Pewnie każdy rodzic obserwując swe pociechy zastanowi się czasem, co też z nich za ileś tam lat wyrośnie. Pomysłów mamy wiele, planów i marzeń też. Zapominamy jednak, iż sami często jeszcze nie osiągnęliśmy pełnoletności. Bo jak określić można ten moment, kiedy kończy się dzieciństwo i zaczyna dorosłość? Jest to jakaś dokładna data, identyczna dla każdego z nas? Może to moment, gdy porzucamy dziecięce zabawy i zaczynamy zajmować się poważnymi sprawami. W takim razie znam pewnego czterolatka, który lada chwila osiągnie dojrzałość.
Według prawa tego kraju pełnoletność osiągamy wraz z ukończeniem 18. roku życia. Wtedy możemy zaciągnąć pożyczkę, zginąć na wojnie, wstąpić w związek małżeński, posiadać własne dzieci.
Pić wciąż jeszcze nie możemy, bo na tyle społeczeństwo nam nie ufa. To dopiero od 21 lat. Czy w takim razie wraz z pierwszym legalnym drinkiem alkoholowym uzyskujemy dojrzałość? Chyba wciąż nie, bo musimy czekać kolejne 4 lata, by wypożyczyć samochód.
Również dopiero w wieku 25 lat możemy starać się o miejsce w Izbie Reprezentantów. Ale nie w Senacie. Tam przyjmują tylko po trzydziestce. Jeśli komuś marzy się prezydentura, to po spełnieniu wymogu urodzin w USA musi jeszcze upewnić się, że od tego wydarzenia minęło co najmniej 35 lat...
Wiemy doskonale, iż poza dojrzałością fizyczną wiek niczego nie gwarantuje. Bywa często, że na osiągnięcie dojrzałości emocjonalnej długo się czeka. Czasami nie przychodzi ona nigdy. Zróbcie test, zapytajcie bliskich o swą dojrzałość… pewnie co druga osoba wzniesie wzrok do nieba i szeptem powie: mam nadzieję, że to już niedługo...
Poza tym dzieciństwo od dorosłości niewiele się różni. Mamy tylko inne przyczyny tych samych problemów. W dzieciństwie spadliśmy z drzewa lub trzepaka, naderwaliśmy mięsień skacząc i biegając za piłką, przez nieuwagę spadliśmy z łóżka. Jako dorośli też odnosimy ciężkie kontuzje, gdy za długo siedzimy, mocniej kichniemy, lub zbyt długo leżymy. Ba, niekontrolowane ziewnięcie może spowodować wizytę w szpitalu.
Dorosłość i dojrzałość niekoniecznie oznaczają to samo. Można więc być dorosłym będąc niedojrzałym. To częsta kombinacja. Występuje u większości z nas. Ja wiem, że nie dorosłem do wielu rzeczy, choć na inne jest za późno. Zdaję sobie również sprawę, iż nie dojrzałem w pełni do pełnego koegzystowania ze społeczeństwem, choć to akurat może być kwestią wyboru. Na pewno niesamowicie emocjonalnie reaguję na pewne rzeczy, podczas gdy inne w ogóle mnie nie ruszają. Jestem natomiast przekonany, iż dzieciństwo zostawiamy za sobą wraz ze śmiercią bliskiej osoby. Nic później nie jest już takie samo, następuje przewartościowanie wielu składowych elementów życia.
Brytyjscy naukowcy po żmudnych badaniach doszli do wniosku, że dopiero po 30. roku życia nabieramy dorosłych cech osobniczych. Podobno wciąż zachodzące wcześniej w mózgu zmiany świadczą o niedojrzałości. Dlatego najgłupsze pomysły mamy przed 30-tką, dlatego niemal wszystkie nałogi mają swe korzenie w pierwszych 3 dekadach naszego życia. Poza tym zwykle tak około 30-tki zaczynamy z niepokojem zauważać, iż upodabniamy się do swoich rodziców. To nie żart. Ponad połowa kobiet biorących udział w badaniu poświęconemu temu zagadnieniu przyznała, iż w wieku 33 lat zaczynają zachowywać się jak ich matki, przestając tym samym imprezować, łamać zasady i generalnie buntować się przeciw... matkom. Mało tego, często oglądają podobne programy w telewizji, podobnie gotują, używają tych samych określeń i słów.
Mężczyźni zamieniają się w swych ojców tylko troszeczkę później, po 34 roku życia. Naukowo dowiedziono, iż podzielamy ich poglądy polityczne, gust dotyczący urody kobiecej, sposób wychowania dzieci.
Czy moment przeobrażenia się we własnych rodziców należy uznać za dorosłość? Może... A może moment, gdy zauważamy, iż nasze decyzje mają jakieś konsekwencje lub gdy stajemy się niezależni finansowo?
No więc pijemy alkohol, walczymy na wojnie, staramy się o miejsce w Kongresie, mamy własne dzieci, zarabiamy, wydajemy i zachowujemy się jak nasi rodzice. Czy już jesteśmy dorośli? Niektórzy twierdzą, że wciąż jeszcze nie. Według tych mądrali dorosłość pojawia się w momencie, gdy zaczynamy narzekać na młodzież. Na jej zachowanie, ubiór, rodzaj słuchanej muzyki, zwyczaje, itd. Nasza niechęć świadczy o silnym wstrzymaniu procesów poznawczych i potrzeby zmian. Będąc młodym wiemy, że zmiany są zawsze na lepsze. Będąc dorosłym, boimy się ich jak ognia. Natomiast kiedy użyjemy słów „Za moich czasów”, albo „Jak byłem w tym wieku”, to już możemy sobie dołek kopać. Dorosłości nie widać już nawet we wstecznym lusterku, bo prawdopodobnie jesteśmy w połowie trzeciego wieku.
Wiemy więc, że określony wiek nie czyni nas ani dorosłymi, ani dojrzałymi. Musi wystąpić jeszcze dojrzałość emocjonalna, psychiczna oraz społeczna. Według tej definicji niewielu z nas, wręcz nieliczni, może powiedzieć o sobie, że na pewno jest dorosłym. Osobiście nigdy bym się na to nie odważył, bo wciąż bywam impulsywny jak nastolatek, ciągle potrafię zareagować złością na niepowodzenia, zdarza mi się nawet winić innych za własne błędy. To, że zdaję sobie z tego sprawę – zwykle później - wcale mnie nie usprawiedliwia. Nie czyni też dorosłym.
To jak, do cholery, określić tę granicę? Nie wiem i chyba nie wie tego nikt. Wiem natomiast, że czuję się wciąż nieco większym chłopcem. Ciągle też nie wiem, kim chciałbym być jak w końcu dorosnę. Tak długo jak tego nie wiem, określanie granicy nie ma znaczenia.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.