----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

15 czerwca 2021

Udostępnij znajomym:

Trzy różne książki, trzech różnych autorów, cudownie jednolita szata graficzna, staranne tłumaczenia z japońskiego – czyli kolekcja Tajfuny Mini. Dzięki niej mamy takie niezwykłości japońskie po polsku, jak W lesie pod wiśniami, Gorączkę złotych rybek i Cytrynę.

Każdy z tych trzech autorów jest ważny w literackim horyzoncie tekstów istotnych dla rozumienia tego, co w literaturze japońskiej stanowi o jej specyfice, a przypomnijmy, że w tej kulturze szalenie ważne jest kulturowe ustrukturyzowanie, którego korzeni można się doszukiwać w etosie samurajskim, który narzucił specyficzne i unikalne reguły życia i postępowania w każdej praktycznie sferze funkcjonowania od polityki, po religię przez kasty i warstwy społeczne, regulacje dotyczące własności ziemi, ideę cesarza i cesarstwa, zależności i niezależności od tak zwanego Zachodu i wiele innych aspektów japońskości.

Ango Sakaguchi (1906–1950) jest bliski Osamu Dazai, o którym pisałem wielokrotnie w związku z ukazaniem się jego Zmierzchu (1947) i Zatracenia (1948). Ta bliskość, podobno Ango wpadł w depresję po samobójczej śmierci Osamu, wynikała ze swoistej wspólności postrzegania tego, co powszechnie uznano za istotę społecznego funkcjonowania, a co ogólnie można by określić mianem Japonii imperialnej, naznaczonej cesarską boskością– obydwaj mocno to kontestowali. Osamu Dazai napisał Zatracenie w 1948 roku, roku swej samobójczej śmierci. Było już po przegranej wojnie, po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki, po odebraniu cesarzowi atrybutów boskości. Świat już nigdy nie miał być taki sam, jak poprzednio. Wszystko się zawaliło, wszystko się rozpadło. Japonia była zdruzgotana, a Japończycy musieli odnaleźć się w tym historycznym zatraceniu.

Ango Sakaguchi pisze o tym samym, ale nie tak samo, bo ucieka, czy raczej udaje się w świat baśni i metaforycznej przypowieści tak intensywnie, że w 1947 powstaje W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie, a także, podobnie baśniowo-demoniczna opowieść Wielkouchy i księżniczka Długiej Nocy. Oba teksty przestraszają i zachwycają, są okrutne, krwawe, straszne, obezwładniają innością w eksplorowaniu piękna czasu kwitnienia wiśni czy idei wykreowania, wyrzeźbienia absolutnego i fatalnego miłosnego zauroczenia. Wszystko w tych baśniach nie baśniach spływa, jeśli nie krwią zabitych i rozpłatanych węży, to krwią ludzi z odciętymi głowami, dla zabawy w zaspokojeniu miłośnie perwersyjnych pożądań.

Karolina Bednarz, tłumaczka, napisała o autorze "Trudno było zaspokoić jego apetyt: dużo jadł, dużo pił, romansował, brał narkotyki, namiętnie czytał, jeszcze więcej pisał, przeskakując z formy na formę, z gatunku na gatunek, doświadczając wszystkiego po kolei, jak gdyby zawsze było mu mało". (za: goodreads.com)

Gorączka złotych rybek (1937) to cudowność inaczej opowiedziana. Kanoko Okamoto przytacza wprawdzie historię bajkową, ale paradoksalnie tylko dlatego, że możliwą. Autorka bowiem pozwala nam dotknąć prowadzącej do obłędu miłości w powiewie swych własnych doświadczeń. Jej niezwykłe wyczucie piękna, wyjątkowe wyrafinowanie językowe i wrażliwość na niuanse w intymnych relacjach, przynoszą przypowieść, w której pragnienie wyhodowania unikalnej złotej rybki (nic niezwykłego w kulturze Japonii) urasta do metafory obsesyjnego, destrukcyjnego poszukiwania tego, co idealne. „Powtarzał w swojej głowie te słowa, a to niezwykłe piękno opętało go, wciągnęło i porzuciło, zostawiając bezwładnego i przesiąkniętego na wskroś poczuciem spełnienia. - Na tym polega tajemnica życia? Nie dane nam osiągnąć tego, ku czemu usilnie zmierzamy, ale gdy godzimy się i porzucamy naszą przeszłość, nie wiadomo skąd spada na nas rozwiązanie. – Gdy tak rozmyślał rozbłysła w sercu Mataichi’ego, piękna złota rybka, do tej pory schowana, podpłynęła znów ku powierzchni […] i idealnie okrągły pyszczek zwróciła ku Mataichi’emu. – Ach, to nie Masako ani ryba z mojego obrazu…jest o wiele, wiele piękniejsza…” (s. 83) Obsesja miłości i pożądania czy obsesja piękna? Czy jeden płatek kwiatu wiśni może zaważyć na całym życiu?

„Mataichi był pewien, że zacisnął powieki i zamknął usta, lecz zimne różowe płatki zdążyły wlecieć mu do buzi. Odkaszlnął i wypluł je razem ze śliną, ale jeden płatek przykleił mu się na sam miękki koniec podniebienia, gdzie nie był w stanie przesunąć go końcem języka, ani dosięgnąć palcami. Mataichi przeraził się, że przyklejony płatek doprowadzi go do zgonu i wyjąc, popędził do studni. Przepłukał gardło i wreszcie udało mu się wypluć kwiat wiśni, ale inny dławiący płatek pozostał na zawsze gdzieś głęboko w jego sercu, skąd nie mógł go nigdy usunąć.” (s. 32)

To zresztą motyw wspólny, aczkolwiek z pewnością przypadkowo, który cudownie transponowany u Ango Sakaguchi’ego, obezwładnia nas chłodem samotności demonicznego unicestwienia w spadających płatkach wiśni w pełnym rozkwicie.

Jeszcze inaczej dotykamy japońskiej odmienności literackiego postrzegania rzeczywistej nierzeczywistości w miniaturze Motojiro Kajii zatytułowanej Cytryna (1924). Jeśli poddamy się wrażeniu wspólności z opowiedzianym, odmiennym stanem świadomości, to nagle okaże się, że pozornie banalne, a nawet zupełnie absurdalne oczarowanie kształtem i zapachem cytryny pozwoli nam zobaczyć siebie jaśniej, niekoniecznie jednak w zachwyceniu. Cytryna to parę kartek tekstu, niecałe osiem stron. Temu, kto opowiada, „w sercu uporczywie zaległa bezkształtna, złowieszcza gruda. Ni to drażliwość, ni to obrzydzenie. […] Coś przeszkadzało mi zatrzymać się gdziekolwiek na dłużej. Kontynuowałem więc tułaczkę, przenosząc się z ulicy na ulicę. Pamiętam, że z niewiadomej przyczyny ciągnęło mnie wówczas mocno ku temu, co piękne i podupadłe. Ze wszystkich ulic najbardziej lubiłem te, które zaczęły już się obracać w ruinę. (s. 43/44) Miniatura Motojiro wciąga nas we współodczuwanie smutku, zagubienia i wyobcowania, a oglądanie, wąchanie i dotykanie zwyklej cytryny staje się zabiegiem terapeutycznym. Niekoniecznie wynikającym z chorobowego stanu, w jakim był autor. Przeczuwamy wprawdzie, że coś ostatecznego unosi się w powietrzu, ale jest to wyraźnie niewyraźne: „Gdy głęboko, pełną piersią wdychałem miłą woń – ja, który nigdy tak nie oddychał – czułem, jak krew zaczyna wzbierać i rozchodzić się po całym ciele i twarzy, budząc jakąś wewnętrzną wolność… […]. Lekkie podniecenie i wręcz duma sprawiały, że niemal unosiłem się w powietrzu, jakbym był poetą, który w pięknej szacie przemierza ulice miasta. To kładłem cytrynę na brudnej chustce, to przyciskałem ją do poły płaszcza, to oceniałem blask i intensywność koloru.” (s.48/49) Motojiro zmarł na gruźlicę w 1932 roku. Jego opowiadanie otwierające zbiór Cytryna i zatytułowane Pod drzewami wiśni zaczyna się kultowym zdaniem: „Pod drzewami wiśni leżą pogrzebane zwłoki! Możesz temu wierzyć. Bo jak inaczej wyjaśnić nieprawdopodobne piękno okwieconych wiśni?” (s. 25)

Trzy książki, trzech autorów, kwiaty wiśni, złote rybki i cytryna – zatracenie.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor