To takie proste: trzeba skrzyknąć gromadę znajomych, wsiąść do samochodów, dojechać na miejsce, wyjść na piasek i byczyć się cały dzień. Jedyne, co należy zabrać ze sobą, to stroje kąpielowe, okulary i krem przeciwsłoneczny.
Właściwie kilka, bo każdy ma inną karnację i inne potrzeby. Oczywiście ręcznik. Po jednym dla każdego. Chyba, że ktoś lubi opalać się na ręczniku, to wtedy dwa, by zabrudzonego piaskiem nie używać do osuszania ciała po kąpieli. Coś jeszcze?
(dzwonek telefonu)
- Tak?
- Macie ekstra leżaczek? Bo nam jeden się zepsuł.
- Mamy
- To weźcie dla nas, dzięki.
No przecież nie będziemy targać leżaczka tylko dla znajomych, sobie też weźmiemy. Co się będziemy męczyć na ręczniku. Żaden problem, w samochodzie jest sporo miejsca.
Dzieci jakie są, każdy wie. Szybko się nudzą. Te małe i te większe. By dorośli mieli chwilę dla siebie, trzeba pomyśleć o dodatkowych dla nich rozrywkach poza kąpielą. Na stosiku rzeczy do zabrania lądują więc: duża piłka dmuchana, mniejsza siatkowa, rakietki do badmintona, zestaw do budowania zamków na plaży - wiaderko, łopatka, grabki i sitko do przeczesywania piachu w poszukiwaniu muszelek. Nie mam serca dzieciom powiedzieć, że nad jeziorem w naszej okolicy muszelek raczej nie znajdą. Jeśli coś znajdą, na pewno nie będą to muszelki…
(dzwonek telefonu)
- Tak?
- Słuchaj, nie wyrwiemy się na jakieś rybki po południu? Podobno tam obok jest nawet fajne miejsce.
- Nie planowałem, przyznam.
- Stary, no przecież nie będziemy się smażyć cały dzień na słońcu…
- Pewnie chcesz, bym wziął wędki dla nas obydwu?
- No tak!
Na rosnącej kupce pakunków lądują więc wędziska i pudło z przynętami. Duże pudło…
A skoro tak, to zmieszczą się też napoje, dla dorosłych i dzieci. Oczywiście trzeba zabrać przenośną lodówkę.
By nie przerywać pobytu na plaży poszukiwaniem prowiantu przyda się jakaś kanapka lub dwie. A ponieważ nie jesteśmy już nastolatkami, to zwykła bułka z masłem nie wystarczy. Trzeba jakąś sałatkę przygotować, ogóreczek, pomidorek i inne zdrowe składniki. Dziecko tego nie zje, więc też coś odpowiedniego dla jego wieku.
(dzwonek telefonu)
- Tak?
- Chyba weźmiemy mały grill, masz może węgiel?
- Mam.
- To weź. Jeszcze ten płyn do rozpalania, ok?
- Ok.
Skoro tak, to trzeba się wybrać do sklepu. Głupio byłoby rozpalić grilla i nie mieć co na niego wrzucić. Potrzebne też będą talerzyki, sztućce i serwetki. By spożyć taki posiłek w miarę wygodnie może zabrać rozkładany stolik?
Dorośli jakoś dadzą sobie radę, dzieci jednak potrzebują ucieczki przed słońcem. Więc obok rosnącej sterty niezbędnych przedmiotów pojawił się parasol. Plażowy. Zaledwie 8 stóp średnicy. To za mało, by dać schronienie czwórce dorosłych i trójce dzieci. Z garażowych otchłani wyciągnięte zostaje więc pokaźnych rozmiarów rozkładane gazebo. Nieużywane od lat, bo sporo z tym roboty. Gorzej niż z namiotem wysokogórskim.
Reszta to pestka. Dla dzieci do pływania jakieś materace i koła dmuchane, dla dorosłych nieco większe. Kilka paczek chipsów i innych plażowych przekąsek na te dwie godziny przed rozpaleniem grilla.
(dzwonek telefonu)
- Tak?
- Słuchaj, trzeba wziąć miętę.
- Po cholerę wam mięta?
- Do mojito oczywiście! I dużo lodu!
Tym razem po zakończeniu rozmowy wpatrywałem się przez chwilę w telefon i przenosząc wzrok na zebrane rzeczy wymyślałem możliwe powody odwołania wyjazdu. Zdusiłem te myśli, bo przecież nie chodzi tylko o mnie. Poza tym skoro tyle pracy włożyliśmy w przygotowania…
Po upchaniu wszystkiego zostało akurat tyle miejsca, by wrzucić coś do czytania, ładowarkę do telefonu i kilka innych, niezbędnych drobiazgów, choćby płyn na komary, bo przecież zaatakować mogą zawsze i wszędzie.
Wyjazd nastąpił z dwugodzinnym opóźnieniem, przystanek w sklepie zabrał kolejną, do tego trafiliśmy na korek dojeżdżając do plaży i co najmniej kwadrans szukaliśmy parkingu. Pół godziny trwało noszenie i rozkładanie wszystkiego na miejscu.
Zbliżała się 2 po południu, gdy pierwszy raz zanurzyłem stopy w wodzie. Nie zanurzyłem nic więcej, bo w tym momencie najmłodsza część wycieczki głośnym jazgotem zasygnalizowała nadchodzący głód. Po posiłku i krótkiej kąpieli starsze dzieci zasiadły w gazebo z telefonami i tabletami w dłoniach kompletnie ignorując piłki, latawce, materace dmuchane i inne artykuły plażowe. Najmłodszy wył, bo nie zabraliśmy na plażę żółtej wywrotki. Komary cięły nie zważając na obecność na skórze środka DEET. Po prawej wył jakiś głośnik podłączony do telefonu, po lewej szczekał pies. Odpowiedniego na ryby miejsca nie było.
Przypomniałem sobie beztroskie lata, gdy wystarczyły kąpielówki, okulary przeciwsłoneczne i jeden ręcznik. Albo nawet bez...
Miłego weekendu.
p.s. Opisany wyjazd nigdy nie miał miejsca. Słowo. Jest całkowicie zmyślony. Nie moja wina, że się Darkowi z czymś kojarzy...
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.