek, prowadzą tam swoje biznesy, zapraszają gości, szukają tam wytchnienia od domowych obowiązków, ale to one są grzeszne, a oni - po prostu im się to należy. Te różnice widać nawet w warstwie językowej. Wystarczy się zastanowić, jak nazywamy panów korzystających z usług prostytutek. No, jak? Dziwkarz, to tylko jedna z niewielu możliwości. A ją, tę dziwkę, jak nazywamy? Tu mamy cały słownik: kobieta lekkich obyczajów, nierządnica, dama z półświatka, ladacznica, kokota, lampucera, wszetecznica, jawnogrzesznica, kurtyzana, panienka, prostytutka i tak dalej. Jak to jest możliwe?
Do tego tanga trzeba przecież dwojga: żeby był nierząd trzeba nierządnicy i odbiorcy tej usługi czy obsługi. Więc dlaczego ona jest winna, zhańbiona, a on ani trochę, w dodatku on jej wymierza karę?! Jak to było możliwe - że faceci dyskutowali o tym, ilu partnerów musi mieć kobieta, by uznać ją za prostytutkę. Czterdziestu, czy 25 tysięcy? To było dawno, w średniowieczu, to była dyskusja prawników, ale czy tak trudno wyobrazić sobie takie rozważania także dziś? W Niemczech na przykład jest dziś prawnie uregulowany obowiązek korzystania prostytutek z prezerwatyw. Jeśli tego nie przestrzega, może być przyłapana na gorącym uczynku przez policjantów w cywilu!!! To gdzie ona tę prezerwatywę sobie zakłada, nosi? Dlaczego prawo nie reguluje raczej postępowania tej drugiej strony i nie nakazuje stosowanie prezerwatyw mężczyznom korzystającym z usług prostytutki!? Bo może wtedy by się okazało, że faceci do prostytutek chodzą, że bez nich ten zawód by nie istniał. Czy współczesny prawodawca może tak po prostu stwierdzić, że faceci się z prostytutkami zadają, czy też w swej hipokryzji po prostu każą jej nakładać prezerwatywę?
Można się śmiać i dokazywać, można oburzać, ale chyba też czas zacząć mówić jak ludzie dorośli. Znamy z historii stygmę panny z dzieckiem? Znamy. Gdzie byli ojcowie tych dzieci! Gdzie byli ci faceci z dzieckiem? Dlaczego się do tych dzieci nie przyznawali? Znamy tak zwane samotne matki? Znamy. To co, one same sobie te dzieci “zrobiły”, same sobie ciążę zafundowały i dlatego nikt im nie pomaga w wychowaniu dzieci, państwo im płaci alimenty, jeśli płaci. Ale państwo - w osobach męskiego rodzaju -uzurpuje sobie też prawo do decydowania, czy ciąża jest zdrowa, czy nie, czy kobieta ma to dziecko urodzić czy nie i wcale się nie zastanawia - czy ona chciała zajść w ciążę? A jeśli nie chciała, a mimo to mężczyzna jej to dziecko “zrobił”, to dlaczego ona jest winna, dlaczego ona ponosi konsekwencje, a on zabiera się za kolejną damę?
Splatają się tu oczywiście dom publiczny i problemy sypialni porządnych mieszczan, a wspólny mianownik jest jeden: dopóki rzeczywiście nie uznamy równych praw ludzkich należnych kobietom i mężczyznom, dopóty ciągle będziemy stygmatyzować ofiarę, karać kobiety za to, do czego są one potrzebne mężczyznom.
* Marta Abranowicz: „Irlandia wstaje z kolan” za: strona radio TokFm.