Chyba nie ma miasta na świecie, które nie miałoby swojej historii, legend czy dumy ze swojego powstania. Niektóre przetrwały wieki, niektóre pokryły piaski i porosła trawa.
Nowy Orlean, bo o nim to właśnie będzie dzisiejszy artykuł, które mimo sędziwego już wieku i jakże brzemiennych w skutki wydarzeń w swojej prawie 300-letniej już bogatej historii – nadal żyje. Mało tego, powiedziałbym – wręcz kwitnie. Niektórzy porównują go do kobiety o wielu twarzach, nazywając m.in.: beztroskim, wrotami Ameryki, miejscem narodzin jazzu, miastem Kreoli, królową południa lub miejscem zapomnianej opieki. Jedno jest jednak pewne – nie ma takiego drugiego fenomenu urbanistycznego i obyczajowego w całych Stanach Zjednoczonych.
Wiosną 1717 roku francuski podróżnik i odkrywca Pierre Lemoyne Sieur de Bienville oraz szkocki minister finansów we Francji John Low założyli w delcie rzeki Mississippi pomiędzy Zatoką Meksykańską a jeziorem Pontchartrain niewielką osadę, by na cześć ówcześnie panującego we Francji Filipa Księcia Orleanu nazwać ją Nowym orleanem. Budowa tego miasta już od początku nastręczała wiele trudności. Bagniste tereny, częste huragany, powodzie i malarie dziesiątkowały pierwszych osadników i budowniczych zarazem. Większość z nich była pochodzenia francuskiego, lecz trafiało się taż sporo osadników niemieckich. Chętnych na wyjazd ze Starego Kontynentu nie było wówczas zbyt wielu, toteż największy procent przybyszów stanowili kryminaliści i tzw. „wyjęci spod prawa”. W 1727 roku zakonnica o imieniu Ursuline przywiozła tu pierwszy, załadowany po brzegi statek z biednymi kobietami z Francji przeznaczonymi na żony dla miejscowych osadników.
Najstarsza część Nowego Orleanu tzw. Vieux Carre (stary czworobok) lub French Quarter (dzielnica francuska) oparta zostala na wzór europejskiej architektury miejskiej z siatką idealnie do siebie prostopadłych ulic o francuskich nazwach i centralnym placem, na którym usytuowany był kościół.
Początkowe lata upływały pod znakiem przyjaznych układów z miejscowymi Indianami, toteż nie stawiano żadnych drewnianych palisad lub murów obronnych. Dopiero w 1729 roku straszliwa masakra czerwonoskórych pod pobliskim Natchez położyła kres tej pseudo sielance.
Wielkomiejskiego splendoru i przepychu nadał temu miastu markiz De Vandervill, który przywiózł z wersalu mnóstwo ciekawych i antycznych rzeczy. W 1762 roku król francuski Ludwik XV w tajemnicy przed wszystkimi podarował całą Luizjanę wraz z Nowym Orleanem swojemu kuzynowi Karolowi II królowi Hiszpanii. Miasto dowiedziało się o tym dopiero 2 lata później. W 1769 roku hiszpański namiestnik Aleksander O’Reily wprowadził do miasta 3 tysiące swoich żołnierzy i krwawo tłumił protesty francuskich i miejscowych patriotów, za co otrzymał przydomek „krwawy O’Reily”.
W 1788 roku wybuchł olbrzymi pożar, który zniszczył około 850 drewnianych budynków. W trakcie odbudowy w 1794 roku miasto ponownie padło ofiarą płomieni, kiedy nienaruszone pozostały tylko 2 budynki.
W 1800 roku Francja odzyskała Luizjanę wraz z Nowym Orleanem, natomiast 3 lata później Napoleon sprzedał te tereny Stanom Zjednoczonym za sumę 15 milionów dolarów. Amerykanie natychmiast rozbudowali miasto wzdłuż kanału rzeki Mississippi. Powstał największy w ówczesnych latach port rzeczno-morski. Powstały fabryki przerobu bawełny i cukru, magazyny, rozwinął 0się transport.
W 1814 roku gen. Andrew Jackson, późniejszy prezydent Stanów Zjednoczonych stacjonujący tam z 5-cio tysięcznym wojskiem zwycięsko odparł atak 12 tysięcy Anglików pragnących zdobyć to miasto i otrzymał Nowy orlean przy Unii.
Podczas jego obrony niepoślednią rolę odegrał dość liczny oddział Indian, którzy ramię w ramię z białymi bohatersko i skutecznie, niejednokrotnie walką podjazdową, odpierał szturmujących Anglików. No ale o tym fakcie historia z reguły zawzięcie milczy. Niesłychanym wręcz męstwem wsławiła się również pokaźna wataha piratów pod wodzą słynnego, nieokiełznanego i szalonego Jeana Lafitta, która jak sfora rozwścieczonych wilków kładła trupem szeregi Brytyjczyków. Lata 1825 – 1860 były latami największego rozkwitu Nowego Orleanu. Powstały dalsze fabryki, rozbudowany został port, powstały luksusowe hotele, restauracje, kasyna, domy publiczne. Nawiasem mówiąc na 100 mieszkańców przypadał wówczas 1 dom publiczny.
Setkami zjeżdżali tu różni ludzie z całego kraju. W tych czasach miasto to było tym samym, czym jest dzisiaj Las Vegas, tyle że może mniej pruderyjne. Jednakże co roku w porze letniej około 8 tysięcy ludzi umierało na malarię. Cała bowiem Luizjana jak i Nowy Orlean położona jest na olbrzymich bagnach. W 1864 roku Wojna Domowa położyła kres rozkwitowi tego pięknego i jakże wesołego, rozpasanego i rozbrykanego miasta. W 1945 roku grupa bogatych emigrantów włoskich i niemieckich próbowała remontować i ratować miasto przed całkowitym upadkiem.
Zarówno Nowy Orlean jak i wiele innych ciekawych i interesujących obiektów historycznych, geograficznych i przyrodniczych zwiedzić można udając się na 4-dniową autokarową wycieczkę "Indyk pod palmami" w okresie Thanksgiving Day, organizowaną przez biuro Tramp Travel w Chicago, które od 28 już lat prowadzi działalność turystyczną po USA.
Marek Brzeziński
Tel. 414-207-3800
www.tramptravelusa.com