17 grudnia 2017

Udostępnij znajomym:

Wraz ze spadkiem temperatury zaczynam spożywać nieprzyzwoite ilości gorących płynów. Pewnie nie tylko ja, bo w tym czasie wyraźnie wzrasta sprzedaż wszelkiego rodzaju herbat. W okolicach nowego roku, na krótką chwilę, palmę pierwszeństwa przejmują podgrzewane alkohole niskoprocentowe, po czym dość szybko wszystko wraca do normy.

Wydawać by się mogło, że największy problem sprawiać będzie wybór właściwego płynu. W końcu torebek z suszonym zielem w różnych odmianach jest wiele, za dużo wręcz. Jednak nie, zwykle od razu sięgam po to, na co mam w danej chwili ochotę. Natomiast dłuższą chwilę stoję przed otwartą szafką kuchenną i wpatruję się w kolekcję kubków...

Należę bowiem do tych, którzy mają swoje ulubione naczynia. Nie jedno, ale kilka. Właściwości kubka na gorącą herbatę mam dość precyzyjnie określone. Nie może być za mały, raczej ze wskazaniem na większy. Ścianki naczynia też muszą być grubsze, ale nie za bardzo, bo wtedy ceramika, glina, czy inny materiał w kilkadziesiąt sekund wysysa całe ciepło z herbaty. Zwykle trzymam się ciemniejszych kolorów i tonów, włączając w to napisy i rysunki, jeśli jakieś tam są. Bardzo ważnym elementem jest ucho. Ma być praktyczne, w miarę duże, a nie wygięte artystycznie uniemożliwiając normalny chwyt.

Pewnie ktoś już pomyślał, że mi się jakaś klepka poluzowała pod czaszką... Trudno. Z drugiej strony przekonany jestem, że należę do sporej grupy szurniętych w podobny sposób.

No więc stoję dziś przed tą szafką i wpatruję się w jej głębię. Od razu zauważyłem kilka kubków odpowiadających moim potrzebom, ale też kilka, które widzę od lat stojących dokładnie w tym samym miejscu.

Wśród nich przypominający receptę lekarską ze słowem „Kawa” wpisanym w miejscu zalecanego leku. Próbuję przypomnieć sobie skąd się tu wziął... Aaaa... kiedyś wydał mi się śmieszny i sam go kupiłem. Poczucie humoru najwyraźniej zmienia się z biegiem lat.

Inny krzyczy słowem „Gratulacje!”. Nie wiem już dziś za co, ale najwyraźniej ktoś uznał, że się należą.

Na jednym wieża Eiffla, jakiś kwiatek, niewyobrażalnie wygięta rączka. Dla mnie niepraktyczny, ale wiem już, że opinię tę mam zachować tylko dla siebie. Obok kolorowy z napisem Polinezja. Zastanowiłem się przez chwilę, czy ktoś z domowników kiedykolwiek był na jednej z wysp Oceanu Spokojnego. Nie. Więc po cholerę nam pamiątka z tego miejsca?

Jeden z ulubionych pochodzi z grabieży. Cały z metalu, emaliowany, biały, a na nim wizerunek motocykla WSK 175. To był pierwszy motocykl, jakim w życiu jechałem. Jako pasażer, bo miałem wtedy zaledwie kilka lat. Drugim był WSK Gil, na którym uczyłem się jeździć i wiecznie reperować silnik, a także robiłem prawo jazdy. Pomarańczowy oczywiście. Takich rzeczy się nie zapomina. Jakiś czas temu odwiedził nas w Chicago przyjaciel, który każdemu z paczki znajomych przywiózł jakiś upominek. Nieważne, co ja dostałem, ważne, że inny kumpel dostał ten właśnie kubek. Łypnąłem okiem z zazdrością. Po czym stał się cud!

- Wiesz, ja taki już mam – powiedział obdarowany kumpel. Trzeba przyznać, że w jego głosie słychać było skruchę i żal.

- Ale ja nie mam! – wykrzyknąłem i nie czekając na dalszy rozwój sytuacji chwyciłem kubek ze stołu, przytuliłem do piersi i nie oddałem już nikomu. Muszę przyznać ze wstydem, że w moim głosie słychać było triumf.

Pozwolono mi zatrzymać zdobycz, bo z wariatem się nie dyskutuje i zwykle mu ustępuje. Pochodzący z zuchwałego zagrabienia kubek służy mi dobrze, choć nie posiada ani jednej z wymaganych cech. Jest mały, biały, o kiepskich parametrach termicznych, ale jaki motocykl ma na obrazku!

Wśród zgromadzonych naczyń znajduje się jeden z napisem Warszawa. To prezent od koleżanki pochodzącej z tego miasta, której życiową misją było przekonanie wszystkich, że stolica to fajny gród nad Wisłą. Też tak uważam, więc zawsze w tym kubku dostaje herbatę kolega pochodzący z Krakowa.

Posiadałem kiedyś kubek z reklamą tytoniu, który dostałem w prezencie kupując zapalniczkę Zippo. Dawno to było. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego akurat na kubku firma reklamuje swoje wyroby. Używałem go do momentu, gdy ktoś zwrócił mi uwagę, że to reklama tytoniu do żucia, a kubek służy do spluwania. Fuj! Mimo że nikt nigdy nie splunął do niego, dalsze używanie go do parzenia herbaty było niemożliwe.

Oczywiście nie wymienię wszystkich, jest ich zbyt wiele. Wspomnę jeszcze o jednym, wielkim, czerwonym, z napisem „Wyluzuj i dalej do przodu”. Ma nawet silikonową przykrywkę, bo wypicie wszystkiego w czasie jednego posiedzenia jest niemożliwe. Też go lubię. Jedna herbata na cały dzień.

Podejrzewam, że w każdym niemal domu znajduje się taka kolekcja. Przepraszam, niewłaściwe słowo. Zbieranina będzie lepszym. Nie ma dwóch podobnych, każdy służy do czego innego, niektóre do niczego. Są z mądrymi napisami i rysunkami, głupimi, śmiesznymi. Te ulubione towarzyszą nam przez cały czas. W tym momencie obok mnie stoi czarno-bordowy z wisienką i napisem Door County. To miejsce, gdzie przez chwilę mieszkałem, do którego często wracam. Spełnia wszystkie wymagania, do tego przywołuje miłe wspomnienia. Czasami jakiś zbije się sam, czasem ktoś to zrobi celowo, bo to jedyny sposób na przypadkowe zrobienie miejsca w szafce. Jedno wiem, nie zamieniłbym tej zbieraniny na najwspanialszy nawet zestaw z porcelany. No chyba, że dostanę takie polecenie...  Na razie trzymam się zasady, że kubek musi mieć duszę i być wyjątkowy. A jeśli nie, to chociaż wygodne ucho.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor