----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

05 marca 2025

Udostępnij znajomym:

Wznowienie Elegii dla bidoków, J. D. Vance’a to okazja do prześledzenia głównych wątków tej rodzinnej historii w nowym kontekście. Autor już nie jest (albo tylko nam się tak wydaje) jednym z bidoków, autor jest teraz wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych! Czy rzeczywiście? Czy można przestać być bidokiem? Jak mówi starosłowiańskie przysłowie: możesz wyjść z bidoctwa, ale bidoctwo nigdy nie wyjdzie z ciebie – i trudno Prasłowianom odmówić przenikliwości.

Książka niesie ze sobą opis pasa rdzy, Ameryki kiedyś zasobnej, teraz porzuconej i odrzuconej, zostawionej samej sobie. Trudno więc się dziwić, iż utopijne hasła wyborcze idealnie wpisały się w tęsknoty za lepszym, zaprzeszłym życiem ludzi wyrzuconych na boczny tor w rozwoju kraju. Nikomu niepotrzebni pracownicy hut, kopalń, stalowni w Kentucky i Pensylwanii, czy też fabryk samochodów w Detroit zostali na lodzie, a tak naprawdę na łasce pomocy społecznej, bonów żywnościowych, dotowanych mieszkań i braku perspektyw – jednym słowem witamy w świecie totalnego globalizmu, w którym liczy się tylko i wyłącznie kreowanie zysku za wszelką cenę.

Bidocy uciekają w alkoholizm, narkotyki i przemoc wobec innych oraz swych bliskich. W ogromnej liczbie są bezrobotni. Nie mają żadnej motywacji do ucieczki z zaklętego kręgu niemocy z tej prostej przyczyny, że wszyscy wokół nich są, mniej więcej, w podobnej sytuacji. Zniknęła motywacja do działania. Wszyscy mają to samo, wszyscy jedzą to samo, kupują to samo, chodzą do tej samej marnej szkoły i żyją podobnie, czyli nijak.

Rodzina J.D. Vance’a nosi wszystkie cechy takiego toksycznego układu społecznego. Matka uzależniona od leków kończy swe podróże w poszukiwaniu szczęścia jako heroinistka. Ponieważ wychodzi za mąż i rozwodzi się z częstotliwością zmian pór roku, J.D. ma do czynienia z nieokreśloną bliżej ilością tatusiów, a jest to liczba naprawdę imponująca. Jakby tego było mało, musi się zmagać z przemocą dorosłych, która nigdy nie pozwala mu się czuć bezpiecznie we własnym domu. Nieustanne, często okrutne, rękoczyny i regularne domowe rozróby powodowały, że rozwijanie zdolności, których miał sporo, czy nawet zwykłe odrabianie zadań domowych, było po prostu niemożliwe.

J.D. Vance przy końcu swej biograficznej opowieści konstatuje, iż jego droga życiowa byłaby zupełnie inna, gdyby nie dziadkowie, którym swą książkę dedykuje i którzy się nim zajmowali, do których domu zawsze mógł uciec, gdy w jego własnym toczyły się walki między dorosłymi, gdy nie miał, co jeść, albo gdzie się uczyć. 

„Czemu nasza sąsiadka nie odeszła od tego brutalnego typa? Czemu wydawała pieniądze na narkotyki? Dlaczego nie dostrzegła, że własnym zachowaniem niszczy psychikę córki? Czemu to wszystko działo się nie tylko z naszą sąsiadką, ale też z moja mamą? Minęły lata, nim dowiedziałem się, że problemów bidoków w nowoczesnych Stanach Zjednoczonych nie jest w stanie w pełni wyjaśnić jedna książka, jeden ekspert ani nawet jedna dyscyplina naukowa. Nasza elegia ma podłoże socjologiczne, to prawda, ale dotyczy także kwestii psychologii, społeczności, kultury, wiary”. (s.179/180)

Elegia dla bidoków, to rzecz nie tylko o ogólnej, bo powszechnej, sytuacji mieszkańców pasa rdzy, to przede wszystkim opowieść J.D. Vance’a o sobie. Kiedy jego książka ukazała się po raz pierwszy w 2016 roku (wydania polskie 2018 i 2025), był walczącym demokratą, co jest dosyć oczywiste. Najdelikatniej mówiąc nie przepadał za Donaldem Trumpem i określał go nie tylko jednoznacznie, ale też drastycznie. W końcu porównywanie kogoś do wodza Trzeciej Rzeszy nie jest ani w dobrym tonie, ani też niczego nie wyjaśnia. Jest retorycznie prostackie i wyświechtane. Aż tu nagle niespodzianka – J.D. Vance na wiceprezydenta i czyjego prezydenta? Donalda Trumpa. No proszę, są rzeczy na świecie, które nawet filozofom się nie śniły, a już na pewno nie czytelnikom Elegii dla bidoków. I nic by w tym kontrowersyjnego nie było, bo ponoć tylko krowa nie zmienia poglądów, aczkolwiek nie mamy żadnych badań na ten temat, to jednak jest w tym całym układzie coś niepokojącego. Co to jest? Brak myślenia w specyficznym wymiarze – brak myślenia historycznego. Widać to już w Elegii, w której mamy wprawdzie mnóstwo odwołań do różnych projektów badawczych określających kondycję społeczną ludzi pasa rdzy, ale nie ma tam nawet cienia historycznych uwarunkowań obecnej sytuacji. J.D. Vance jest historycznie obojętny i widać to dramatycznie i drastycznie w jego wypowiedziach oraz wypowiedziach tych, których działania firmuje swoim nazwiskiem. Skandaliczne insynuacje wobec Ukraińców, Ukrainy i wojny, która się tam toczy wyraźnie obnaża brak świadomości wydarzeń, które sprowadziły niewyobrażalne cierpienia na ten naród, żeby wspomnieć tylko o wielkim głodzie czasów stalinowskich - co szczegółowo opracowała, między innymi, Ann Applebaum, w monumentalnym dziele Czerwony głód. Miliony ofiar nie umarło z powodu nieurodzaju, ale politycznych i ideologicznych decyzji Kremla. Podobnie ma się przecież sytuacja Polaków, tragicznie dotkniętych decyzjami Stalina. To rzecz oczywista dla krajów Europy Wschodniej czy Środkowej, gdzie historia wpisana jest w krwioobieg narodowy. Nikt nie ma złudzeń, co do zamiarów Kremla, ale J.D. Vance ma. Czy to cynizm czy oportunizm? Prawdopodobnie wszystko razem. 

„Wybierając Vance’a, Trump zbliżył się jak tylko mógł do wybrania siebie samego” – skomentował konserwatywny publicysta „Washington Post” Jim Geraghty. […] Ryzykiem dla Trumpa miały być poglądy Vance’a na aborcję. W 2019 r. polityk przeszedł na katolicyzm i jest jednym z najbardziej stanowczych przeciwników przerywania ciąży, choć niedawno złagodził stanowisko, popierając pozycję Trumpa, że sprawę należy pozostawić w gestii stanów.

Choć swoją fortunę zbudował w świecie finansów jako protegowany kontrowersyjnego prawicowo-libertariańskiego miliardera Petera Thiela, który ufundował jego kampanię do Senatu, Vance jest jednym z największych krytyków globalizmu, wolnego handlu i wielkich korporacji oraz trybunem ludowym broniącym pomocy państwa, protekcjonizmu i polityki prorodzinnej. Przedstawiając Vance’a podczas konwencji wyborczej Republikanów w Milwaukee, kandydat partii do Senatu z Ohio Bernie Moreno podkreślił, że podobnie jak Trump, będzie on dbał o „zapomnianych Amerykanów”. (za: Oskar Górzyński, w: Nowy Dziennik)

Szkoda jednakowoż, że ta dbałość nie rozciąga się na tych, którzy giną z rąk Rosjan, broniąc Ukrainy i Europy przed rosyjskim agresorem. To już widocznie wykracza poza sposób myślenia o świecie człowieka wychowanego w Middletown. 

Wszystkie cytaty za: J. D. Vance, Elegia dla bidoków, przeł. Tomasz S. Gałązka, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2018, s. 304

Zbyszek Kruczalak 
www.domksiazki.com

 

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor