Czy wymyślony przez Martína Caparrósa termin Ñameryka, określający unikalność krajów do tej pory określanych mianem „latynoskich”, wejdzie do powszechnego obiegu i będziemy go używać zgodnie z intencją pomysłodawcy? Co on oznacza i dlaczego Caparrós stwarza dodatkowe byty językowe, jakby dotychczasowych nie było wystarczająco dużo?
Ameryka Łacińska, kraje latynoskie, Iberoameryka, Ameryka Południowa, Hispanoameryka to nazwy, których sensowność Caparrós kwestionuje w swej najnowszej książce. Żadne bowiem z tych określeń nie oddaje istoty wspólności krajów tego regionu. A co taką „wspólnością”, przynależną wszystkim dwudziestu krajom, które w książce omawia, może być? Według autora jest nią bezdyskusyjnie język.
Trudno nie przyznać mu racji, iż jest w tym pomyśle uchwycone sedno wyjątkowości i kategoria tożsamości, które idealnie wpisują się w to, co stanowi o istocie owych dwudziestu krajów. Jak mówi Caparrós w jednym z wywiadów:
“Ñ" to jest litera z hiszpańskiego alfabetu. Występuje ona tylko i wyłącznie w alfabecie hiszpańskim. Zatem wydała mi się idealną literą do wykorzystania w tytule tej książki, ponieważ opowiadam w niej o 20 krajach, których mieszkańcy posługują się na co dzień językiem hiszpańskim. Na samym początku myślałem, że będę pisał o Ameryce Łacińskiej, ale szybko się zorientowałem, że Brazylia jest krajem o zupełnie innej historii, odmiennej rzeczywistości, proporcjach i parametrach. Zatem postanowiłem skupić się wyłącznie na tych 20 krajach, w których mówi się tym samym językiem, językiem kastylijskim. Jednak potrzebowałem do tego jakiejś nazwy. Ponieważ nazwa Ameryka Łacińska obejmuje Brazylię, o której nie chciałem pisać, zastanawiałem się, czy istnieje takie słowo, którego mógłbym użyć. Co prawda istnieje w języku hiszpańskim wyraz “Hispanoameryka", ale tak naprawdę nikt go nie używa. Czasami się śmieję, że aby ktoś go użył, należałoby mu za to zapłacić, na przykład jakiemuś prezenterowi czy biurokracie. Ja w swoim oficjalnym wystąpieniu potrzebowałem innego określenia. Wtedy właśnie zacząłem myśleć właśnie o tym, że to język hiszpański jest tym elementem łączącym 20 krajów, o których pragnę pisać. A bardzo charakterystycznym elementem hiszpańskiego czy kastylijskiego jest litera Ñ. Mam nadzieję, że od tej pory słowo “Ñameryka" będzie również szerzej używane. (za: Bogdan Zalewski, Martín Caparrós o nowej książce Ñameryka, w: rrmf24.pl)
Nie ma żadnych wątpliwości, że Caparrós uchwycił sedno tego, co wspólne dla wielu krajów i wielu kultur tego regionu – oczywiście jest to powszechny w użyciu język, ale który? Hiszpański czy kastylijski? Jaka jest różnica między nimi i dlaczego autor używa raczej terminu kastylijski aniżeli hiszpański?
„Co znaczy español? Co znaczy castellano? Castellano, czyli kastylijski, jest językiem wywodzącym się ze środkowej, centralnej części Hiszpanii (zwanej Kastylią), który przyjął się na całym terytorium dzisiejszego kraju. W niektórych regionach współżył i współżyje, z językami regionalnymi: catalán (kataloński), vasco (baskijski) i gallego (galicyjski). Ale słyszy się też inne nazwy: aranes, valenciano, bable (asturleonés), aragonés. Pewnie dlatego niektórzy wolą używać nazwy kastylijski. Chcą podkreślić, że castellano nie ma monopolu krajowego, że Hiszpania to nie tylko, i nie w sposób przeważający, Kastylia. A hiszpańskimi są wszystkie języki używane w kraju. Takie podejście wyraża bardzo często pewną opcję polityczną, według której należy podkreślać, że kraj zwany przez nas Hiszpanią jest zlepkiem kilku autonomicznych kultur (kastylijskiej, katalońskiej, baskijskiej, etc.), a nie monolityczną strukturą.
Ze słownikowego punktu widzenia, w odniesieniu do języka, castellano i español oznaczają dokładnie to samo: język urzędowy Hiszpanii i większości krajów Ameryki Łacińskiej. W rzeczy samej w wielu krajach Ameryki Południowej mówi się o języku castellano, gdy tam przecież o żadnej opcji politycznej nie może być mowy. Po prostu historycznie, w odniesieniu do języka, słowa castellano i español są synonimami”. (za: ¿Español o castellano? Monika Bielawa, w: Espanolparati.pl)
Ale językowe uwarunkowania tożsamościowe Ñameryki to tylko jeden z aspektów ogromnej pracy Martína Caparrósa, którą wykonał pisząc to monumentalne, prawie 1000-stronicowe, dzieło. Dotykamy w nim bowiem rzeczywistości nadzwyczajnie skomplikowanej i naznaczonej swoistą niemożnością w wyjściu poza historyczne i społeczne traumy, takie jak: konkwista, kartele narkotykowe, przemoc, szczególnie wobec kobiet, unicestwienie pierwotnych kultur, dominacja Kościoła katolickiego, wszechobecna korupcja społeczna i polityczna, mocne tendencje lewicujące i socjalizujące i jednocześnie skrajnie prawicowe, faszyzujące dyktatury, niewydolność, a nawet rozpad elementarnych mechanizmów charakterystycznych dla sprawnie funkcjonujących demokracji, takich jak efektywność w egzekwowaniu prawa czy skuteczność policji w ściganiu przestępców, zdegenerowana gospodarka, eksploatująca bogactwa naturalne metodą rabunkową, ogromne różnice w zamożności ludzi, od skrajnej biedy po niewyobrażalne bogactwo, niekontrolowany handel bronią i jej gigantyczny napływ z USA.
Autor zabiera nas w długą, wyczerpującą, ale nadzwyczajnie fascynującą podroż po wielu krajach i miastach regionu, by pokazać odrębności i identyczności tych wszystkich, często drastycznych, problemów. Bardzo wiele uwagi poświęca Martín Caparrós temu, co najbardziej destruuje i degeneruje współczesność Ñameryki, czyli narkotykom.
W cytowanym już uprzednio wywiadzie, czytamy: „przed chwilą powiedziałem, że w ciągu całego wieku Ameryka Łacińska była najbardziej pokojowym rejonem na całym świecie. Miałem na myśli przede wszystkim to, że poszczególne państwa regionu nie walczyły między sobą, nie dochodziło do wojen, nie występowała przemoc publiczna. Natomiast mniej więcej od lat 80. i 90. XX wieku rozpoczęła się tak zwana przemoc prywatna. O co chodzi? Pojawiło się kilku przedsiębiorców, którzy w celu lepszej kontroli nad swoimi rynkami musieli stworzyć takie małe wojska, aby bronić swoich interesów i chronić swoje terytorium. Na przykład chodziło o rynek produkcji i eksportu kokainy. To jest rynek niezwykle skomplikowany i złożony. Wtedy rzeczywiście zaczęła się ta spirala przemocy, która rozlała się na kilka krajów rejonu. Na przykład obserwujemy ją w Kolumbii. Natomiast w tym momencie w Meksyku liczba zabójstw jest naprawdę olbrzymia. Wydaje mi się, że są tego dwie przyczyny. Po pierwsze: Meksyk znajduje się niedaleko największego rynku narkotykowego na świecie. Mowa o Stanach Zjednoczonych. Zatem Meksyk jest zainteresowany, by sprzedawać narkotyki Amerykanom z Północy. A drugą przyczyną była chyba najgorsza w historii decyzja prezydenta Meksyku z roku 2006. Ten olbrzymi błąd polegał na tym, że prezydent Felipe Calderón wypowiedział wojnę wszystkim narcos, bossom narkotykowym. Do tamtego momentu - powiedzmy - sytuacja była pod względną kontrolą. Jednak od roku 2006 rozkręciła się ta olbrzymia spirala przemocy. Sytuacja uległa pogorszeniu, niczego nie rozwiązano i rzeczywiście liczba ofiar śmiertelnych zwiększyła się w bardzo znaczący sposób”.
Ale handel narkotykami i wojny narkotykowych karteli nie dominują reportażu Caparrósa. Wiele miejsca poświęca on w swej książce niebywałej wręcz żywotności i złożoności kulturowej regionu, literaturze i sztuce, których nie definiuje się już jedynie przez kultową poetykę realizmu magicznego. Niesamowicie interesujące są charakterystyki wielkich metropolii regionu, w szczególności Mexico City, emanujące swym nieograniczonym potencjałem kulturowym, znacznie wykraczającym poza obszar Ñameryki.
Ñameryka, Martin Caparrós, Wydawnictwo Literackie, 2023, s.747.
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com