Nadejście zimy prawie zbiegło się w tym roku z jej wystąpieniem w kalendarzu, a także ze świętami. Prawie. Pisząc to w czwartek późnym wieczorem wciąż czekam na zamieć, którą od 3 dni zapowiadają meteorolodzy. Być może przyjdzie jeszcze w nocy lub w piątek. Jak nie przyjdzie, to w przyszłym roku w ramach prostowania nazewniczych zawiłości określenie meteorolog będzie dotyczyło ludzi badających meteory. Do przepowiadania pogody przywróceni zostaną Indianie i górale.
Muszę jednak uczciwie przyznać, że choć śniegu jeszcze zbyt dużo nie ma, to zapowiadane mrozy już są. Kilka minut na zewnątrz sprawiło, że zaczęły mi wypadać rzęsy i pękać szkliwo na zębach. Pociesza mnie informacja, iż w Południowej Dakocie temperatura spadła o 37 stopni w ciągu... 15 minut, a w Kolorado o ponad 40 w godzinę. U nas większość zdążyła wrócić z pracy, zrobić obiad, zjeść go i jeszcze przygotować co najmniej 3 z 12 potraw na święta, zanim zrobiło się zimno.
Tak więc przepowiednie częściowo spełnione i nie musimy polegać na słowach specjalistów, mówiących o kątach padania promieni słonecznych, osiach, przechyłach i obrotach ciał niebieskich, by zauważyć zmieniającą się porę roku.
Mamy zimę, wyjątkowo pojawiła się punktualnie i z przytupem, tradycyjnie przynosząc dary. Oczywiście na razie nie wiemy jeszcze jakie, musimy poczekać. Może będzie to wielka zaspa blokująca nam drzwi wejściowe. Może kilkumetrowe sople, wczepione w wygięte i cierpiące w milczeniu rynny. Niektórzy, tradycyjnie, będą starali się ich pozbyć. Sopli oczywiście, nie rynien. Spadając z oblodzonej drabiny lub dachu niektórzy pewnie otrzymają w prezencie od zimy złamaną nogę lub pęknięty obojczyk.
Zima przynosi zawsze w prezencie nieco wyższe rachunki. Za gaz, prąd, benzynę i upominki. Wszystkiego zużywa się trochę więcej, gdy za oknami mróz i w domu choinka, a w tym roku za sprawą niespokojnego świata będzie jeszcze gorzej. Niby jesteśmy przyzwyczajeni, bo jakby nie było niepokojów na świecie, to dostawcy gazu i prądu znaleźliby inny pretekst do podwyżek.
Na nadejście ostrej zimy tym razem przygotował się cały kraj. W stacjach telewizyjnych na południu, gdzie też będzie nieco chłodniej, gotowe są puchowe kurtki i futrzane kapturki na mikrofon. To niezbędne elementy dobrego reportażu grozy, opisującego atak zimy w mieście. Ludzie umiarkowanego klimatu sprawdzili opony i hamulce w samochodach, poukładali w szafie ubrania pod kątem właściwości termicznych, uszczelnili okna i drzwi, zebrali opał i kupili kremy natłuszczające.
Te przygotowania bledną jednak przy Kalifornii. Tam też mają miejsce - od połowy lata każdego roku - i dotyczą głównie odzieży. Zaczynają tam dominować już kolory zimowe - zwłaszcza gdy chodzi o podkoszulki i krótkie spodenki. Stroje kąpielowe mają zimowe wzorki, na przykład płatki śniegu umieszczone w strategicznych miejscach. Jeśli naprawdę zrobi się zimno, czyli temperatura zbliży się do 60°F, specjaliści od mody polecają cienkie bezrękawniki. W ramach celebrowania najchłodniejszej pory roku, jakaś lokalna firma z San Diego wypuszcza co roku na rynek plastikowe butelki na wodę w kształcie termosu. Bywalcy plaży mogą więc pokazać innym jej bywalcom, jak bardzo są trendy. W sklepach sportowych pojawił się hit sezonu, czyli rękawiczki dla rowerzystów. Bez palców z niewielkim rzepem na przegubie, ale na zewnątrz przyszyte mają kępki sztucznego futerka. W ramach grudniowej promocji.
Zapoznając się z przygotowaniami u innych, może pojawić się u nas ukłucie zazdrości. Na przykład podczas oglądania filmiku z dekorowania świątecznej palmy na Florydzie. Kilka roześmianych osób skacze wokół drzewka, każdy w jednej dłoni trzyma butelkę z piwem, drugą podaje sznur światełek i cieszy się z jakiegoś powodu...
U nas to bardziej tradycyjnie jest: czapka, szalik, grube buty, rękawiczki i zimna, metalowa drabina. Po godzinie okazuje się, że połowa sznura nie świeci, zgubiły się gdzieś klipsy mocujące do rynien, do tego przedłużacz przegryzły przecież minionej zimy wiewiórki. Dwie przerwy na gorącą herbatę i cztery wycieczki do sklepu później wszystko działa, ale ciekawego filmu z tego nikt raczej nie nakręci. Chyba grozy.
Zima potrafi być piękna, zwłaszcza na zdjęciach oglądanych latem. Albo podczas pobytu w górach. Mogą być narty, byle nie za długo. Słoneczny, niezbyt mroźny dzień po opadach świeżego śniegu jest magiczny. Jednak na co dzień zima kojarzy się z krótkim dniem, korkami na ulicach, wymianą akumulatora, grypą, katarem, odśnieżaniem, brakiem witamin i okresową depresją. Dlatego uszczelniamy okna i drzwi, by nam nieproszona nie wpakowała się do domu, nie odbieramy od niej telefonów i nie czytamy jej listów. Niech posiedzi chwilę w okolicy, obrazi się i pójdzie sobie, choćby do Kalifornii. Są na nią gotowi.
I tak trochę zazdroszcząc słońca innym, trochę ciesząc się śniegiem i mrozem, za kilka dni zapomnimy, że były święta. Korzystajmy więc z nich póki są, robiąc to, co sprawia nam przyjemność i przebywając w towarzystwie tych, z którymi chcemy. Nic na siłę, jak mówi jeden z artykułów w tym wydaniu Monitora. Tego nam życzę.
Wesołych Świąt