Kradzież tożsamości, elektroniczne włamania, komputerowe wirusy i wiele innych, podobnych niebezpieczeństw czyha na nas każdego dnia. Ochrona przed nimi jest znacznie trudniejsza, niż w przypadku tradycyjnych rozbojów, bo nie wystarczy wizjer i dobry zamek w drzwiach. Dziś walka toczy się na kilku frontach jednocześnie, a stosowane metody i strategie są dla nas nie tylko mało zrozumiałe, ale bardzo utrudniają nam życie. No dobrze, przede wszystkim mnie utrudniają życie, ale czuję się znacznie lepiej wyobrażając sobie większą grupę cierpiących.
Korzystając z wszelkich usług internetowych wymagających wpisania hasła czuję się czasami jak włamywacz, mimo że przecież intencje mam czyste. Weźmy ostatni przykład. Przy okazji zmiany telefonu musiałem na nowo zainstalować pewne aplikacje. Wszystko poszło bez problemu do czasu, gdy próbowałem niektóre z nich uruchomić. Ponieważ było to nowe urządzenie musiałem odpowiedzieć na serię różnych pytań. Oczywiście wszystkie sam wybrałem i wskazałem właściwe odpowiedzi, jednak było to ładnych parę lat temu. Zaciąłem się już przy drugim.
Do cholery, jaki jest mój ulubiony kolor? Jak nazywał się chomik sąsiada?? Gdzie ja byłem na zimowym urlopie w 1997 roku??? Mimo wielokrotnych prób program się nie poddał i postanowiłem cały proces rejestracji rozpocząć od nowa. Wpisałem więc jakieś hasło, które oczywiście musi być inne od już posiadanych, zawierać dużą literę, małą literę, w sumie co najmniej dziesięć znaków, z czego część mają stanowić liczby, najlepiej parzyste, przeplatane znakami interpunkcyjnymi z wyjątkiem przecinka, kropki i myślnika. Może nie dokładnie tak, ale coś w tym stylu. Po 15 minutach uporałem się z hasłem, którego nie byłem w stanie zapamiętać, więc od razu wykonałem tradycyjną kopię za pomocą kartki i długopisu i umieściłem w bezpiecznym miejscu. Te bezpieczne miejsca mają to do siebie, że się przemieszczają według własnej woli i nigdy, ale to nigdy, nie jesteśmy ich w stanie znaleźć już po upływie tygodnia, nie wspominając o latach. Na razie mnie to jednak nie martwiło.
Kolejnym etapem były pytania pomagające odzyskać dostęp w razie utraty hasła. Program usłużnie podsunął mi kilka z serią gotowych odpowiedzi. W jednym pytanie o ulubiony kwiatek. Uśmiechnąłem się przez łzy... Kwiatek? Naprawdę?? Wśród gotowych odpowiedzi miałem kilka najpopularniejszych: tulipan, róża, fiołek, słonecznik... Nigdy w życiu nie zastanawiałem się nad tym, jaki jest mój ulubiony kwiatek. Wiem jakich nie lubię, na przykład pelargonii. Ale takiego pytania nie było w zestawie. Wybierając jakikolwiek wiedziałem, że zapomnę o nim już wieczorem. Jeszcze raz sprawdziłem, nie było możliwości pominięcia tego pytania. Na głębokim namyśle upłynęło mi chyba z 5 minut. W końcu wybrałem jeden z kwiatków i pospiesznie dopisałem go do tradycyjnej listy ukrytej w bezpiecznym miejscu. Ale to był dopiero początek.
Pojawiło się pytanie o ulubiony film. W momencie wypełniania formularza miałem taki, ale muszę przyznać, że tydzień wcześniej był inny, jeszcze inny rok temu. Nie miałem pojęcia, jaki będzie za dwa lata, gdy prawdopodobnie będę musiał na te pytania odpowiadać. Wpisałem więc jakiś popularny tytuł i oczywiście informację tę dodałem na kartce z bezpiecznego miejsca.
Na głupich pytaniach i odpowiedziach w kolejnych aplikacjach upłynął prawie cały poranek. Zauważyłem jeszcze ostrzeżenie, by nie notować tego wszystkiego na kartce lub w komputerze, bo to ułatwienie dla potencjalnych złodziei i rabusiów tożsamości. Spokojnie, nikt nie znajdzie mego bezpiecznego miejsca, sam już ledwie pamiętałem, gdzie ono jest...
W kilku przypadkach zamiast hasła wykorzystałem odcisk palca, co jest super wygodne, szybkie i proste. Do momentu, gdy przestaje takie być. By dostać się do pewnego programu w tradycyjnym komputerze, laptopie lub tablecie, muszę odcisnąć linie papilarne w telefonie. Gdy akurat nie mam przy sobie tego urządzenia, do programu się nie dostanę. Oczywiście, że zdarzyło się to kilka razy.
Od czasu do czasu krążą w internecie kwestionariusze, których autorzy próbują odgadnąć naszą przyszłość, charakter, szczęśliwą gwiazdę, itd. za pomocą serii krótkich, łatwych pytań. W jednym z nich, nie żartuję, trzeba odpowiedzieć na pytanie o ulubiony kwiatek, podać imię domowego zwierzaka z dzieciństwa, nazwisko nauczycielki z pierwszej klasy, czy przyznać się, jaki film kochamy najbardziej. Po wpisaniu odpowiedzi dowiadujemy się, że przed nami świetlana przyszłość, pieniądze za rogiem, szczęśliwe numery na loterię są takie a takie, a w ogóle to w przyszłym tygodniu spotka nas wielka miłość. Kolejną informacją jest alert z banku, iż ktoś właśnie wyssał nam z konta nam życiowe oszczędności i zadłużył wszystkie karty.
W tajnym świecie wielkiej polityki, walki wywiadów i międzynarodowych szpiegów najlepszym sposobem ochrony własnej tożsamości jest stworzenie zastępczej. Jan Kowalski, urodzony w Bydgoszczy, posiadający jamnika i lubiący stokrotki zamienia się w Johna Smith, urodzonego w Glasgow, posiadającego dobermana i lubiącego dracenę deremańską. Proponuję więc, byśmy w ramach ochrony tożsamości i ułatwienia sobie dostępu do internetowych usług stworzyli własne alter ego. Szybciej zapamiętamy wymyśloną postać i jej upodobania, niż własne nawyki i słabości. Będzie ciekawiej i na pewno bezpieczniej. A jaka zabawa przy tym! Od dziś jestem Abe Cede, mój pies to pit bull, kot to lampart, jeżdżę czerwonym Ferrari i lubię wiosenne bazie.
Miłego weekendu
Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.