----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

26 stycznia 2016

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Podinspektor poczuł się lekko dotknięty.

– Powiem panu szczerze, inspektorze. Widziałem ich szkolenie. Nawet najwięksi bandyci w starciu z waszymi ludźmi większych szans nie mają, ale na pana miejscu nie wysyłałbym tych chłopaków po Gawlika. Nie sądzę, by wyszli z takiego spotkania żywi. No, jeszcze ewentualnie zależy w jakich warunkach, by takie spotkanie nastąpiło, ale to już inna sprawa.

– A pana ludzie stąd tutaj, by sobie z Gawlikiem poradzili? – spytał wprost Pelczar.

– Pozwoli pan, inspektorze, że wstrzymam się od odpowiedzi na to pytanie.

Pelczar przyglądał się swojemu rozmówcy badawczo. Ten wciąż bardzo młody, epatujący pewnością siebie graniczącą z arogancją człowiek mimo wszystko budził jego szacunek. Ciekawe, co on wie naprawdę. Kłamie? Próbuje go zwodzić, by chronić przyjaciela? A może rzeczywiście ostrzega go przed zagrożeniem, o którym mu się do tej pory nawet nie śniło?

– Szczerze mówiąc, jadąc tu liczyłem na konkretną pomoc. Szkoda, że jest pan taki nieprzejednany, kapitanie.

- Panie inspektorze, zawsze chętnie panu pomogę, ale nie w tej sprawie. Podobnie jak inni ludzie tutaj. Niech mu pan pozwoli zniknąć.

– Doskonale pan wie, kapitanie, że nie mogę. Taka praca – powiedział zrezygnowany. – Cóż, nie będę panu zabierał więcej czasu. Gdyby pan jednak zmienił zdanie, to tu jest mój telefon. Służbowy i prywatny.

Policjant podał Zwierzchowskiemu wizytówkę, pożegnał się zdawkowo i opuścił jego biuro. Cztery godziny jazdy z powrotem do Wrocławia to dobra okazja, by spokojnie pomyśleć co dalej.

Jakub Mazepa miał niedużą kawalerkę na Nowym Dworze, w jednej z brzydszych dzielnic Wrocławia, zwaną powszechnie miejską sypialnią. Ogromne, wielopiętrowe bloki słusznie zasługiwały na miano mrówkowców. Za czasów poprzedniego ustroju stanowiły dumę władz, natomiast teraz straszyły szpetotą i pogłębiały tylko uczucie alienacji wśród ludzi w nich mieszkających.

Zmierzchało. Alicja poczuła ukłucie jesiennego chłodu. Przyspieszyła kroku. Chciała jak najszybciej wrócić do swojego przytulnego mieszkanka na Krzykach. Obskurna klatka schodowa witała atmosferą przygnębienia i wrogości. Sama nie wiedząc dlaczego, zdecydowała się jednak nie skorzystać z windy. Weszła po schodach na czwarte piętro i zapukała do drzwi mieszkania kolegi z pracy.

– A, cześć Alicja! Wejdź. – Kuba ucieszył się na jej widok.

Lokal był typowym przykładem lokum zajmowanego przez samotnego, młodego mężczyznę. Brudny talerz na stole w kuchni, gdzieniegdzie porozrzucane części garderoby i ogólny nieład nie tworzyły pozytywnego wizerunku lokatora. Wiekowe, pozbierane kompletnie bez gustu meble tylko dopełniały nieprzyjemnego obrazu.

– Przepraszam za bałagan, ale ostatnio nie mogę się zebrać, żeby posprzątać. Tyle roboty na komendzie – powiedział, próbując się usprawiedliwić.

– Nie przejmuj się. Gorsze rzeczy widziałam – odpowiedziała życzliwie, choć nie do końca zgodnie z prawdą.

– Napijesz się czegoś?

– Nie, nie. Muszę lecieć. Sam wiesz, że czeka mnie oglądanie tych twoich materiałów, a potem trochę pisaniny dla starego.

Kasety video leżały przygotowane na ławie zajmującej centralną część pokoju. Kuba podniósł je na wysokość twarzy. 

– To są zwykłe filmy sensacyjne, które zna każde dziecko. Szef z ciebie drze łacha, Alicja. Każdy nowy przez to przechodzi. Musisz przetrzymać. Niedługo mu przejdzie. Ale to naprawdę porządny facet. Sama się na pewno kiedyś o tym przekonasz. Jakbym ci mógł jakoś pomóc, to wal jak w dym. My, psy, musimy trzymać się razem – powiedział po przyjacielsku i wręczył jej „materiał poglądowy”.

Bardzo podobała się mu ta śliczna podkomisarz i w głębi serca był przełożonemu wdzięczny, że dzięki jego złośliwościom miał okazję choć trochę się do niej zbliżyć. Na komendzie, przy wszystkich, nie bardzo wypadało.

– Dzięki, Kuba, za dobre słowo. Dobry z ciebie kolega – powiedziała i obdarzyła go uśmiechem, z gatunku takich, które sprawiają, że mężczyzna staje się supermenem.

– Może odprowadzę cię na przystanek. Już ciemno – zaoferował szybko.

– No co ty? Policjanta chcesz odprowadzać? Do jutra, Kuba.

Uścisnęła mu mocno dłoń na pożegnanie i wyszła. Ponownie zignorowała zdobycz cywilizacji, jaką niewątpliwie była winda. Przez całą drogę do autobusu myślała, o tym, co jej powiedział. Poczuła się upokorzona i wzbierała w niej złość na przełożonego. „Ja ci jeszcze pokażę”, mówiła szeptem do siebie. Nie zamierzała pozostawać dłużej ofiarą.

– Cześć, lalunia. A gdzie tak się śpieszymy?

Z zamyślenia wyrwał ją głos młodego mężczyzny, który wyrósł przed nią jak spod ziemi. Miał na sobie charakterystyczną dla skinheadów kurtkę. Jego nalana twarz krzywiła się w złośliwym uśmiechu. Kątem oka zauważyła jeszcze trzech innych, podchodzących do niej z obu stron. Starała się nie tracić zimnej krwi, choć gwałtownie narastał w niej strach. Słyszała wiele złego o tych bezwzględnych, niezwykle agresywnych grupach. Jednym ruchem wyciągnęła legitymację służbową.

– Komenda Wojewódzka Policji. Dowodziki proszę. – powiedziała stanowczym głosem, za wszelką cenę próbując ukryć niepewność.

– Ty, Gruby, słyszałeś? – zawołał rozbawiony skinhead do jednego ze swoich kumpli. – Lalunia z policji! Waliłeś kiedyś taką? Ściągaj majtki, ci... Podobasz mi się – powiedział do niej przez zęby.

cdn.

Marek Kędzierski autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor