Nad jeziorem Inle
Poniedziałek, 22 stycznia
I znów ciemną nocą podążamy na lotnisko, ech... życie turysty. Dzisiaj korzystamy z serwisu linii lotniczej Golden Myanmar Airlines, rejs Y5-104 do miasta Heho na Płaskowyżu Szan w górach wschodniej Birmy. Największą atrakcją turystyczną tego regionu jest wtulone w zamglone, błękitne góry jezioro Inle, położone na wysokości 900 metrów nad poziomem morza.
Po 40 minutach lądujemy w 12-tysięcznym Heho, którego nazwa w języku ludu Szan oznacza obozowisko z krowami. Obecnie cała prowincja żyje głównie z rolnictwa z dominującą uprawą ryżu, trzciny cukrowej, czosnku, okry, awokado i pomidorów.
Lokalna przewodniczka o melodyjnym imieniu Pju Pju wita nas na lotnisku i wiezie na barwne, miejskie targowisko. Takie właśnie miejsca doprowadzają do amoku nawiedzonych fotografików i miłośników egzotyki niewiele jeszcze skażonej komercją.
Z Heho jedziemy godzinę do odległego o 30 kilometrów brzegu jeziora, gdzie przesiadamy się na łodzie, którymi będziemy podróżować aż do zmroku. O 10 wsiadamy do dwóch łódek i mkniemy po gładkiej tafli Inle Lake, drugiego co do wielkości jeziora Birmy, które mierzy 22 na 10 kilometrów, ale z głębokością zaledwie od 2 do 4 metrów. Rejestrujemy się w luksusowym hotelu Amata Garden Resort, zostawiamy bagaże i ruszamy w trasę.
Największe wrażenia z wizyty w Inle sprawiają rybacy - wioślarze, co w magiczny niemal sposób utrzymują się na chybotliwych łódkach oraz... słynne kobiety z plemienia Padaung o szyjach jak żyrafy. Na tego typu widoki dzisiaj liczymy.
Z hotelu jedziemy na posiłek w restauracji na palach na wodzie, w zdawać by się mogło centrum miasteczka, swoistej, birmańskiej Wenecji. Tuż obok znajduje się ciekawa świątynia Phaung Daw Oo. Świątynia jak świątynia, ale tuż za nią jest targowisko, z którego wracają właśnie obładowane całymi worami zakupów kobiety z plemienia Pao, mieszkające w pobliskich górach. Te wieśniaczki w kolorowych zawojach na głowie są wdzięcznym tematem do fotografii. Równie ciekawa jest wizyta w manufakturze, gdzie tkaczki na naszych oczach produkują wspaniałe materiały z bawełny i jedwabiu pozyskiwanego z łodyg lotosu używając do tego drewniane krosna jakby wyjęte z głębokiego średniowiecza. Kolejny opad szczęki mamy na widok dziewcząt ręcznie produkujących aromatyczne cygara. Praca wre, w tych miasteczkach na wodzie nikt się nie obija.
I w końcu docieramy do chat, gdzie witają nas legendarne kobiety Kayan (Padaung) z obręczami z ciężkiego brązu wydłużającymi szyję do granic wytrzymałości. Im dłuższa szyja tym piękniejsza kobieta. No cóż, taka u nich tradycja. Calutki dzień podglądamy mieszkańców spędzających swoje życie na wodzie w oryginalnych domach na palach. Patrzę na ludzi wokół nas, przemiłych i otwartych, często zmęczonych, ale zawsze uśmiechniętych. Pomimo trudnej sytuacji kraju emanuje z nich wewnętrzny spokój typowy dla buddyjskich krajów.
I znowu pełni nowych wrażeń wracamy na odpoczynek do hotelu na brzegu jeziora, gdzie na trawniku przed recepcją rozpalono już ogniska dla gości. Czeka nas happy hour z lokalnymi napitkami i barwny zachód słońca.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka
Autor jest właścicielem chicagowskiego biura podróży EXOTICA TRAVEL, organizującego wycieczki z polskim przewodnikiem po całym świecie, również do Birmy i Bangkoku w styczniu 2020. Bliższe informacje na stronie internetowej www.andrzejkulka.com lub pod nr tel. 773-237-7788.