----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

16 czerwca 2017

Udostępnij znajomym:

Elena Poniatowska wielką pisarką jest! I nie ma w tym stwierdzeniu cienia sarkazmu i ironii, który kładzie się na to zdanie w Ferdydurke. Elena Poniatowska po raz kolejny zachwyca niebywałą umiejętnością kreowania świata, którego już nie ma, i który powraca dzięki jej talentowi. Poniatowska jest mistrzynią w przywracaniu zapomnianego znaczenia.

Przypomnijmy o dwu poprzednich książkach tej autorki, o których wielokrotnie już pisałem. Pierwsza to zbiór wykreowanych, zupełnie fikcyjnych listów, które nigdy nie powstały w rzeczywistości, i które stanowią poruszające świadectwo boleśnie niespełnionej miłości Angeliny Pietrowny Biełowej do Diego Rivery. Wyrzucenie poza nawias narracyjny jakichkolwiek odautorskich uwag i komentarzy pozwala czytelnikowi na obcowanie z czystą świadomością kobiety uzależnionej od mężczyzny. W tym konkretnym przypadku jest to obsesja obezwładniająca świadomość kobiety artystki w toksycznej relacji ze świadomością mężczyzny artysty. „Kochany Diego, całuję cię Quiela” (Querido Diego, te abraza Qiela)  – bo o tym teście jest mowa - to z całą pewnością jedna z najlepszych literackich realizacji czy raczej jeden z najbardziej fascynujących zapisów świadomości uzależnionej uczuciowo, świadomości pogrążonej w niespełnionej miłości, toksycznej i pełnej pokornej rozpaczy, aż do samej głębi bólu istnienia.

Elena Poniatowska kreuje ten listowny zapis relacji między Biełową i Riverą w delikatnie naszkicowanym kontekście historycznym, który jest tylko ważny na tyle, na ile podkreśla dramat owej relacji (biedny i głodny Paryż zaraz po zakończeniu pierwszej wojny światowej), cała reszta jest skupiona wyłącznie na postaci Biełowej.

Nietrudno zauważyć, że Poniatowska jest zafascynowana kobietami związanymi z Diego Riverą. Ten znany z potężnej postury brzydal, miał w sobie niewytłumaczalny czar i magię, a kobiety kochały się w nim szaleńczo i bez miary. Trzeba przypomnieć, że Biełowa ostatecznie wyjeżdża z Francji do Meksyku i tworzy tam niezwykle ciekawe płótna, w dużej mierze inspirowane tym samym światłem i tymi samymi motywami, które były istotne dla Rivery.

Jak już kiedyś pisałem, w powszechnej świadomości kulturowej świata zaistniała jedynie Frida Kahlo, natomiast mało kto słyszał o Biełowej, czy drugiej żonie Rivery - Marii Guadelupe Marin Preciado. To właśnie tej ostatniej poświęciła swoją kolejną książkę Elena Poniatowska. Ta poruszająca biografia zatytułowana „Jedyna w swoim rodzaju” (Dos veces unica) pozwala nam dostrzec Riverę i świat jego przeżyć z zupełnie nieznanego dotąd punktu widzenia. Lupe Marin to przeciwieństwo łagodnej i cichej Biełowej, a także artystycznie oraz politycznie zaangażowanej Fridy. Co niezwykłe, Frida i Lupe znały się i były ze sobą w kontakcie. Ich doświadczenia pokazują, iż życie jest znacznie bardziej skomplikowane i niezwykłe, niż to się nam mogłoby wydawać.

Lupe Marin to kobieta o niespotykanym impecie życiowym, sile i potrzebie realizacji swoich postanowień z jednej strony, a drugiej to osobowość traumatyczna i głęboko pomieszana. Jej decyzje dotyczące dzieci czy relacja z drugim mężem mogą być wstrząsające dla czytelnika, który nie przepada za klinicznymi przypadkami z praktyki terapeutycznej doktora Zygmunta Freuda. Jest bowiem coś głęboko poruszającego w historii życia Lupity, która nigdy nie przepracowała traumy dzieciństwa, co być może przeniosło się na dramat bliskich jej osób, z którymi miała toksyczne relacje. Nie zmienia to jednak faktu, iż można się zastanawiać, czy właśnie ta nieugiętość w pielęgnowaniu swoich „szajb” i wszelakich freudyzmów nie uczyniła z niej kobiety ze stali, którą Rivera nie tylko jako jedyną poślubił w kościele, ale do tego wszystkiego prosił, by za niego wyszła ponownie, gdy zmarła Frida.

Historia Marii Guadelupe Marin Preciado wpisuje się w szereg tekstów Poniatowskiej skoncentrowanych na kobietach i skonstruowanych w formie reportażu, czy raczej reportażu fabularyzowanego.

Taka też jest kolejna opowieść Poniatowskiej, tym razem tylko częściowo związana z Meksykiem, a zatytułowana „Leonora”. Jak już pisałem, Poniatowska jest znakomitym obserwatorem i analitykiem kobiecych relacji z mężczyznami. Kobiety, którym poświęca swą literacką uwagę, to zawsze postaci wyjątkowe, nadzwyczajnie utalentowane, niezależne, pełne emocji, w każdym calu nadzwyczajne, bo nadzwyczajnie dalekie od wszelkiej formy banału istnienia. Angelina Biełowa, Lupe Martin i Leonora Carrington to trzy potężne osobowości, które pozwalają się interpretować autorce w jej bardzo specyficzny sposób. Portretuje je albo bezpośrednio (listy, pamiętniki, dzienniki), albo pośrednio, poprzez wspominania i świadectwa innych ludzi.

Przypomnijmy, że te biografie, czy raczej fabularyzowane opowieści biograficzne, w tle mają Meksyk. To właśnie ten kraj, ze swą wyjątkową kulturą, światłem, słońcem, tradycją, historią, zwyczajami, jedzeniem, kolorem nieba, językiem przyciągał i ciągle przyciąga osobowości tak nadzwyczajnie niebanalne, tak fascynujące jak Biełowa, Trocki, Bolano, Poniatowska, Carrington czy Marquez.

Historia Leonory Carrington wpisuje się doskonale w ten specyficzny rodzaj upodobań Poniatowskiej, gdy pisze ona o kobietach. Absolutnie niezależna, już od dzieciństwa samodzielna, totalna indywidualistka. Pochodziła z nadzwyczajnie bogatej rodziny irlandzkiej, dzięki czemu miała dostęp do tego, co najlepsze i najdroższe. Związana przez pewien czas z Maxem Ernstem weszła w krąg najciekawszych artystów epoki. Znała Dalego, Picassa, Bretona i Peggy Guggenheim. Podróżowała, tworzyła, poznawała nowych ludzi, nieustannie się rozwijała. Ostatecznie zamieszkała w Meksyku i może właśnie dlatego stała się inspiracją do kolejnego portretu literackiego, jaki naszkicowała Poniatowska w „Leonorze”.

Jak czytamy w redakcyjnej nocie:

„Kobieta nieposkromiona, niepokorny duch. Jako córce magnata tekstylnego pisany był jej los bogatej dziedziczki, jednak od dziecka wiedziała, że jest szczególna, potrafi dostrzec to, czego inni nie widzą, porozumieć się ze zwierzętami. Rzuciła wyzwanie społecznym konwenansom, rodzicom i nauczycielom, zerwała wszelkie religijne czy ideologiczne więzy z własnym środowiskiem, by zdobyć sobie prawo do wolności, osobistej i artystycznej. Leonora Carrington jest dziś legendą i najważniejszą malarką surrealistyczną, a jej fascynujące życie stało się pożywką dla naszych snów.

Obdarzona wybujałą fantazją i ekscentryczna jako dziecko, zbuntowana jako nastolatka, Leonora Carrington przeżyła swą najbardziej burzliwą historię miłosną z malarzem Maxem Ernstem. To z nim zanurzyła się w zamęcie surrealizmu, przyjaźniła się w Paryżu z Salvadorem Dalí, Marcelem Duchampem, Joanem Miró, André Bretonem czy Pablem Picassem; to z powodu Maxa postradała zmysły, kiedy trafił do obozu koncentracyjnego. Leonorę wysłano na leczenie do zakładu dla psychicznie chorych w Santander, skąd uciekła, by pod rękę z Peggy Guggenheim podbić Nowy Jork. Osiedliła się w Meksyku, gdzie w malarstwie i literaturze osiągnęła pełnię artystycznego wyrazu tworząc dzieła niepowtarzalne i wybitne.

Nie po raz pierwszy Elena Poniatowska opowiada nam, jak tylko ona to potrafi, o wyjątkowej kobiecie. Niezwykłe życie Leonory Carrington staje się pod jej piórem pasjonującą przygodą, krzykiem wolności i eleganckim szkicem na temat ruchów awangardowych z pierwszej połowy XX wieku. Elena Poniatowska pisze tak, jak mówi; pisząc, opowiada, a opowiadając uwodzi. Tak oto, na kanwie prawdziwej biografii rodzi się jedna z tych powieści, których, krótko mówiąc, nie możemy przeoczyć”.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor