23 października 2024

Udostępnij znajomym:

„Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się nam, że zaraz przez to umrzemy, i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić naszego sekretu. Ból sprawia, że nie chce nam się ruszać ani ręką, ani nogą ani nawet przekręcić głowy na poduszce” (Moje drzewko pomarańczowe).

Przypowieść, czy raczej historia dla dzieci wydana w serii Książki ponadczasowe, wydawnictwa Sto stron, pod magicznym tytułem „Moje drzewko pomarańczowe” prowokuje pytanie – czy rzeczywiście jest to tekst dla dzieci, a jeśli tak, to na ile?

Zezé, pięciolatek o wyjątkowej inteligencji i nadzwyczajnej energii. jest bity i katowany przez rodzinę, szczególnie przez sfrustrowanego brakiem pracy ojca. Jest bity często do nieprzytomności, jest bity nieustannie. Sam siebie określa jako „podszyty diabłem” – czy to istotnie pozwala zaliczyć ten tekst do literatury dziecięcej? Toksyczna rodzina, nieomalże genialny dzieciak, obezwładniająca bieda, która doskwiera rodzinie tak bardzo, że Zezé musi czyścić buty ludziom, by zarobić na prezent dla ojca, zwierzanie się z problemów drzewku pomarańczowemu w poszukiwaniu akceptacji – to jeden wymiar tego opowiadania. Drugi skoncentrowany jest wokół zaskakującej, obezwładniającej intensywnością, przyjaźni z Portugą, dużo starszym mężczyzną, który staje się całym światem dla tego, ponad normę wrażliwego, dzieciaka.

Zezé jest „diabłem podszyty”, jak sam mówi, bo rozpiera go energia i nie ustaje w pomysłach, które innych doprowadzają do szału:

„- Tylko w zeszłym tygodniu już kilka razy dostałem lanie. Niektóre nawet bardzo mocne. Dostaję też za to, czego nie zrobiłem. Winią mnie za wszystko. Przyzwyczaili się już do tego, żeby mnie bić.

- Ale co ty robisz takiego strasznego?

- To pewnie sam diabeł. Przychodzi ochota, żeby zrobić, więc… robię. W tym tygodniu podpaliłem ogrodzenie Czarnej Eugenii. Wyzwałem panią Cordelię od kaczek na jajkach i ona się wciekła. Kopnąłem szmaciankę i ta głupia wpadła przez okno i zbiła wielkie lustro pani Narcisy. Z procy stłukłem trzy żarówki. Trafiłem kamieniem w głowę syna pana Abla” (s. 134).

Nieustanne akcje chłopaka mogą rzeczywiście doprowadzić do szału, ale nie usprawiedliwia to sytuacji, w których o mały włos nie zostałby zakatowany przez domowników.

Jak sam mówi, jest bity nieustanie, często okrutnie, co najgorsze, przez członków swojej własnej rodziny. Bity do nieprzytomności przez ojca, jak miało to miejsce w sytuacji, gdy zaśpiewał mu piosenkę, którą ten błędnie zrozumiał, czy nieomalże zabity, gdy nazwał swoją siostrę dziwką, bo ta zniszczyła mu balon, na który sam zebrał pieniądze, czyszcząc ludziom buty. Skrajna bieda, jaka dotknęła jego rodzinę, gdy ojciec został bez pracy i był jednym wielkim, sfrustrowanym przegranym, matka, która zapracowywała się śmiertelnie, prawie nieprzytomna i nieobecna z nadmiaru obowiązków, siostry i bracia, którzy niekoniecznie potrafili zrozumieć pięciolatka o nadzwyczajnie wybujałej wyobraźni i nieograniczonej ilości pomysłów na spędzenie każdego dnia – to wszystko układa się w pasmo dziecięcego dramatu, szczególnie gdy zdamy sobie sprawę, iż on sam określa siebie jako pełnego zła, mającego diabla za skórą, szczególnie gdy mówi:

„Kiedy przychodzą święta, tak bardzo chciałbym go mieć! Chciałbym bardzo, żeby raz w życiu, zanim umrę, urodziło się dla mnie Dzieciątko Jezus, a nie Dzieciątko Diabeł” (s. 47).

Przerażające wyznanie? Owszem, jeśli słyszymy je z ust pięciolatka, który jest nadzwyczajnie zdolny i utalentowany, jego nauczycielka jest nim zachwycona, znakomicie śpiewa, łapie w lot trudne słownictwo, jest błyskotliwy, dowcipny i pracowity, sam przecież zarabia nie tylko na bibułę potrzebną do zbudowania latawca, ale też na świąteczny prezent dla ojca, który nie jest w stanie zapewnić rodzinie przyzwoitych warunków do życia. To wprawdzie się zmienia, bo ojciec ostatecznie zdobywa pracę, ale tak zwane mleko się już wylało i mdławo kiczowate zakończenie opowieści niczego tu nie zmienia. Ale to tylko jedna strona Mojego drzewka pomarańczowego, gdyż rodzinne tragedie i dramaty są niczym wobec śmierci nadzwyczajnego i przypadkowego przecież przyjaciela – zwanego Portugą. To zresztą historia na osobne, i wydaje się niekoniecznie jednoznaczne, opracowanie. Relacja dorosły, bogaty, starszy mężczyzna i biedne, urocze dziecko, jest co najmniej zagadkowa.

Tekst Jose Mauro De Vasconcelosa jest dziwnie dwuznaczny, ale w bardzo dyskusyjnym i kontrowersyjnym wymiarze, jakim? Szczególnego niedopowiedzenia, które zawieszone jest gdzieś pomiędzy toksyczną rodziną, a pełnym serca i zrozumienia Portugą.

„Czy można być dorosłym, mając pięć lat? Mały Zeze dużo wie o życiu. Wie, co to głód, bieda, smutek i cierpienie. Rozumie potrzeby bezrobotnego ojca i maleńkiego brata, ale jego potrzeb nie dostrzega prawie nikt. Zeze jest wrażliwy i szalony, bywa łobuziakiem i aniołem. Ma niezwykłą wyobraźnię, własny świat, w którym rozmawia z drzewkiem pomarańczowym i nietoperzem, tworzy dla swego braciszka zoo o Europę, a w jego piersi wibruje głos ptaszka. Daje innym swą miłość, ale niewiele dostaje w zamian. Zeze, bity i poniżany, nie poddaje się jednak i ocala w sobie zachwyt nad światem. Ale sama wyobraźnia nie zaspokoi głodu miłości, dlatego chłopiec docenia każdy przejaw dobroci. Rozmowy z wujem Edmundo, ciepłą dłoń nauczycielki, sympatię sprzedawcy piosenek i wreszcie przyjaźń z Portugą, która odmieni jego życie. Moje drzewko pomarańczowe to piękna opowieść o tym, jak rodzi się czułość i jak ważna jest w życiu każdego człowieka, bo nawet jej okruszyna potrafi przywrócić chęć do życia i zamienić rynsztok w skrawek nieba” (Nota okładkowa z wydania w kolekcji „Cała Polska czyta dzieciom”).

Można mieć spore wątpliwości, czy wyraźnie biograficznie osadzona opowieść Vasconcelosa jest rzeczywiście piękna, a jeśli tak, to na ile? Te wątpliwości mają swe podstawy w wyraźnie toksycznej atmosferze rodzinnej, która dominuje w relacjach z Zeze, dziwnej i zbyt idealnej, prawie magicznej przyjaźni z Portugą, a nade wszystko w samooskarżaniu się dzieciaka o bycie diabelskim nasieniem – trzeba też pamiętać, że pięciolatek jest nieustannie bity – czy to może być element piękna tej książki?

Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Moje drzewko pomarańczowe, Jose Mauro De Vasconcelos, przekład, Wojciech Charchalis, wyd. Sto stron, 2023, s. 209.

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

 

----- Reklama -----

WCZESNE GLOSOWANIE 2024

----- Reklama -----

WCZESNE GLOSOWANIE 2024

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor