„Eugenides należy do pokolenia odnowicieli amerykańskiej prozy, obok m.in. George’a Saundersa, Jonathana Franzena i Davida Fostera Wallece’a” (za: Lubię pieniądze, Chrystusa i nicość)
Po co pisać o rozwodach, nieudanych inwestycjach, samotności, zaprzepaszczonych karierach, starości i umieraniu? Mamy przecież sporo tego typu doświadczeń na co dzień. Każdy, wcześniej czy później, musi się jakoś z tym wszystkim razem, albo z osobna, zmierzyć. Pytanie: po co o tym pisać? - prowokuje automatycznie następne: po co o tym czytać?
Jeffrey Eugenides w zbiorze nowel zatytułowanym „Nowy dowód” dotyka obu pytań jednocześnie. Prowokuje czytelnika, epatując go mrokiem śmierci i samotności, strachem przed bankructwem, głęboką frustracją z powodu zaprzepaszczonych, intymnych relacji, zagubieniem w poszukiwaniu swej tożsamości, porzuceniem zdrowego rozsądku na rzecz emocji i pożądań – jednym słowem nie jest to literatura polukrowanej rzeczywistości. „Pytany o to, co łączy pisarzy jego pokolenia, mówi o literackim ojcu Thomasie Pynchonie i poszukiwaniu większej powagi i esencjonalności […]. Fundamentalne dla pisarza pytanie brzmi: ile potrzebuję opowieści, by stworzyć powieść? Jestem przekonany, że akurat ja całkiem sporo.” (za: Lubię pieniądze, Chrystusa i nicość, w: Książki, Magazyn do Czytania, nr2, 2018)
Opowieść zatem, służąca „poszukiwaniu większej powagi i esencjonalności” stawia czytelnika w powiewie tego, co go już być może spotkało albo tego, co na pewno go, wcześniej czy później, dotknie. Identyczność odpowiedzi na oba, wcześniej postawione pytania, O się na fakcie, iż zarówno autor jak i czytelnik (mino możliwych fundamentalnych różnic) będą musieli przejść przez drzwi owych mroczności i niepowodzeń i nawet, jeśli jednemu i drugiemu będzie oszczędzone nieudane małżeństwo, pozbawione uczuć rodzeństwo czy dzieci, bankructwo, doznanie bezsensu istnienia czy cokolwiek innego z tego bezkresnego repertuaru ludzkich zaniechań, to z całą pewnością żadnego z nich nie ominie starzenie się i umieranie.
Przytaczanie więc opowieści (co jest zadaniem pisarza) po to, żeby były czytane (co jest zadaniem czytelnika) służy niczemu innemu, jak zbudowanie ułudy, że to nie my, że to nas nie dotyczy, że to inni, to przecież nie nasze historie. Naprawdę? Jeffrey Eugenides wyraźnie wątpi w takie złudne unikanie nieuniknionego i to zarówno w swoim jak i czytelnika życiu.
Przypomnijmy, że wszystkie dziesięć zawartych w zbiorze tekstów jest o mizerii naszego, najlepszego z możliwych, świata.
„Marudy” - to bardzo wyrafinowane opowiadanie o starości, demencji i umieraniu, splatające ze sobą wątek dwu kobiet, które żyją „tu i teraz” z fikcyjną historią dwu Indianek, które są ulubionymi postaciami literackimi Cathy i Delli (głównych bohaterek) z książki „Dwie stare kobiety”.
„Poczta lotnicza” i „Pipeta do pieczeni” wprowadzają nas w stan głębokiego poruszenia, które sprawia dotknięcie drastycznej samotności. Zarówno Mitchell, młody chłopak, który udał się w podróż dookoła świata, w poszukiwaniu sensu swego życia, jak i Tomasina, kobieta sukcesu, która zdecydowała się na sztuczne zapłodnienie za pomocą tytułowej pipety do pieczeni – są skazani tylko i wyłącznie na siebie, mimo tłumu znajomych, który ich otacza.
„Muzyka dawna” i „Apartamenty” - to opowiadania o zatraceniu się w błędnym przekonaniu, że jeśli chcemy, to możemy. Ta, tak bardzo amerykańska ideologia sukcesu, który opiera się przecież na pop-psychologii, pogubiła gdzieś elementarne poczucie zdrowego rozsądku.
„Proroczy srom” z kolei wraca do wątków i pomysłów z super bestselerowej i potężnej objętościowo powieści Jugenidesa zatytułowanej „Middlesex”. Seksualność, płciowość, zaburzone poczucie bycia mężczyzną czy kobietą, dwupłciowość albo hermafrodytyzm, a wszystko to w kontekście badań nad życiem erotycznym plemion pierwotnych, w których współżycie z nieletnimi było normą.
„Kapryśne ogrody” są oczywiście też o seksualności, tyle że w wersji zwanej uwodzeniem, a do tego „wzbogaconej” o element augustiański w postaci relikwii palca świętego, która ma służyć za przynętę w erotycznych podbojach.
„Wielki eksperyment” – to przedostatnie opowiadanie ze zbioru, które traktuje o bardzo zdolnym pisarzu, poecie, nauczycielu łaciny, człowieku o nadzwyczajnie wysokim IQ, którego kariera zapowiadała się bajkowo do momentu, gdy przestała się tak zapowiadać, a stało się to w okolicach jego trzydziestych urodzin. W jakiś sposób mamy tu powtórzenie niefortunnych decyzji i życiowych zawirowań, które znamy z opowiadania „Muzyka dawna” – ten sam typ nadzwyczajnie zdolnego, młodego człowieka, którego kariera, intelektualne możliwości i talent przelewają się między palcami, pozostawiając go w pewnym momencie życia w stuporze frustracji z niespełnienia. Tegoż uczucia doświadcza właśnie Kendall, ale na swojej drodze spotyka sprytnego księgowego, który wpada na doskonały i szybki sposób zrobienia dużych pieniędzy pomysłowym, aczkolwiek bardzo nielegalnym, sposobem.
Cała historia kończy się dosyć drastycznie dla obu panów, ale to akurat nie jest najważniejsze w tym wszystkim. Co najbardziej uderzające, to zestawienie ideałów Ameryki rodem z Alexisa de Tocqueville’a z ich współczesną wersją, która jest raczej karykaturą, aniżeli udoskonaloną opcją mitu wspinania się po szczeblach drabiny społecznej przez pomnażanie bogactwa.
Ostatnie, tytułowe opowiadanie „Nowy dowód”, napisane w roku 2017, czyli bardzo aktualne, jest historią profesora fizyki, który ulega czarowi młodej hinduskiej studentki. To oczarowanie kończy dosyć drastycznie jego karierę uniwersytecką i układ rodzinny. Fatalne zauroczenie jest wyreżyserowane i zaplanowane. Okazuje się, że aranżowane małżeństwa są w Indiach ciągle oczywistą oczywistością i jeśli się nie chce być ich ofiarą (tak, jak nie chciała tego wspomniana Hinduska), trzeba pozwolić się uwieść i zrobić ofiarę z zupełnie kogoś innego. Zaczyna się zatem policyjne dochodzenie, sprawa sądowa, rozpad małżeństwa i głęboka frustracja. Sytuacja jest mementami przedziwna i prowokuje do ferowania dosyć drastycznych sądów, z drugiej jednakowoż strony jest tak niejednoznaczna w swym skomplikowaniu, iż urasta nieomalże do manifestu w sprawie i ruchu „Me Too” ujawniającym skalę seksualnego molestowania kobiet we współczesnym społeczeństwie.
„Większość opowiadań z tomu łączą smutek typowy dla wieku średniego, apatia, brak nadziei. Jako całość książkę można odczytać, jako historię młodego mężczyzny, który idzie dalej przez kolejne etapy życia.” (za: Lubię pieniądze…)
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com