----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

14 grudnia 2022

Udostępnij znajomym:

Dwa super bestselery, każdy z innej bajki, jakkolwiek to właśnie owa bajkowość je łączy. Dziwne? Może trochę, ale nie do końca. Kicia Kocia zachwyca bardzo młode czytelniczki i bardzo młodych czytelników, a „śpiewające raki” uwodzą dorosłych. Jak to możliwe? Odpowiedź jest bardzo prosta – kochamy bajki, obojętne, czy mamy rok czy sto lat. Bajki przecież wcale nie muszą się dziać za siedmioma górami i siedmioma morzami, nie muszą też w nich ginąć smoki, nie mówiąc już o takich niekoniecznościach jak wróżki, krasnoludki czy księżniczki. Wystarczy, że opowiedziane historie są jakoś nasze. Gdzieś tam zahaczają o to, co w nas siedzi i wtedy zaczyna się magia lustrzanego odbicia. Kochamy przecież wszędzie widzieć siebie, nie bardzo wiadomo, dlaczego, a bajki, nawet te, a może przede wszystkimi te, bez latających smoków i magów, nam to zapewniają.

Pozostaje jednak tytułowe pytanie: czy Kicia Kocia bywa tam, gdzie raki śpiewają?

Może tak, a może nie – to zależy od tego, na co Kicia Kocia ma ochotę i czy koniecznie chce być tam, gdzie raki śpiewają, lub, co bardziej prawdopodobne, tam, gdzie żaby rechoczą.

Kicia Kocia jest bowiem wszędzie i nie boi się nowych i niezwykłych sytuacji, bo jakkolwiek jest tylko małą Kicią Kocią, to umie się znaleźć prawie zawsze i prawie wszędzie. Jest niesamowicie urocza, miła, towarzyska, zabawna, pomocna i inteligentna, Ma przyjaciół, z którymi dzieli radości i niepokoje, ale rzecz jasna, z którymi uwielbia się też bawić. Adelka, Pacek i Julianek spędzają czas z Kicią Kocią nie tylko w piaskownicy. Razem odkrywają świat. Dlaczego odkrywają? Bo są uroczo dziecinni i ta właśnie owa dziecinność sprawia, że przygody Kici Koci są tak niesamowicie niewinne.

Kicia Kocia jest to tu, to tam,  a to w mieście, a to w Afryce, czasem sprząta, albo czeka u dentysty, czasami też nie może zasnąć, uczy się natomiast mówić dzień dobry, niestety bywa też chora i zazdrosna o braciszka, o dziwo poznaje strażaka i chce zostać policjantką, co nie przeszkadza, że bawi się z przyjaciółmi na placu zabaw, a nawet gotuje i bywa chora - Kicia Kocia daje sobie zawsze radę, bo jest rezolutna i szybko się uczy. Cóż nam zatem pozostaje? Tylko kochać Kicię Kocię!

Ale dlaczego Kicia Kocia nie była tam, gdzie raki śpiewają? Oto jest pytanie! W gruncie rzeczy bez sensu, bo skoro była w kosmosie, to odwiedziny w krainie śpiewających raków to drobnostka, która przecież może się wydarzyć, bo Kicia Kocia bywa w bibliotece, a tam dzieją się cuda, a poza tym Kicia Kocia śni wesoło i kolorowo, zatem nic nie stoi na przeszkodzie, by udać się tam, gdzie raki śpiewają, bo właśnie tam dzieją się rzeczy jak w bajce: dobre i złe, czasem niewiarygodne, ale ostatecznie te dobre są ważniejsze od tych złych. Tak przynajmniej chcemy wierzyć, wbrew pewnym braciom bajkopisarzom, którzy nas z tej wiary skutecznie wytrącają.

Ale przygody Kici Koci nie są „magiczne”, one są super „zwykłe” i dzieci uwielbiają je za tę dosłowność, bo Kicia Kocia to jedna z nich, koleżanka, przyjaciółka, a że jest Kicią i do tego Kocią, nie ma żadnego znaczenia w dziecięcym pojęciu „zwykłości”. Magia?

Z podobnym, magicznym zawirowaniem konfrontuje nas Delia Owens w swym super bestsellerze. Niby wszystko tu jest rozpoznawalne i oczywiste, ale gdy zaczynamy pogrążać się w kolejnych wydarzeniach powieści, to ta oczywistość staje się wyraźnie problematyczna. Jak każdy tekst literacki, „śpiewające raki” również zabierają nas w podróż projekcji identyfikacji, bo chcąc, czy nie chcąc, jakoś zawsze się z kimś, lub rzadziej z czymś, musimy utożsamiać. Jednych bohaterów lubimy mniej, innych więcej, ktoś nam jest bliższy, a ktoś inny zupełnie obcy. Jednym kibicujemy, innych potępiamy. Stajemy się sprawcami życia tekstu. Ożywiamy go. Dzięki nam się on staje. Realizujemy go po swojemu. Im bardziej ów tekst jest bliski naszym doświadczeniom, naszym przeżyciom i naszemu postrzeganiu świata, tym bardziej jesteśmy z nim związani. Bardziej go czujemy, albo mówiąc ścisłej, bardziej go odczuwamy. Delia Owens idealnie wpisuje swoją opowieść w schematy naszych oczekiwań i naszych pragnień, bo któż z nas nie dotknął bolesnego odrzucenia, obezwładniającej samotności, zawstydzających momentów dojrzewania, bólów seksualnej inicjacji? Nie ma nikogo, kto mógłby powiedzieć, że jego życie to pasmo niezmąconego niczym szczęścia, zadowolenia, spełnienia, radości i nieustającej przyjemności. Nie może tego też z pewnością stwierdzić główna bohaterka powieści Gdzie śpiewają raki – jest zatem logiczne i oczywiste, że musimy ją lubić w rezultacie oczywistego mechanizmu: ona jest jakoś podobna do mnie, zatem ja jakoś jestem podobny do niej.

To jednak zdecydowanie nie wystarcza w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego „raki tak dobrze śpiewają”? Wiemy już, że czarują nas śpiewem banalności. To jeszcze jakoś można zaakceptować. W końcu życie to jeden wielki banał. Żyjemy, żeby umrzeć. Czy może być coś bardziej trywialnego? Trudniej jakkolwiek zaakceptować płytkość, żeby nie powiedzieć, powierzchowność, czy też naskórkowość pewnych istotnych wątków i postaci. Ojciec jest toksyczny, pogubiony, zakompleksiony i zapity, bo żyje w traumie fałszywego bohaterstwa wojennego i upadku rodzinnej fortuny. Ten istotny i skomplikowany problem Owens prezentuje na jednej stronie tekstu. O matce głównej bohaterki wiemy tyle, albo prawie tyle, że odeszła niespodziewanie w butach z wężowej skóry, porzucając bez słowa pożegnania swoje dzieci. Tate, pierwsza, wielka miłość Kyi, porzuca ją, bo stwierdza, że studia są ważniejsze. Cały dramat tej decyzji z wszelkimi jej konsekwencjami dla dalszego rozwoju akcji Owens streszcza w paru zdaniach.

Dlaczego? Bo bajka nie jest w szczegółach, ale w banalności codzienności. Jeśli to odkryjemy, to magia opowieści roztoczy przed nami przyjemną rzeczywistość, a cóż bardziej pożądanego od odkrycia, że w pokoju, w którym mamy zasnąć, nie ma żadnego potwora. Dlaczego nie ma? Kicia Kocia to wie:

„Mama wychodzi z pokoju. Kicia Kocia bierze lalkę na kolana i szepcze jej do ucha: - Nie bój się. W pokoju nie ma potworów. Sprawdziłam, za to jest z nami policjant. On na pewno nas obroni”.

Tym, których cytat ten wstrząsnął, trzeba wyjaśnić, że policjant to tylko lalka w pokoju Kici Koci.

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

 

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor