----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

03 maja 2018

Udostępnij znajomym:

...przy okazji przeglądania „Pisma – Magazynu Opinii” i „Książek – Magazynu do czytania”

Świat się śmieje i to niestety w ten sam sposób, jak śmiali się „ludzie radzieccy”, oglądając kultową produkcję filmową z Lubow Orłową w roli głównej. Śmieje się drżąc ze strachu! Oczywiście nie dosłownie, bo trzeba raczej wykluczyć powrót wielkiego terroru, w takiej wersji, jak to miało miejsce po skazaniu Kirowa w 1934 roku, ale coś na rzeczy chyba jest, jakkolwiek w swoistym odwróceniu. Rzeczywistość z totalitarnie kontrolowanej nieprzewidywalności (kto mógł wiedzieć, co postanowi Stalin?), przesunęła się w jeszcze bardzie kontrolowaną formę społeczeństwa (każdy ruch, każda transakcja, każde działanie współczesnego obywatela jest odnotowane) dryfującego w nieznane. Nikt już nie ukrywa, że straciliśmy kontrolę nad wieloma aspektami kontroli w funkcjonowaniu państwa. Wystarczy choćby przytoczyć gigantyczne skandale z inwigilowaniem obywateli przez korporacje informatyczne i telekomunikacyjne, o wyciekach super tajnych informacji rządowych, żeby przypomnieć jedynie aferę z WikiLeaks i Juliana Assange’a czy niebywałe w swej objętości upublicznienie tajnych dokumentów przez Edwarda Snowdena, inwigilacje i manipulacje mediami elektronicznymi prowadzone przez tajne służby Rosji w USA i wiele innych afer, które pozornie jedynie były chwilowe i zostały sprawnie zażegnane przez właściwie funkcjonujące instytucje rządowe. Co to, to nie!!! Nam się tylko wydaje, że wszystko jest OK – jak mówią Polacy. W istocie nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak na potęgę jesteśmy manipulowani i to zarówno przez wybrany przez nas aparat biurokratyczny zwany rządem, jak i przez podobne instytucje innych krajów.

Mówi o tym, w jednym z wywiadów (zamieszczonych oryginalnie w The New Yorker i przedrukowanym w Piśmie-Magazynie Opinii nr 1, 2018, s.31-38), Hilary Clinton, nie pozostawiając co to tego, żadnych złudzeń:

„Niestety, nie są to tylko spiskowe fantazje. Scott Shane z „New York Timesa” opublikował niedawno artykuł, w którym z pomocą FireEye, firmy z branży cyberbezpieczeństwa, szczegółowo opisał kampanię Rosjan przeciwko Clinton. Batalia ta nie ograniczała się jedynie do zhakowania Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej i e-maili Johna Podesty. Shane twierdził, że do walki rzucono „cyberarmię”: setki, może nawet tysiące blogerów i botów rozpowszechniało fałszywe informacje o Hillary Clinton w mediach społecznościowych.

Clinton w rozmowie ze mną skomentowała tego rodzaju działania: – To typowe zagrywki Putina i jednego z doradzających mu generałów. Mówił on wprost, że Rosja musi przygotować się do nowego rodzaju wojny. Nie wystarczą już potężne konwencjonalne wojska i głowice atomowe. Trzeba też prowadzić cyberwojnę, tajną, częściowo tajną, czasem nawet jawną, jak w przypadku Ukrainy. Nasz system wyborczy został zaatakowany. Trump i jego sztab kampanijny mają na sumieniu co najmniej to, że publicznie ten atak poparli. Mam nadzieję, że śledztwo prowadzone przez Kongres i [Roberta] Mullera ujawni, co dokładnie nas spotkało. Zwłaszcza, że problem nie zniknie.”

Bo niby wszystko pięknie, ładnie, ale jednocześnie śmieszno i groźno. Niby jest demokracja, a jakby jej nie było. Niby jest praworządność, a jakby jej nie było. Niby mamy zapewnione bezpieczeństwo, ale czy naprawdę? Niby działa demokracja, ale mamy co do tego coraz więcej wątpliwości, niby wszyscy jesteśmy równi wobec prawa, ale bogatsi są znacznie w tym układzie równiejsi, niby mamy prezydenta wybranego w zgodnie z ordynacją, ale czy naprawdę, a jeśli tak, to na ile był to wybór nieinspirowany działaniami tajnych służb Rosji?

Jedną z prób podpowiedzi na te pytania możemy znaleźć w bestsellerowej książce Michaela Wolffa zatytułowanej „Ogień i furia – Biały Dom Trumpa”:

„Przez osiemnaście miesięcy Michael Wolff przeprowadził ponad dwieście rozmów z pracownikami Białego Domu, członkami amerykańskiej administracji i samym Trumpem, dzięki czemu dogłębnie poznał kulisy działania najbardziej kontrowersyjnej prezydentury naszych czasów. Michael Wolff opowiada pasjonującą historię o tym, w jaki sposób Trump rozpoczął kadencję tak nieprzewidywalną i wybuchową jak on sam. W książce, która wstrząsnęła posadami Białego Domu, znajdziemy odpowiedzi na wiele intrygujących pytań, m.in.: - Czy Trump rzeczywiście nie chciał zostać prezydentem? - Czy cała kampania wyborcza miliardera miała być tylko zabiegiem marketingowym, poprzedzającym otwarcie nowej stacji telewizyjnej? - Po co syn prezydenta i szef jego kampanii wyborczej spotkali się przed wyborami z przedstawicielem Kremla? - Co o prezydencie Trumpie tak naprawdę myślą pracownicy Białego Domu? - Co oznaczają tajemnicze powiązania Trumpa z ludźmi Putina? - Czemu Steve Bannon, szef kampanii wyborczej Trumpa i jego były doradca ds. strategicznych, określa prezydenta jako `umysłowo niezdolnego` do kierowania Białym Domem? - Czy Trump zostanie odsunięty od władzy? Nigdy przedtem prezydentura tak bardzo nie podzieliła narodu amerykańskiego. Znakomicie zrelacjonowana i zdumiewająco świeża, "Ogień i furia" Michaela Wolffa pokazuje nam sensacyjne kulisy prezydentury Donalda Trumpa.” (rezenzja wydawcy)

Oczywiście największym znakiem zapytanie tej prezydentury pozostają wpływy tajnych służ kremlowskich na przebieg wyborów. „Moskwa mobilizuje internetową armię. Jej żołnierze potrafią wyłączyć prąd w dużym mieście lub zmienić wynik wyborów. Polska też jest na celowniku. Strategia […] to straszenie wojną” – pisze Michał Kacewicz w artykule Piata kolumna Kremla (w; Newsweek, nr16, 2018)

To, że coś się dzieje, czego do końca nie rozumiemy i nie potrafimy kontrolować, to rzecz raczej oczywista. W gruncie rzeczy przywykliśmy już do czegoś tak pozornie niezwykłego i nieakceptowalnego w świecie informacji jak „fake news”, czy prowadzenie polityki między mocarstwami na Twitterze. To już norma, która jeszcze parę lat temu była nie do pomyślenia!

„Żyjemy w czasach kryzysu zaufania publicznego. Można to pokazać na liczbach. Firma badawcza Edelman od 18 lat pyta mieszkańców 28 krajów o ich zaufanie do instytucji publicznych: rządu, organizacji pozarządowych, firm, mediów tradycyjnych i społecznościowych. Wyniki są tym bardziej ciekawe, że podawane są w rozbiciu na populację „ogólną” i „poinformowaną” (wiek między 25 a 64 lata, wykształcenie wyższe, dochody sytuujące w górnej ćwiartce społeczeństwa). Czyli, w uproszczeniu, ta druga kategoria obejmuje ludzi od klasy średniej wzwyż.

Wydawałoby się, że w tej grupie zaufanie do instytucji publicznych powinno być większe, bo przecież to jej reprezentanci te instytucje tworzą. To do niej należą posłowie, sędziowie, dziennikarze, prezesi, ich krewni i sąsiedzi. Tymczasem w krajach Zachodu właśnie wśród nich widać największe tąpnięcie zaufania – zwłaszcza w Stanach, które po ostatnich wyborach ze środka tabeli spadły na sam koniec. Wyparły z niego Polskę, która awansowała o cztery pozycje – nadal jest u nas źle, ale jeszcze większa nieufność do instytucji publicznych panuje w Rosji, Japonii, RPA. No i USA”(za: Książki – Magazyn do Czytania, nr 1, 2018. W. Orliński, Królowie Wysp Karaibskich, s.40-43)

Nie mamy zaufania do tych, którzy nas informują, nie ufamy tym, którzy nami rządzą i uciekamy masowo w ułudę świata wirtualnego lub tego, który obiecują nam populistyczni politycy. Młodzi ludzie skupiają się na klikaniu czy stukaniu w ekrany telefonów bez zaangażowania w treści, które na tychże ekranach wyskakują. Czy ktoś słyszał lub widział ostatnio jakąś znaczącą rewoltę wśród młodego pokolenia?

Wybraliśmy jakkolwiek na fotel prezydencki Donalda Trumpa, który (jak sam się chwali) nie przeczytał w życiu ani jednej książki, obiecał uczynić USA znowu wielkie. Co to znaczy i czy jest to w ogóle możliwe w obecnej strukturze politycznej i ekonomicznej świata?

Kontynuacja za tydzień.

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor