18 czerwca 2017

Udostępnij znajomym:

Żyjemy w trudnych dla planety czasach i każdy z nas musi dołożyć swą cegiełkę do poprawy jej samopoczucia. Jedni zbierają makulaturę, szkło i aluminium, inni sadzą drzewa, jeszcze inni nie jedzą produktów, których wytworzenie pochłania najwięcej energii i wody, na przykład mięsa. Są tacy, którzy produkują broń zabijającą w ekologiczny sposób. Nie mówię o łukach, nie. Mówię o wyposażeniu nowoczesnej armii. Im bogatsze i bardziej cywilizowane państwo, tym w większej zgodzie z naturą funkcjonuje jego wojsko. W krajach skandynawskich od kilku lat żołnierze otrzymują wyłącznie organiczną bieliznę. Podobno majtki z odnawialnego bambusa wyhodowanego bez udziału pestycydów podobnie chronią tyłek jak te tradycyjne, ale dają zatrudnienie większej liczbie osób, nie wpływają na niszczenie lasów i pozostawiają czyste sumienie. No cóż, bielizna jeszcze nigdy nie przesądziła o wyniku wojny, więc przejdę do sedna tematu.

Zacznijmy od zielonej amunicji. Zabrzmi to jak okrutny żart, ale nazywana jest też ekologiczną lub po prostu... zdrową. Jest coś takiego i to od wielu lat. Pozbawiona ołowiu i zawierająca nieco zmienioną mieszankę wybuchową. Ołów jest trujący i chodzi chyba o to, by ludzie ugodzeni takim nabojem nie umarli po raz drugi wiele lat później w wyniku zatrucia metalami ciężkimi. Mieszanka wybuchowa z kolei wydziela mniej szkodliwych gazów. Zdrowszy jest strzelający żołnierz i jego najbliższe otoczenie. Wyobraźmy sobie takiego snajpera zanurzonego po czubek głowy w trawie, która może być gatunkiem chronionym. Może żyją na tej trawie jakieś zagrożone wyginięciem robaczki. Nowoczesne armie świata nie chcą przykładać ręki do zagłady środowiska. Ludzi tak. Przyrody nie.

Należy być uczciwym i jednak wspomnieć, że pozbawione ołowiu są na razie wyłącznie naboje ćwiczebne. Zwłaszcza, jeśli poligon położony jest lokalnie, w kraju i na nieszczęście blisko rezerwatu. Faktycznie chodzi o tę szkodliwość ołowiu, który leży w ziemi latami, zatruwa wody głębinowe i sączy truciznę do kranów. Kiedy wybuchła afera w miasteczku Flynn pierwsze podejrzenia padły na armię. Ta jednak szybko wskazała, że żadnych poligonów w okolicy nie ma. Okazało się, że winne były jednak stare wodociągi... Do boju zabiera się już tradycyjny, podwójnie morderczy sprzęt. Podobnie na ćwiczenia na pełnym morzu, czy w innych krajach.

Wspomniałem o gazach wydzielających się podczas wybuchu różnych materiałów. Poza pociskami do karabinów inne mieszanki wykorzystywane są też od kilku lat w granatach. Pomysłodawcy doszli do wniosku, że w czasie walk podczas wietrznej pogody pozostały po wybuchu dym mógłby niebezpiecznie zbliżyć się do rejonów cywilnych. Na przykład placu zabaw dla dzieci. Stąd te zmiany. Jakkolwiek idiotycznie to nie brzmi, jest faktem. Ekologiczne materiały wybuchowe istnieją i cieszą się rosnącą popularnością.

Wojsko na tym nie poprzestaje. Na przykład pociski odrzutowe wszelkiego rodzaju, zwłaszcza ziemia – ziemia oraz ziemia – powietrze są cichsze. Z jednej strony pozwala im to niezauważenie podlecieć bliżej wroga, z drugiej armia nie popada w konflikt z lokalnymi prawami dotyczącymi hałasu. Mieszkamy wszyscy w okolicy dwóch wielkich lotnisk i wiemy, jak nieprzyjemne mogą być pomruki maszyn latających. Dzięki pomysłowości konstruktorów nie musimy się przynajmniej martwić hałasem rakiet balistycznych. Usłyszymy w ostatniej chwili tylko cichy gwizd...

Szczytem idiotyzmu jest chyba próba stworzenia niskoemisyjnych pojazdów bojowych. Nie wiem, czy to nie żart, ale w kilku poważnych czasopismach poświęconych uzbrojeniu i militariom pojawiła się w ostatnich latach seria artykułów na temat wykorzystania silników hybrydowych i elektrycznych na polu walki. Z jednej strony rozumiem. Pojazd taki często godzinami stoi w miejscu gotowy do akcji. Gotowość oznacza włączony silnik i rękę na spuście. Jest głośno, spala się drogą ropę, do tego zatruwa środowisko. A gdyby tak zrobić z Hummera lub czołgu hybrydę? Czemu nie! Podobno najbardziej zaawansowane prace prowadzone są w brytyjskim BAE Systems. Pewnie im się uda, bo stworzyli już wiele samolotów bojowych, okrętów, pojazdów, pocisków i rakiet. Silnik elektryczny w czołgu to dla nich pestka.

Musimy zdawać sobie sprawę, iż dla przemysłu militarnego myślenie w kategoriach ekologicznych musi być bardzo bolesne. Dlatego tym bardziej cieszy, że tak dbają o nas, mieszkańców Ziemi, przyszłość naszych dzieci i wnuków. Te wszystkie innowacje technologiczne pozwolą opóźnić proces nagrzewania klimatu i może właśnie dzięki nim, armiom cywilizowanego świata, za 50 lat nie w środę na godzinę przed północą, ale w czwartek o piątej rano zniknie pod wodą ostatni kawałek lądu. A decydujące o losach świata i wojska rządy różnych państw jeśli już mają kogoś zabijać, to mogą to przecież uczynić w sposób ekologiczny.

Już chwilę temu, bo w 2005 roku w ofercie firm produkujących wyposażenie militarne i broń pojawiła się pierwsza oferta pocisków bezołowiowych. W materiałach reklamowych, które dopiero niedawno wyciekły do internetu znajduje się jedno zdanie mogące posłużyć jako podsumowanie tematu: „(...) Usunięcie ołowiu z pocisków poprawia bezpieczeństwo. Ołów jest bowiem substancją wysoce toksyczną, szkodliwą dla ludzi (...)”. Taaaaak?! Czyli naboje bezołowiowe są bezpieczne? Nie wiem już sam... śmiać się, czy płakać.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor