„Wreszcie zrozumiałem, co to znaczy ból. Ból to wcale nie znaczy dostać lanie, aż się mdleje. Ani nie znaczy rozciąć sobie stopę odłamkiem szkła tak, że lekarz musi ją zszywać. Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się nam, że zaraz przez to umrzemy, i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić naszego sekretu. Ból sprawia, że nie chce nam się ruszać ani ręką, ani nogą ani nawet przekręcić głowy na poduszce” (Moje drzewko pomarańczowe).
Są pewne teksty niby przeznaczone dla dzieci, ale tylko niby, bo nawet dorośli mają z nimi problem. Pozornie wyglądają jak urocza przypowiastka, czy zachwycająca bajka, w rzeczywistości jednakowoż kryją w sobie coś znacznie wykraczającego poza pozór dziecięcej literatury, która ma odkrywać nowe światy, dla tych którzy stoją u początku życia. Są kultowe, są wieczne i żyją swoim wyjątkowym istnieniem, w różnych językach i różnych kulturach. Są uniwersalne na tyle, że potrafią zachwycać zawsze i wszędzie. Operują bowiem na takim poziomie metafory i symbolu, że znaczenia za nimi się czające mogą być odczytane na nieskończoną ilość sposobów.
Mowa rzecz jasna przede wszystkim o dwu kultowych, nieomalże ikonicznych tekstach, które wpisały się na listę najważniejszych książek literatury europejskiej: Małym Księciu i Alicji w krainie czarów.
Jeśli jeszcze, od biedy, Małego Księcia można dziecku przeczytać z płonną raczej nadzieją, że się tą historią zachwyci, to Alicja w krainie czarów, co najwyżej, może owo dziecko wprowadzić w popłoch poznawczy.
Dlaczego? Bo jest w tych opowieściach coś wyrzucającego nas poza czas i nieśmiertelność. Co to jest? Pytanie o sens naszego tu i teraz? Prawdopodobnie, ale rzecz jasna nie tylko.
„Istnieją książki, takie jak Alicja w krainie czarów czy Kubuś Puchatek, które w zasadzie przeznaczone są tylko dla dzieci. Ale tak naprawdę dorastamy do nich długo, a nie wyrastamy z nich nigdy – nie tak, jak z dziecięcych ubranek. Do tej samej grupy należy również Mały Książę – specyficzna baśń o maleńkim przybyszu z nieznanej planety.
Nieziemski gość poznaje prawa rządzące naszym światem i ludźmi – prawa, które tak naprawdę może odnieść do swoich doświadczeń i swojego życia dopiero dorosły (czy dorastający) człowiek, nie dziecko. To dorosły przecież styka się z ludźmi takimi, jak Król, Próżny czy Pijak.
Dostarczają mu cierpień władcy tego świata, gotowi poświęcić wszystko dla przyjemności wydawania rozkazów i rządzenia światem. W dorosłym życiu spotkamy też Próżnych, zachwyconych sobą, samotnych i oczekujących ciągłego uwielbienia.
To dorosły człowiek musi wybierać pomiędzy postawami życiowymi, jakie prezentują kolejni rozmówcy Małego Księcia. Czy pójdzie na łatwiznę i będzie postępował jak Pijak, cały swój świat topiąc w alkoholu? Czy wybierze drogę Bankiera, który wszystko przelicza na pieniądze (to typowe we współczesnym społeczeństwie)? A może Geografa – mola książkowego, niepotrafiącego przekładać swojej teoretycznej wiedzy na codzienną rzeczywistość? Albo Latarnika – bezmyślnego urzędnika, dla którego życie jest jedynie ciągiem obowiązków, wypełnianych rutynowo i bez przyjemności?” (za: www.aleklasa.pl)
To pytania istotne, ale przecież daleko wykraczające poza możliwości rozpoznawania świata przynależne dzieciom, które dopiero gdy zostaną odarte z dziecięcej, cudownie rozbrajającej, ufnej naiwności i wrzucone w koszmar, jaki zgotowali im dorośli, którzy – o dziwo – sami kiedyś byli naiwni i szlachetni, dziećmi będąc w kołysce – dopiero wtedy rozpoznają podróż Małego Księcia jako daleko wykraczającą poza wymiar uroczej, naiwnej opowiastki.
Podobnie, a może nawet bardziej nie-dziecięca w swej skomplikowanej metaforyce i strukturze jest Alicja w krainie czarów i choć spadamy natychmiast w klaustrofobiczną dziurę już na samym początku, to potem jesteśmy jeszcze bardziej przemieszczeni poza czas i nieśmiertelność. Przypomnijmy:
„Alicja, młoda dziewczynka, siedzi na brzegu rzeki ze swoją siostrą, kiedy zauważa białego królika w kamizelce, który mówi do siebie i spóźnia się na ważne spotkanie. Zaciekawiona postanawia podążyć za nim i wpada do króliczej nory, która prowadzi ją do fantastycznego świata, zwanego Krainą Czarów.
W Krainie Czarów Alicja napotyka wiele dziwacznych postaci, takich jak: Kot z Cheshire, Szalony Kapelusznik, Fałszywy Żółw, Królowa Kier i wiele innych. Każde spotkanie to nowa, często absurdalna przygoda i wyzwanie dla Alicji, która musi dostosować się do zmiennych reguł i logiki tego niezwykłego świata.
W trakcie swojej podróży Alicja doświadcza wielu niezwykłych zjawisk – raz rośnie do gigantycznych rozmiarów, innym razem kurczy się do wielkości owada. Próbuje uczestniczyć w „herbacie u Szalonego Kapelusznika”, gra w krokieta, gdzie flamingi służą jako kije, a jeże jako piłki, oraz staje przed sądem Królowej Kier, która chce ją ściąć.
Powieść kończy się tym, że Alicja budzi się i okazuje się, że cała przygoda była tylko snem”. (za: www.blue.edu.pl)
Alicja w krainie czarów prowadzi nas przez meandry naszych pragnień, podświadomych zamierzeń, niezwykłości, strachu, zadziwień i tego wszystkiego, co jest, a jakby tego nie było, czyli skrytego pragnienia, by potrafić zaistnieć w innym, równoległym świecie, który być może jest, ale równie dobrze może być tylko senną ułudą.
Jak do tego ma się Moje drzewko pomarańczowe? No właśnie – opowiastka niby dla dzieci, ale czy rzeczywiście? Tekst Jose Mauro De Vasconcelos’a jest dwuznaczny, ale w bardzo dyskusyjnym i kontrowersyjnym wymiarze. Jakim? W postaci głównego bohatera. Zezé jest bowiem pięciolatkiem, który sprawia wszystkim kłopoty, bo uwielbia dokazywać i to w sposób znacznie wykraczający poza to, co nazywamy dziecięcymi wygłupami. Ale czy książką Vasconcelosa to tekst o wybrykach dzieciaka, który rozmawia z drzewkiem pomarańczowym, zwanym Paluszkiem?
Kontynuacja za tydzień.
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Moje drzewko pomarańczowe, Jose Mauro De Vasconcelos, przekład, Wojciech Charchalis, wyd. Sto stron, 2023, s. 209.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com