28 stycznia 2018

Udostępnij znajomym:

Jeśli chodzi o nowości filmowe, to jestem chyba ostatnią osobą, z którą można by na ten temat porozmawiać. Zależnie od gatunku, moje opóźnienia sięgają kilku lub kilkunastu lat. Czasami zdarzy się, że jakiś bardzo wyjątkowy obraz zostanie mi podsunięty pod nos (musisz, nie możesz nie znać, nie wypada) i wtedy zapoznaję się z produkcją, o której od dawna mówi cały świat. Lub niewielkie środowisko. Bardzo często są to naprawdę ciekawe filmy i zwykle nie żałuję poświęconego na nie czasu. Bo moje opóźnienia nie wynikają z niechęci do sztuki filmowej, tylko są raczej wynikiem braku organizacji na co dzień, co skutkuje poważnym deficytem wolnych chwil. To w ogóle temat na osobne spotkanie, bo podejrzewam, że nie tylko ja miewam takie problemy, a warto by je wspólnie jakoś rozwiązać.

Wracając do filmów, to kilka dni temu absolutnie przypadkowo, nie szukając, nie słuchając poleceń, po prostu klikając kanałami w telewizorze, trafiłem na sławny film z ubiegłego roku. Sławny, bo jego reklamy przez kilka miesięcy straszyły z każdego przystanku autobusowego i gazet, a także na siłę wdzierały nam się na ekrany komputerów i telefonów. Sławny, bo podobno pierwszy tego typu. Sławny również z innego powodu, suchej nitki nie zostawili na nim krytycy.

Zrozumiałe więc chyba, że do tej pory go nie widziałem, nawet nie miałem takiego zamiaru, bo nie zachęciły mnie ani plakaty, ani krytycy. Akcja filmu rozgrywa się w telefonie komórkowym, bohaterami są emoticony, czyli te wszystkie mordki i znaczki pomagające nam wyrażać emocje w wysyłanym tekście, które mieszkają w mieście Textopolis. Wydawać by się mogło, że to kolejna typowa produkcja rysunkowa dla dzieci. O nie... Nie taka zwykła i nie dla wszystkich dzieci.

Po pierwsze, jednym z bohaterów jest emoticon o nazwie Kupa. Wygląda jak kupa, jest brązowy, zakręcony w kształcie stożka. To jednak nic, bo głosu tej bajkowej postaci użycza sir Patrick Stewart, brytyjski aktor znany głównie z serialu Star Trek i serii X-Men. Wiadomo, ktoś musi dać głos rysunkowym bohaterom, im bardziej znany aktor, tym lepiej dla produkcji. Ale czy głosu Kupie musi użyczać akurat człowiek odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego? Robi to świetnie, muszę przyznać, każde zdanie przez niego wypowiedziane nawiązuje do kupy treścią i brzmieniem. Gratulacje, teraz Stewart może sobie obok orderu otrzymanego od Królowej powiesić na ścianie zdjęcie swego filmowego wcielenia. Poza tym wszystkie dzieci w filmie są jakieś głupawe. Nie ma ich wiele, nie grają zbyt istotnych ról. Jednak te kilka fragmentów wskazuje, że młody człowiek w dzisiejszych czasach nie potrafi się porozumiewać z rówieśnikami bez pomocy telefonu i emoticonów, z trudem buduje zdania i kompletnie nie ma pojęcia, jak nawiązać kontakt z płcią przeciwną. Ale tu chodzi o Emoticony reprezentujące w filmie nas, ludzi. Wychodzi na to, że wszyscy jesteśmy inni i zaprogramowani na swój sposób. Mamy przylepiony do twarzy uśmiech, smutek, strach lub tysiąc innych uczuć. Film mówi, że nie warto z tym walczyć. Tak ma być i koniec. Tylko jedna postać w filmie chce to zmienić i wyrażać różne. Nie wiem, czy się jej to udało, nie wytrwałem do końca, mam jednak nadzieję, że skończyło się dobrze.

Nie, nie był to najgorszy film, jaki w życiu oglądałem. Zrobiony z wykorzystaniem najnowszej techniki, znanych głosów, mógł się niektórym podobać. Zwłaszcza dzieciom, bo już dawno przekonałem się, że gusta starszych i młodszych bardzo się różnią. Dlatego zarobił kilkaset milionów. Lubię kreskówki, uważam że zwykle przekazują fajne treści w nietypowy sposób. Jednak ta obejrzana kilka dni temu do takich się nie zalicza. Zmarnowana godzina życia. Niestety, nie pierwsza. W przeszłości zdarzyło mi się kilkukrotnie wyjść z kina już po 20 minutach. Choćby z Kung Pow, o którym wiedziałem, że jest parodią filmów o wschodnich sztukach walki, wiedziałem, że nie należy spodziewać się wiele, ale beznadzieja na ekranie mnie przerosła. Lata temu na własne nieszczęście obejrzałem film pt. Jack Frost. Miał być horror, była komedia. Śniegowy bałwan z domieszką DNA mordercy dokonywał zbrodni na niewinnych ludziach. Bałwan. Z filmów polskich, które od lata staram się wyrzucić z pamięci i wciąż mi się to nie udaje, podam jako przykład Operację koza. Ależ to był beznadziejny film. Bajka o emoticonach to przy nim kandydat do Oskara, a nawet kilku.

Jednak to nie słabe filmy pożerają najwięcej czasu, ale seriale. Wiemy o tym. Nawet te najlepsze zabierają mnóstwo czasu, choć przynajmniej w zamian dostarczają rozrywki. Zanim jednak na coś wartego obejrzenia trafimy, zwykle klikamy pilotem przez kilka chwil. Ktoś kiedyś postanowił sprawdzić, jak często. Przeprowadzono dość szczegółowe badanie i okazało się, że przeciętny Amerykanin klika kanałami w tv średnio 23 minuty dziennie. Do klikania zaliczamy też przeszukiwanie Netflixa i innych aplikacji filmowych. Te 23 minuty stanowią 15 proc. czasu, jaki statystyczny mieszkaniec USA ogląda telewizję każdego dnia – 129 minut. Biorąc pod uwagę średnią długość życia wychodzi nam, że przez 1.3 roku klikamy kanałami przed odbiornikiem telewizyjnym lub sprawdzamy co można obejrzeć w internecie. Może jeszcze raz, by się utrwaliło. Ponad rok życia. Jeśli dołożymy teraz do tego filmy, których oglądanie powinniśmy przerwać po kilku minutach...

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor