Pół życia, a może więcej, spędzamy czekając na coś. Uświadomiłem to sobie niedawno, gdy po raz kolejny, w środku nocy, czekałem na zielone światło na pustym skrzyżowaniu.
W ciągu dnia zmieniają się one szybko, by przyspieszyć ruch i nie dopuścić do powstawania zbyt wielkich korków. W nocy wszystko jednak zwalnia i musimy uzbroić się w cierpliwość, bo zamiast 45 sekund proces trwa czasem prawie 3 minuty. Wyobraźmy sobie, że w ramach 20 minutowej, nocnej jazdy trafiamy na 3 zmiany świateł. O korkach nawet nie wspominam.
Czekamy też w kolejkach do kas sklepowych. Niby nic, ale jak kilka razy ustawimy się za pięcioma osobami, to robi się z tego godzina tygodniowo.
Ostatnio wstąpiłem do apteki, by zrealizować receptę. Po kilkuminutowym czekaniu na moją kolej usłyszałem pytanie:
- Poczekasz, czy przyjedziesz później?
Szybko obliczyłem, iż przyjazd później to jeszcze większe marnotrawstwo czasu, więc zdecydowałem się poczekać. Przez 25 minut zwiedzałem sklep, podziwiając aranżację towarów na półkach, by w końcu zostać wywołanym przez sufitowe głośniki. Podchodzę i znów czekam. Jakaś kobieta ucina sobie pogawędkę z farmaceutą na temat swych dolegliwości. Tu strzyka, tam boli, a ta tabletka to dobra jest na co? W końcu ktoś zwrócił jej uwagę, że 7 osób stoi za nią. W końcu, po ponad 40 minutach wyszedłem z sześcioma pigułkami. Oczywiscie z zażyciem pierwszej musiałem poczekać do wieczora.
Czekamy, aż przestanie padać deszcz, zaparzy się kawa, ugotuje jajko na twardo, upiecze chleb. Czekamy na koniec pracy, weekend, wakacje i święta. Również na spóźniających się gości, samoloty, taksówki, zmiany pór roku. Od dawna czekam, by kilka osób zmieniło zdanie w kilku sprawach lub przestało używać w dyskusjach tych samych, durnych argumentów. Pewnie się nie doczekam.
Oczywiście czasami czekanie jest przyjemne. Zwłaszcza, gdy mamy co robić. W jakimś poradniku zwrócono uwagę, by zawsze mieć przy sobie coś, co pozwoli nam w produktywny sposób zabić nieco czasu. Na przykład książkę, krzyżówki czy kanapkę. Tylko kto w dzisiejszych czasach nosi przy sobie książki i kanapki? Więc czekając na coś marnujemy cenne minuty, godziny, dni.
Jedni mówią, że warto czekać na coś, co ma dla nas jakąś wartość. Inni, iż straconego czasu już nie odzyskamy. Kto ma rację, no kto...
Tak przy okazji, to pewnego dnia, całkiem niedawno, czekałem w restauracji na zamówiony posiłek. Kilka stolików dalej usiadła trzyosobowa rodzina pochodzenia azjatyckiego. Wiekowi rodzice z dorosłym synem. Po złożeniu zamówienia młody mężczyzna szepnął coś kelnerowi. Oczywiście nastąpił okres oczekiwania. Kiedy ja już się posilałem, do obserwowanego stolika podjechał wózek wypełniony talerzami i filiżankami. Mężczyzna zerwał się, po czym sam zaczął stawiać wszystko na stole, najpierw obsługując matkę, następnie ojca. Po rozstawieniu potraw zajął się aranżacją sztućców i dostarczeniem dostępnych przypraw. Następnie stojąc z boku obserwował rodziców. Gdy kiwnęli głowami, iż wszystko w porządku, usiadł i zajął się swoim talerzem. Warto było czekać, by to zobaczyć i wyciągnąć wnioski. Taki przejaw szacunku dla starszych rzadko jest ostatnio widywany. Szkoda.
Gdy tak nad zaobserwowanym fenomenem wiecznego czekania się zastanawiałem, poczułem porzebę dokształcenia w temacie. Sięgnąłem do kilku źródeł, wpisałem odpowiednie hasła, po czym zafascynowany zagłębiłem sie w lekturę. Okazuje się, że poczucie oczekiwania na coś towarzyszy zwykle osobom w depresji.
Oj! Niedobrze!!
Po kilku zdaniach odetchnąłem z ulgą. Jednak nie o mnie chodzi. U mnie oczekiwanie wywołuje raczej złość, co świadczy o zniecierpliwieniu.
Jednak jeśli ktoś ma poczucie, że za chwilę, za godzinę, za dzień ma się coś ważnego w jego życiu wydarzyć, wtedy należy skorzystać z pomocy fachowej. Takie oczekiwanie na coś niesprecyzowanego, mglistego, ale chyba ważnego podobno jest znakiem kłopotów.
Zakończyłem lekturę, wyłączyłem komputer i zdecydowałem się zrobić coś pożytecznego.
Może obiad?
Przez pół godziny czekałem aż się niezbędne produkty rozmrożą. Następnie czekałem na odpowiednią temperaturę piekarnika. Potem nastąpił kilkuminutowy okres oczekiwania aż się woda zagotuje i będę mógł wrzucić do niej inne składniki. Gdy wszystko było gotowe okazało się, że trzeba poczekać na pojawienie się kogoś, kto chciałby to zjeść.
Zgodnie z zaleceniami z poradnika dla niecierpliwych sięgnąłem po coś pożytecznego, czyli pilot od telewizora. Po długim klikaniu programami znalazłem wrescie coś z kręgu moich zainteresowań, ale oczywiście poczekać musiałem na koniec przerwy reklamowej.
W tym momencie zadzwonił telefon.
Po wstępnej, obowiązkowej wymianie uprzejmości i informacji na temat pogody, dokładnie wyczekiwanej prawdziwej wiosny, przeszliśmy do konkretnych tematów.
- Co się dzieje, w czym mogę pomóc?
- Tak sobie zadzwoniłem, żeby zabić trochę czasu, pogadać o czymś.
- A co robisz?
- Siedzę na lotnisku i czekam na rodzinę...
No nieee....
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.