17 września 2018

Udostępnij znajomym:

***

Meksyk jako żywy, zmieniający się mit, który przyciąga uwagę swoją jakże meksykańską innością. Miejsce, w którym agent 007 i zaklinacz deszczu stoją koło siebie, nie wchodząc sobie w paradę. Kraj, który lepi swą duchową tożsamość, zerkając na okruchy prekolumbijskiej świetności. Razem z Olą Synowiec idziemy przez Meksyk żywiołowy i pełen paradoksów.

(Paweł Drozd)

***

Ola Synowiec pisze w zbiorze reportaży „Dzieci szóstego słońca - w co wierzy Meksyk” o religiach współczesnego Meksyku, który zachwyca i niepokoi nieustannym procesem zmiany. Skomplikowana historia kształtowania się relacji między państwem i Kościołem, transformacje kulturowe wynikające z nieustannych kontaktów Meksykanów z Amerykanami z jednej strony i intensywnych relacji z krajami latynoskimi z drugiej – wszystko to powoduje, że niezwykle bliski nasz sąsiad jest nam w istocie mało znany. Coś tam wiemy, ale ta wiedza ogranicza się często do tego samego rodzaju stereotypów, jaki nakłada się na Polaków: jedzą tortille, chodzą do kościoła i ciężko pracują. Jeśli zmienimy tortille na pierogi, mamy gotowy przykład przesądów na temat Polaków. To jest łatwe, lekkie i bardzo nieprzyjemne działanie, które swe korzenie ma oczywiście w indolencji, braku wykształcenia i ignorancji. Życie w stereotypie jest łatwe, ale bezmyślne, a przecież ponoć naszym obowiązkiem jest życie „myślne”. Żeby żyć mądrze warto poznawać, żeby poznawać trzeba się ku temu nakłonić, a można to robić w wielu kierunkach. Ola Synowiec pozwala nam zobaczyć religijność współczesnych Meksykanów w wielu różnych aspektach i z wielu różnych perspektyw.

„Rozdział pierwszy otwiera opis parady z okazji Día de los Muertos z Bonda rodem. To nie żart, taki jest właśnie rodowód tej formy obchodów meksykańskiego Dnia Zmarłych. Choć to jedno z najważniejszych świąt, głęboko zakorzenionych w meksykańskiej kulturze, uroczysta parada, na którą zjeżdża się kraj i tysiące turystów z całego świata, zorganizowana została przede wszystkim dla tych drugich. Rząd, który musiał mocno postarać się o to, by Meksyk wylądował na srebrnym ekranie, tyle samo wysiłku włożył w to, by po obejrzeniu najnowszego filmu z agentem 007 w roli głównej widzowie nie zawiedli się, odwiedzając ich kraj. Wielu Meksykanów szybko uznało tę wielką fiestę meksykańskości, jak nazywa paradę jeden z bohaterów reportażu, za własną, jednak zdania są podzielone”. (za: dodziela.com.pl)

Święto El dia de los muertos (Dzień zmarłych) jest zresztą doskonałym przykładem synkretyzmu religijnego, gdzie różne wpływy, tradycje i duchowości splatają się w jedno. Katolickie, czy szerzej chrześcijańskie, przekonanie i świętych obcowaniu nabrało cech wierzeń ludów pierwotnych zamieszkujących tereny obecnego Meksyku, a po zmieszaniu z polityką i społecznymi oczekiwaniami urosło do wydarzenia ponad religijnego.

Dominująca rola Kościoła katolickiego, potężnej siły politycznej i majątkowej, w efekcie nieskończonej ilości zawirowań historycznych, pomniejsza się zresztą i to nie tylko przez tego typu synkretyzmy religijne czy para religijne. Ludzie przecież nieustannie poszukają nowych dróg duchowego przewodnictwa. Jest to o tyle ciekawe, że Meksykanie nie odchodzą od wiary w ateizm, a raczej przekierunkowują swą duchowość w inne rejony. Autorka, w każdym z reportaży odkrywa przed nami inny aspekt tego procesu zmiany. Od katolicyzmu, przez protestantyzm i powrót do pierwotnych wierzeń Azteków i Majów, aż po zupełnie niewiarygodne uświęcenie coca-coli, jako napoju magicznego.

Co w tym wszystkim jest niezwykle ciekawe, to fakt, iż ten proces obejmuje wszystkie grupy i warstwy społeczne, a jak wiadomo Meksyk jest krajem niezwykle podzielonym etnicznie i kulturowo, pełnym skrajności.

Jak już pisałem, te procesy są podobne, a czasem nieomalże identyczne z tymi, które zachodzą w innych krajach, w tym również w Polsce. Jeśli z przymrużeniem oka patrzymy na fenomen powrotu ku przeszłości w odradzaniu się kultu religii pierwotnych, czy zupełnie niebywałej roli coca-coli w niektórych rejonach dystryktu Chiapas, to może warto jeszcze raz przyjrzeć się temu w co wierzą, albo raczej w co nie wierzą, Polacy:

„Żyjemy gdzieś na pograniczu pierwotnych wierzeń, rytualnej rutyny, stereotypu, braku znajomości elementariów biblijnych i wygląda, że ciągle „jesteśmy terenem misyjnym, miejscem, gdzie po prostu trzeba głosić Ewangelię. Z badań TNS wynika bowiem, że tylko 81 procent Polaków wierzy w Boga (a ponad 95 deklaruje katolicyzm, co oznacza, że mamy ponad dziesięć procent katolickich ateistów). 48 procent wierzy w śmierć na Krzyżu Chrystusa, a 47 w Zmartwychwstanie (a przecież już św. Paweł mówił, że jeśli Jezus nie zmartwychwstał, to daremna jest nasza wiara).

Jeszcze gorzej jest z wiarą w niebo (38 procent), piekło (31 procent), czyściec (30 procent) czy istnienie diabła (28 procent). Ściśle katolicki dogmat jakim jest niepokalane poczęcie wyznaje 38 procent, a w sąd po śmierci wierzy 39 procent. Jednym słowem jest dramatycznie. Realnie bowiem wierzących jest w Polsce może trzydzieści procent Polaków. Reszta wierzy w jakąś formę katolickiego konformizmu, który już niewiele ma wspólnego z chrześcijaństwem. (za: Fronda.pl)

Jest to klasyczne pomieszanie z poplątaniem, które jednakowoż różni się w jednym od tego, co dzieje się z religijnością w świecie latynoskim. Polacy raczej uciekają w ateizm albo w tak zwany indyferentyzm. Latynosi natomiast ciągle pozostają w jakieś relacji z religiami czy wierzeniami. Pozostają wierni duchowemu wymiarowi życia i obojętne im jest, gdzie on się przejawia; czy w świątyni, czy wśród bóstw azteckich, czy w kosmosie, czy w tańcu.

Można założyć, że racjonalność kultury europejskiej zabiła sacrum. Wszystko, co jest nienaukowe, jest podejrzane. Sprowadza się to w najlepszym razie do agnostycyzmu, który zakłada, że bez względu, czy Bóg jest czy go nie ma i tak nie da się tego w żaden sposób udowodnić.

W Meksyku „Zrzucają dżinsy i garnitury, na głowy wkładają pióropusze, na kostki grzechotki. Lekarze, biznesmeni, wykładowcy uniwersyteccy gromadzą się w stolicy na placu Zócalo, by przez pięć godzin wykonywać taniec dla przedhiszpańskich bogów. Nie są Indianami, ale jak sami mówią, pragną odtwarzać wiarę azteckich przodków. Tymczasem Indianie na południu Meksyku w swoich rytuałach wykorzystują coca-colę, którą uważają za święty napój. Tradycyjni czarownicy z Catemaco też dostosowują się do realiów XXI wieku i mają swoje strony na Facebooku.

Ola Synowiec pokazuje, jak Meksyk stopniowo odchodzi od przywiezionego z Europy pięćset lat temu katolicyzmu. Pisze o ruchu New Age, psychodelicznych turystach oraz meksykańskiej stolicy grzybów halucynogennych. Opowiada o Meksyku mało znanym, a także o tym, jak uniwersalna jest ludzka potrzeba religijności” (z: recenzja wydawnictwa).

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

Crystal Care of Illinois

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor