Z Trampem przez Amerykę
Frank Sinatra, legenda i kontrowersyjna postać piosenkarza amerykańskiego „złotych lat 50” kojarzy się wszystkim z mafią. Tajemnicą poliszynela jest bowiem fakt, że 85% wszystkich dochodów z kasyn w Las Vegas trafia do kieszeni tej jakże słynnej i bezwzględnej organizacji „patronackiej” showbiznesu i hazardu. Już dawno temu ówczesny prokurator generalny Robert Kennedy (brat prezydenta Johna Kennedy) udowodnił zażyłe stosunki „dobrosąsiedzkie” Franka z bosami mafijnymi. Jak wiemy, obaj bracia zginęli tragicznie. Słynny proces za przestępstwa mafijne wytoczony mu przez gubernatora Nevady Granta Sawyera, w którym to jednym z obrońców artysty był sam Gragory Peck, skończył się dla oskarżyciela fatalnie. Przegrał bowiem następne wybory dziękując Bogu, że dane jest mu prowadzić jeszcze niewielkie biuro adwokackie w Las Vegas. W 1977 roku po otrzymaniu doktoratu „honoris causa” na uniwersytecie stanu Nevada, luksusową willę piosenkarza pod Las Vegas zaszczycili swą obecnością tacy bosowie jak: Sam Giancana i sławny Lucky Luciano, który od gospodarza imprezy otrzymał złotą papierośnicę z wygrawerowanym: „mojemu najdroższemu przyjacielowi”. Podczas swojego życia Sinatra czuł się w tym mieście władcą i dla zatarcia w pamięci głupich plotek o swej ciemnej przeszłości stosował genialną i nieśmiertelną metodę Al Capona organizując akcje filantropijne. Po śmierci piosenkarza w 1998 roku, dla uczczenia jego pamięci wyłączono w Las Vegas na 1 minutę całe oświetlenie miasta.
Swego czasu antymafijna komisja senacka stwierdziła ze zdziwieniem, że rząd stanowy jawnie i legalnie przyznaje licencje na prowadzenie kasyn wyłącznie członkom mafii. Z jeszcze większym zdumieniem przyjęto szczerą i nie pozbawioną sensu odpowiedź oficjeli stanowych, iż prowadzenie kasyn odbywać się może jedynie pod okiem doświadczonych fachowców, a lepszych od mafiozów nie ma.
Pod koniec lat 70-tych głośną była sprawa wszechwładnego, skorumpowanego i wzbudzającego postrach miejscowego szeryfa Ralpha Lamba, który ze względu na ubrania w westernowym stroju nazywany był „szeryfem kowbojem”, dzierżąc swój urząd przez 17 lat. Tylko cudem i wiadomo dzięki komu udało mu się wymigać od zarzutu machinacji finansowych ciesząc się, że w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku dane mu jest jeszcze oglądać ulubione filmy westernowe. Udowodniono natomiast bezspornie przyjmowanie „żołdu” przez jego 725-osobową gwardię policyjną od mafii, która jak wiadomo, nigdy nie obstawia „kulawych koni”, skutkiem czego najbliższe wybory na stołek szeryfa wygrał już niestety zupełnie ktoś inny.
Całe miasto podzielić można na dwie części: downtown (śródmieście) i tzw. Strip. Pierwsza z nich jest niejako starówką Vegas. To właśnie tu poczęły piąć się w górę ku bezchmurnemu niebu pierwsze wieżowce eleganckich hoteli i kasyn. To właśnie tu oszałamia wszystkimi tysiącami eksplodujących kolorowych i jakże wymyślnych reklam jedna z najjaśniejszych ulic świata – słynna Fremont Street, na której z powodzeniem o północy poczytać można by sobie gazetę. To właśnie tu, w legendarnym "Golden Nugget” spotkać można było niegdyś sławnych i bogatych tego świata. Na niej to właśnie nieprzebrane rzesze turystów z nadzieją wielkiej wygranej nieprzerwanym strumieniem przelewają się z jednej strony na drugą zalegając wabiące na wszelkie sposoby kasyna. Szczególnie toplesowy „Glitter Gulch” przyciągający panów słynie z niezwykle uroczych dziewczyn wszelkiej narodowości, które tuzinami, niezmordowanie prezentują swe wdzięki wyciągając ile się da od rozpalonych turystów uratowane od przegranej „zielone”.
Dosłownie zewsząd z otwartych szeroko drzwi kasyn słychać dźwięki automatów pracujących nieustannie na najwyższych obrotach, wypluwając łaskawie raz po raz ze swych wnętrzności okruchy oczekiwanej wielkiej fortuny.
Tzw. Strip umownie można przyjąć jako nowszą i obecnie bardziej okupowaną część miasta z głównym „deptakiem” – Las Vegas Boulvard, po bokach którego ulokowały się stawiane bez przerwy nowe, luksusowe i potężne hotele-kasyna.
W tym specyficznym i pruderyjnym społeczeństwie amerykańskim, pełnym bzdurnych ograniczeń i więzów moralnych, Las Vegas jest wyjątkowym ewenementem, gdzie każdy „wszystko może mieć i móc”. Kiedyś ktoś trafnie określił, że jest tu „wszystko jak nigdzie indziej i coś dla wszystkich”. 50 kaplic ślubnych pomaga w kilka minut ożenić się lub rozwieść w niewiele krótszym czasie. Można tu upić się do nieprzytomności bez obawy o konsekwencje typu izba wytrzeźwień , jako że jak nigdzie indziej w całych Stanach, alkohol spożywać można na ulicach.
Przyglądałem się często ludziom, którzy szukają swego szczęścia w kasynach. Te rozpalone i na wpół obłąkane oczy wbite nieruchomo w cyferki lub obrazki automatów, trzymając w trzęsących się rękach resztę topniejącej gotówki, nerwowo i z zazdrością reagując na jakże charakterystyczny dźwięk wylatujących z maszyn żetonów lub pieniędzy sąsiadów. Temperaturę sal kasynowych oraz puls graczy płci męskiej podnoszą serwowane nieustannie przez roznegliżowane hostessy darmowe drinki. Każde z szanujących się większych kasyn zatrudnia najlepszych detektywów antyszulerskich tzw. „sokołów maltańskich”, którzy zdobyli doświadczenie pobierając 3-letnią naukę w założonej przez brytyjskiego matematyka prof. Ramseya akademii w niewielkiej willi La Valetta na Malcie utrzymywanej oczywiście przez najbogatsze kasyna świata.
Las Vegas stuprocentowo amerykańskie obliczone jest głównie na masowego turystę, w przeciwieństwie do czysto snobistycznego Monte Carlo, którego swą obecnością zaszczycają bogacze, aktorzy, playboye, książęta i hrabiowie.
Przeciętnie hotele i restauracje w Las Vegas są jeszcze dosyć tanie, a wszystko po to, aby jak najwięcej utopić w maszynach, lub przy zielonym stole. Wentylacja większości kasyn polega na sprytnym, nieustannym i superwydajnym systemie tłoczenia i cyrkulacji chłodnego powietrza z dodatkową porcją tlenu dla orzeźwienia grających. Podobnie jak z pokojami hotelowymi, w których identyczna zasada wentylacji pozwala na spokojny i zdrowy sen, by po przebudzeniu wypoczętym i wyspanym móc udać się ponownie do najbliższego kasyna. Dlatego nigdy nie spotkałem się jeszcze z zadymionym i dusznym pomieszczeniem, szczególnie latem, gdy w suche i gorące pustynne noce żal opuszczać chłodne sale kasynowe. Niedawno geologowie stwierdzili, że na skutek eksplozji wód podskórnych miasto zapada się z szybkością 1 cm na 2 lata. Miejscowi duchowni, którzy od dawna czekali na taką okazję ogłosili publicznie, że jest to kara za grzechy współczesnej Sodomy ostrzegając o rychłej i nieuniknionej zagładzie tej jaskini hazardu. Nie sądzę jednak, by akurat temu miastu groziła tego typu zagłada, bowiem do upadku tak potężnego imperium, jakim jest obecnie Las Vegas potrzebna jest inna erozja niż erozja gruntu.
W latach 60, 70 i 80 XX wieku jedną z najbardziej znanych i popularnych osobistości Las Vegas był genialny pianista i największy showman wszechczasów, ekscentryczny multimilioner polskiego pochodzenia, występujący nieprzerwanie w Riviera Hotel-Kasyno – Władziu Liberace, który w blasku sławy i chwały zmarł na Aids w 1987 roku w wieku 67 lat.
Również w latach od 1966 do 1971 występowała w tym mieście „primadonna absolutna”, jedna z największych niespełnionych talentów wokalnych na świecie Violetta Villas. Jej występy w nieistniejącym już hotelu-kasynie Dunes i Sahara w duetach z Frankiem Sinatrą, Barbarą Streisand, Paulem Anką czy Deanem Martinem były wydarzeniem artystycznym miasta. Jako jedna z pierwszych kobiet na świecie przeszła wówczas udaną operację biustu i nosa.
Pod miastem, w 200 milowym labiryncie kanałów przeciwpowodziowych, pełnych jadowitych pustynnych pająków, z niebezpieczeństwem nagłego zalania żyje obecnie ponad 1 tysiąc bezdomnych.
Zarówno Las Vegas jak i wiele innych ciekawych i interesujących obiektów geograficznych, historycznych i przyrodniczych zwiedzić można udając się na 5-dniową, autokarową wycieczkę „Las Vegas + Wielki Kanion i parki Utah" lub 13-dniową "Go West", organizowane przez biuro "Tramp Travel” w Chicago, które już od 28 lat prowadzi działalność turystyczną po USA.
Marek Brzeziński
Tramp Travel
Tel. 414-207-3800
www.tramptravelusa.com