22 grudnia 2015

Udostępnij znajomym:

W swoim wykładzie noblowskim Swietłana Aleksijewicz powiedziała:

"Zawsze mnie dręczyło, że prawda nie mieści się w jednym sercu, w jednym umyśle. Że jest jakaś rozdrobniona, jest jej wiele, jest rozmaita, rozsypana po świecie. U Dostojewskiego znajdziemy myśl, że ludzkość wie o sobie więcej, o wiele więcej, niż zdążyła utrwalić w literaturze. Co robię? Zbieram codzienność uczuć, myśli, słów. Zbieram życie swojego czasu. Interesuje mnie historia duszy. To, co pomija wielka historia, to czym zazwyczaj gardzi. Zajmuję się przeoczoną historią. Niejednokrotnie słyszałam, że to nie jest literatura, że to dokument. A czym jest dzisiaj literatura? Kto odpowie na to pytanie? Żyjemy szybciej niż kiedyś. Treść rozrywa formę. Łamie ją i zmienia. Wszystko występuje ze swoich brzegów – i muzyka, i malarstwo, więc i w dokumencie słowo wyrywa się poza jego granice. Nie ma granicy między faktem a zmyśleniem, jedno przechodzi w drugie. Nawet świadek nie jest bezstronny. Opowiadając, człowiek tworzy, walczy z czasem, jak rzeźbiarz z marmurem. Jest aktorem i twórcą.

Interesuje mnie mały człowiek. Powiedziałabym: mały wielki człowiek, ponieważ cierpienia go powiększają. On sam w moich książkach opowiada swoją małą historię, a razem ze swoją – także dużą historię. To, co działo się i dzieje z nami, jeszcze nie zostało zrozumiane, trzeba to wypowiedzieć. Na początek przynajmniej wypowiedzieć. Boimy się tego, nie umiemy na razie poradzić sobie z własną przeszłością”.

Niezwykle wykorzystana technika wielogłosowości sprawia, że reportaże Aleksijewicz w tę przeszłość przenikają i to przenikanie nas „nastraja” i to nie tylko dlatego, że tych głosów przywołuje ona setki, tak jak ma to miejsce w jej znakomitej książce „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” (o której pisałem szczegółowego w po przednim artykule), ale wynika ono przede wszystkim z siły tych poszczególnych „głosów” (rozmów, wywiadów, zwierzeń). Aleksijewicz jest nadzwyczajna w wyciąganiu od rozmówcy rzeczy zakrytych, trudnych do wspominania, bolesnych i traumatycznych. Buduje obraz ludzi w kontekście wydarzeń historycznych, ale te wydarzenia to jednakowoż tylko kontekst do tego, co jest jednostkowe i unikalne. Autorka ma przy tym tę dramatyczną świadomość ułomności ludzkiej świadomości i tego, co składa się na mizerię człowieczego istnienia. Aleksijewicz nie ma złudzeń i wydaje się, że im głębiej poznaje ludzi i wydarzenie, których byli uczestnikami bądź świadkami, tym mniej nam pozostawia nadziei na odszukanie w tym wszystkim jakiegoś choćby nawet najmniejszego sensu:

„Szary człowiek zazwyczaj czyta mało i mało myśli, a przez ostatnie 20 lat ta poprzeczka została jeszcze mocno obniżona. Myślenie to praca, a ci ludzie są po prostu zbyt zmęczeni, nie mają dość siły, by zrozumieć, co się dzieje. Za to bardzo łatwo, bez najmniejszego wysiłku, można uruchomić w nich najprostsze, najbardziej prymitywne emocje”. (w: Trudno być człowiekiem)

Człowiek u Aleksijewicz jest zawsze jakoś zanurzony w historii, myśli i działa w relacji do niej. Jest zawsze „produktem” ideologicznym. Noblistka przepracowuje to, z czego bardzo często nie zdajemy sobie sprawy, a co jest wiecznym problemem naszego funkcjonowania w społeczeństwie i co streszcza się świetnie w pytaniu: czy w ogóle mogę być sobą, a jeśli tak, to na ile? „Człowiek ideologiczny” (zideologizowany) nie stawia sobie oczywiście takich pytań, on po prostu wie! Aleksijewicz takiego kogoś stara się „zdekonstruować”, czy też obnażyć z zasłon ideologii. Jak taki proces przebiega?

"Rozmawiałam z ludźmi w pociągach, na demonstracjach, pod budkami z piwem. Zadawałam proste pytania – o muzykę, fryzury, miłość, zazdrość, dzieciństwo – i to pozwoliło mi odejść od kłamstwa w książkach i mediach. Przy tych wywiadach najtrudniejsze nie były wcale okropności, o których ludzie opowiadali – wiadomo, że podczas wojny czy katastrofy w Czarnobylu działy się potworne rzeczy. Najtrudniejsze było to, że mimo iż rozmawialiśmy przez pół dnia, razem płakaliśmy, oni ciągle powtarzali to, co wyczytali w gazetach, co znali z propagandy. Zawsze czekałam na zdanie: 'A teraz opowiem coś, ale nie do książki, tylko dla ciebie". Moje książki są poskładane z takich momentów.' (w: Literacki Nobel, Swietłana Aleksijewicz o sobie i swoich książkach)

Takie kategorie jak manipulacja, propaganda, indoktrynacja czy ideologia są „zdekonstruowane” w jej reportażach, aż do samego bólu istnienia, albo raczej właśnie poprzez doświadczenie tegoż bólu. Co ciekawe, wywiady, wspomnienia, rozmowy czy deklaracje odnotowane przez autorkę w jej tekstach wcale nie wskazują, że jej rozmówcy mają pełną jasność swej samoświadomości i świadomości tego, co dzieje się wokół nich. Jak mówi autorka w rozmowie z Lidią Ostałowską:

"Któraś z nich mówi: 'Taka mała poszłam na front, że podczas wojny urosłam'. A pytanie przypomina mi sztandarowy rosyjski spór między Sołżenicynem i Szałamowem. Sołżenicyn pisał, że cierpienia łagrowe sprawiały, że człowiek stawał się wyższym i czystszym, a Szałamow był przekonany, że te doświadczenia deprawują i oprawcę, i ofiarę. Potrzebny jest już tylko w łagrze, w zwyczajnym życiu jest zbędny.

Tamte kobiety, z którymi się spotykałam, zostawiły we mnie uczucie zachwytu. To były przepiękne kobiety. Wojna zbiegła się w czasie z ich młodością, z pierwszą miłością. W młodości i w miłości człowiek wiele potrafi."(w: Wszyscy zdradzili wojenne kobiety)

Świat się zmienia, ale nie zmieniają się ludzie. Trwanie przy starych, czy utartych przekonaniach może mieć istotny aspekt irracjonalności, braku logiki, czy nawet absurdu, a przecież obstajemy przy czymś, co nie ma sensu i nawet jeśli o tym wiemy, to z jakichś przyczyn, dla kogoś lub czegoś tkwimy w błędzie. Ta banalna konstatacja w kontekście reportaży Aleksjiwicz jest ciągle przywoływana i eksplorowana. W jednym z wywiadów, który opublikowano w czwartym numerze ”Książek” z tego roku, mówi:

„Pamiętam wstrząsającą opowieść kobiety, która odsiedziała 17 lat w Gułagu. Kiedy ich tam prowadzili z pracy na wieczorny apel, w żadnym wypadku nie mogli się spóźnić. Jeśli spóźnił się choć jeden, pozostali musieli za karę stać na mrozie. Kiedyś to ona się spóźniła, więc wsadzili ją do żelaznej klatki. A sąsiedzi z baraku, przechodząc obok, pluli na nią. Niektórzy bili […] Ale kiedy usłyszała, że potępiam Stalina, oburzyła się i zabroniła mi go tykać, bo on /był wielkim człowiekiem/. Nie rozumiałam, jak można przejść przez coś takiego i wciąż podchodzić do tamtego systemu jak do religii. Z domu tej kobiety odchodziłam w rozpaczy. Nieraz mi się to zdarzyło i zdarza, bo powodów do rozpaczy jest wciąż więcej niż dość”.

Książki Swietłany Aleksijewicz, mimo że podobne w swej technice opisu fenomenu tego, co stanowi o sensie istnienia człowieka zanurzonego w historii (o ile taki sens w ogóle istnieje), różnią się bardzo, tak jak różni są od siebie, ci którzy w tych reportażach mówią. Bohaterowie Aleksijewicz to tylko pozornie przedstawiciele formacji pokoleniowej, która określamy terminem homo sovieticus. Znacznie trafniej można by tę kategorię przemianować na wspomnianą już kategorię „człowieka zideologizowanego”, który to termin nie ma ani pokoleniowego, ani państwowego, ani narodowego, ani żadnego innego specyficznego uwarunkowania i jest tak ogólny i powszechny, jak problemy i wydarzenia, które opisuje noblistka w swych książkach. Dodatkowo można uczynić ideologię z jej braku, więc mamy komplet możliwości charakteryzujących takiego „bohatera”:

„35 lat zajmowałam się badaniem społecznego zła. Napisałam pięć książek: o kobietach i dzieciach na wojnie, o Afganistanie, o Czarnobylu i krachu ZSRR. Razem to encyklopedia radzieckiego życia. Dlaczego tak wielkie cierpienie nie przekłada się na wolność? Nie wiem. Nie znalazłam odpowiedzi. Dzisiaj zajmują mnie już bardziej tematy metafizyczne – piszę jedną książkę o miłości, a drugą o starości i śmierci”.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor